Lido Pimienta

Eksperymentalność. Ekspresja. Bezkompromisowość. Honorowanie korzeni i tradycji. Sztuki wizualne. Wykraczanie poza wszelkie ramy. W czasach, w których wydawałoby się, że w muzyce wydarzyło się już wszystko, dostajemy osobistą definicję piękna w postaci albumu La Belleza. Jest on połączeniem kolumbijskiej cumbii z… orkiestrą. Jego twórczyni, Lido Pimienta, zostaje Artystką Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.
Kolumibjsko-kanadyjska muzyczka i producentka już od trzech dekad tworzy sztukę, która zderza tradycję z eksperymentalnością, poezję z gniewem, a elektronikę z duszą. Jej twórczość to nie tylko płyty – to wyzwania rzucone światu. Kanadyjski dziennik The Globe and Mail określił Pimientę jako „odważną, zuchwałą i polaryzującą” osobowość, nieustannie konfrontującą się z władzą. Jej głos jest jak zjawisko pogodowe – z jednej strony miękki i eteryczny, z drugiej niespodziewanie potężny. Jej sztuce przewodzi konkretna misja: autentyczność i transformacja. To zarówno jej osobista podróż, jak i kolektywne wezwanie do refleksji i zmiany.
Color EP
2010
Pierwszy album Pimienty to z jednej strony pamiętnik z czasów formowania się tożsamości a z drugiej,
w efekcie, manifest niezależności – choć wtedy jeszcze szeptany, nie krzyczany.
Nagrany w domowych warunkach, z pomocą męża-producenta, Color to, w szerszym kontekście, dźwiękowa mapa pierwszych prób oswojenia nowej rzeczywistości imigrantki w Kanadzie. Muzycznie zaś – lo-fi elektronika z eksperymentalnymi strukturami, często przypominającymi dziennik snów.
No soy de aquí, no soy de allá / soy de la esquina rota de mi identidad
Nie jestem stąd, nie jestem stamtąd / jestem z pękniętego rogu mojej tożsamości
To płyta o byciu pomiędzy – językami, kontynentami, emocjami. Choć brakuje tu jeszcze klarowności znanej z późniejszych prac, to właśnie ta niepewność sprawia, że Color brzmi tak autentycznie. To pierwszy rozdział historii kobiety, która dopiero uczy się nazywać swoje traumy i swoje marzenia. Narodziny artystki, która jeszcze nie wie, że lada moment stanie się jedną z najoryginalniejszych postaci latynoamerykańskiej sceny.
La Papessa
2016
Lido wychodzi z cienia na La Papessa – i to dosłownie. Po latach toksycznej relacji, która ograniczała jej niezależność, przejmuje pełną kontrolę nad procesem twórczym. Sama komponuje, produkuje, miksuje. W efekcie tworzy album nie tylko spójny, ale także silnie osobisty. Duchowy, a zarazem cielesny. Waśnie ta płyta sprawiła, że zaczęło być o niej głośno.
Tytułowa „papieżyca” to symbol buntu wobec systemu, w którym władza (duchowa i polityczna) zarezerwowana jest dla mężczyzn. Lido buduje własną świątynię, której duchowość pulsuje w syntezatorach, a mistycyzm płynie z tradycyjnych rytmów bullerengue, mapalé i champeta, splecionych z ambientem i glitch-popem. To płyta kontemplacyjna, ale nie mdła – bardziej rytualna niż rozrywkowa.
Mi voz no pide permiso / mi cuerpo no debe nada
Mój głos nie prosi o pozwolenie / moje ciało niczego nie jest wam winne
Te słowa nie tylko wyznaczają kierunek albumu, ale też całej późniejszej twórczości Lido. La Papessa to album o sprawczości – głęboko osobisty, a zarazem uniwersalny. Artystka otrzymała za niego prestiżową kanadyjską nagrodę Polaris – jako pierwsza artystka śpiewająca głównie po hiszpańsku.
Miss Colombia
2020
Inspiracją dla tytułu był konkurs Miss Universe 2015. W jego trakcie omyłkowo wręczono koronę kolumbijskiej kandydatce , a po chwili ją odebrano i przekazano kandydatce z Filipin. Miss Colombia jest symbolicznym odzyskaniem przez Pimientę kontroli w branży przesiąkniętej rasizmem i mizoginią. Lido bierze tu na warsztat wszystko, co ją boli: kolonializm, dyskryminację, toksyczny patriotyzm. To płyta o rozdarciu – między dumą z ojczyzny a świadomością jej brutalnej historii.
Muzycznie jest najbardziej „kolumbijskim” albumem artystki, choć zrobionym na własnych zasadach. Tradycyjne rytmy cumbia i porro przeplatają się z elektroniką oraz chórkami dziecięcymi i podane są w bardzo eksperymentalnych formach.
Najmocniejszym momentem na płycie jest utwór Nada. Pimienta prowadzi w nim wokalny dialog z Li Saumet z Bomba Estéreo. Choć pełno w nim bólu, nie jest użalaniem się. Lido przedstawia cierpienie jako źródła siły.
Yo te soy sincero / Si es que mañana muero / No le tengo miedo / Pues soy mujer y llevo / El dolor adentroBędę z Tobą szczera / Jeśli jutro mam umrzeć / Nie boję się tego / Jestem kobietą / I noszę ból w sobie
Co więcej, Lido napisała ten utwór kilka dni po narodzinach swojej córki, co opisuje jako szok i traumę dla ciała.
Po porodzie moje ciało miało dziurę. Czułam się pusta, a jednocześnie ciężka.
Ten rodzaj bólu (…) trudno opisać. To przenikliwy ból, w twoim wnętrzu. To skłoniło mnie do refleksji nad bólami menstruacyjnymi, kiedy byłam jeszcze nastolatką i nie rozumiałam, dlaczego „bycie kobietą” oznacza krwawienie i ból, a mimo to jesteśmy „słabszą płcią”. (…) Czuję, jakby moja córka podarowała mi tę piosenkę, aby ją chronić i powiedzieć jej: Nie bój się śmierci, to najmniejsze z twoich zmartwień, jesteś kobietą na świecie. Jeśli śmierć zapuka do twoich drzwi, nie będzie to najgorsza rzecz, jaka może ci się przydarzyć.
Ten ból słychać w jej głosie – wyraźnie, niemal dotkliwie. Wokal Pimienty, tak jak jej muzyka, zmieniał się z każdym przesunięciem granicy, z każdą raną i przebudzeniem. Niezmienna pozostaje ekspresja – głos i ciało poruszają się w absolutnej symbiozie. Trudno powiedzieć, co prowadzi – dźwięk czy gest. Jedno jest pewne: Pimienta śpiewa w sposób hipnotyzujący.
Niecały rok po premierze Miss Colombia Lido Pimienta zapisała się w historii jako pierwsza czarnoskóra kobieta, która skomponowała utwór dla New York City Ballet. Stworzony w 2021 roku Sky to Hold przemycał na scenę baletową brzmienia takie jak dembow czy vallenato, wynosząc ludowe gatunki do rangi sztuki wyższej.
La Belleza
2025
Piękno nie jest dekoracją. Piękno to prawda. A prawda boli.
Tak mówiła w jednym z wywiadów Lido. I rzeczywiście, na płycie La Bellezza piękno nie ma w sobie nic z estetycznego blichtru. Tętni, czasem boli, ale dzięki temu otwiera przestrzeń dla prawdziwego spotkania – z drugim człowiekiem, z samą sobą, z przeszłością.
Po latach intensywnego dialogu z elektroniką i tradycją, Lido Pimienta otwiera nowy rozdział – bardziej akustyczny, ale równie radykalny. We współpracy z Montreal Symphony Orchestra eksperymentuje z aranżacją i dynamiką, ale nie rezygnuje z tego, co zawsze było jej siłą: emocjonalności i autentyczności. W tle pobrzmiewają echa cumbii, bullerengue, vallenato w zupełnie nowym, orkiestrowym wydaniu. Jednocześnie słychać tu wpływy tak odległe jak gregoriański śpiew, muzyka filmowa czy XVI-wieczna muzyka sakralna. Lido sięga m.in. po twórczość czeskiego kompozytora Luboša Fišera oraz atmosferę czeskich filmów eksperymentalnych z lat 70., która – jak mówi – łączyła surowość z poetyckością. Choć panuje tu brzmieniowy minimalizm, nie oznacza to, że artystka tonuje ekspresję. Jej głos nadal prowadzi. Zmienny, pełen cienia i światła, emocjonalny, ale zawsze precyzyjny. Surowszy o kolejne pięć lat doświadczeń.
W Busca la Luz słyszymy cichy lament przechodzący w afirmację – poszukiwanie światła to przecież poszukiwanie sensu, nadziei, godności. Tytułowy wers staje się tu mantrą, a głos Lido brzmi jak echo matczynego wołania przez pokolenia.
La Belleza nie jest próbą przeskoczenia samej siebie, nie ma tu kalkulacji ani próby powtórzenia sukcesu. To płyta zrobiona z miejsca, gdzie najważniejsze jest odczuwanie. Lido nie próbuje już mówić za innych – mówi za siebie. I może właśnie dlatego to jej najbardziej uniwersalna płyta do tej pory.
Twórczość Lido Pimienty to ciągła praktyka przynależności – do siebie, do swoich przodkiń, do dźwięków, które niosą opowieści. Nie chodzi o to, by odnaleźć jedną tożsamość. Chodzi o to, by dać sobie przestrzeń na wiele. La Belleza to nie zamknięcie rozdziału, ale jego otwarcie. To zaproszenie – do słuchania, do czucia, do bycia obecnym.
I nie da się jej słuchać w tle. Lido Pimienta żąda naszej uwagi – i absolutnie na nią zasługuje.
Justyna Kalbarczyk