Nie upilnuje Jej nikt. Zuzanna Ginczanka (1917-1944)
Z powołania poetka, z wyboru pisząca po polsku. Na łamach prasy wbijała satyryczne „Szpilki”. Swoim wdziękiem olśniewała kawiarnie literackie przedwojennej Warszawy. Starsza kuzynka Kolumbów. Żydówka i ofiara Holokaustu. Poznajcie historię i twórczość Zuzanny Ginczanki – obchodzimy dziś 104. rocznicę jej urodzin.
Choć wyznaczenie dokładnej daty bywa problematyczne, według współczesnych ustaleń biografów Zuzanna Ginczanka przyszła na świat w Kijowie, 22 marca 1917 roku, jako Zuzanna Polina Gincburg. Mimo talentu poetyckiego nie stawia się jej w panteonie najważniejszych twórców epoki. Zdołała wydać tylko jeden tomik, a jej karierę w wieku 22 lat przerwał wybuch wojny. Przez kolejne dekady pozostawała autorką właściwie nieznaną i dopiero obecnie jej postać przeżywa rozkwit popularności.
Zuzanna Ginczanka, 1938, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, licencja CC BY, źródło: Polona/Blog
Z jednej strony można w Zuzannie Ginczance dostrzec romantyczną personifikację kawiarnianego blichtru życia literackiego przedwojennej Warszawy. Zaznaczała to, gdy przekraczała na obcasach próg Małej Ziemiańskiej; gdy przekomarzała się przy stoliku z Witoldem Gombrowiczem; gdy brawurowo odbijała piłeczki adwersarzy na łamach przedwojennej prasy. Porównywano ją do postaci ze słynnego dramatu Stanisława Wyspiańskiego: Racheli – piszącej wiersze córki żydowskiego karczmarza, która na tytułowym weselu prowadzi młodopolski flirt z Poetą.
Dziś patrzy się na Ginczankę w kontekście jej indywidualności oraz osobności. Była niezależną, silną kobietą, jedyną żeńską redaktorką w „Szpilkach”. Złamała wiele stereotypów, decydując się na samotny wyjazd do stolicy i wchodząc – jak po swoje – do literackiego środowiska zdominowanego przez mężczyzn.
Wspominamy ją jako utalentowaną poetkę, którą promował sam Julian Tuwim. Ale była też zwykłą dziewczyną. Wrażliwą, trochę osamotnioną w dużym mieście, przeżywającą rozczarowania oraz zachwyty nad codziennością. Postacią niesprawiedliwie uwikłaną w wielką historię.
Fotografia archiwalna, wystawa „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem…”, Muzeum Literatury, Warszawa, 2015-2016 (źródło: materiały prasowe organizatora)
Zuzanna wychowała się w domu dziadków, w miejscowości Równe na Wołyniu. Babcia, choć nie mówiła po polsku, dbała o wykształcenie wnuczki i prenumerowała dla niej „Skamandra” czy „Wiadomości Literackie”.
Jako nastolatka podjęła decyzję, że będzie poetką. I że będzie pisała w języku polskim. Pierwsze wiersze publikowała w gazetce „Echa Szkolne”. Uczestniczyła w skromnym życiu literackim na prowincji. Gdy miała 17 lat, wzięła udział w Turnieju Młodych Poetów, zorganizowanym przez redakcję „Wiadomości Literackich”. Jej wiersz pt. Gramatyka, opatrzony godłem „Sana”, zdobył wyróżnienie.
Zuzanna Ginczanka i Blumka Fradis – przyjaciółki z Równego, Muzeum Literatury, Warszawa, 2015-2016 (źródło: materiały prasowe organizatora)
Zuzanna Ginczanka i Samuel Guzman na dansingu w Adrii, fotografia archiwalna, wystawa „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem…”, Muzeum Literatury, Warszawa, 2015-2016 (źródło: materiały prasowe organizatora)
Po zdaniu matury w 1935 roku Zuzanna wyjechała do Warszawy. Podjęła studia pedagogiczne, jednak bardziej interesowała ją kariera literacka. W 1936 roku wydała tomik O centaurach, który został przyjęty przez krytyków jako debiut dobrze zapowiadającej się poetki. Ginczanka stała się rozpoznawalna w środowisku literackim.
Miała też epizod radiowy. Nie występowała na antenie, jednak wraz z Andrzejem Nowickim współtworzyła scenariusze satyrycznych słuchowisk. W jednym z zachowanych wspomnień splecione w warkocze włosy Zuzanny zostały porównane do słuchawek radiowych. Kto wie, może współcześnie współtworzyłaby z nami Akademickim Radiu LUZ?
O działalności radiowej i karierze literackiej Zuzanny Ginczanki opowiada prof. Izolda Kiec, biografka poetki. Czy Warszawa ją oczarowała? Jak prezentowała się jej twórczość w przeddzień wojny? I czy słyszała kiedyś głos Zuzanny Ginczanki?
Maj 1939 stanowił odpowiedź na wiersz pod tym samym tytułem, autorstwa Antoniego Słonimskiego. Zuzanna zaprzecza optymistycznemu przesłaniu skamandryty. Zwraca się ku poetyce katastroficznej. Zestawia ze sobą miłość i wojnę. Która ze „spraw ostatecznych” przyjdzie pierwsza?
Gdy Maj 1939 ukazywał się w lipcowym wydaniu „Wiadomościach Literackich”, Zuzanna była w Równem. Nie wróciła do Warszawy. Po wybuchu wojny, na przełomie 1939 i 1940 roku, wyjechała do Lwowa. Wielu literatów obrało ten kierunek i jeszcze przez jakiś czas na terenach zajętych przez ZSRR można było cieszyć się fasadowym życiem literackim. Ginczanka tłumaczyła wiersze ukraińskich pisarzy. Zawarła tajemnicze małżeństwo z Michałem Weinzieherem – prawnikiem i krytykiem sztuki.
Po inwazji III Rzeszy na ZSRR w 1941 roku namiastka normalności dobiegła końca. Poetka nie weszła do getta i zaczęła się ukrywać. Codzienność stała się walką o przetrwanie. Gdy w sierpniu 1942 roku w drzwiach kamienicy przy ul. Jabłonowskich zjawiło się Gestapo, Zuzanny nie było w mieszkaniu. Cudem uniknęła aresztowania. To wydarzenie zostało uwiecznione w ostatnim znanym nam wierszu jej autorstwa, Non omnis moriar.
Pierwszy wers utworu (z łac. „nie wszystek umrę”) nawiązuje do ody Horacego. Całość jest z kolei parafrazą Testamentu mojego Juliusza Słowackiego. Wiersz stanowi ewenement nie tylko w spuściźnie literackiej autorki, ale i polskiej czy nawet światowej literatury. Jedno z najbardziej wstrząsających świadectw Holocaustu, które porównałbym do odnalezionego w Amsterdamie dziennika Anny Frank.
W wierszu pada zwrot do wymienionej z nazwiska Chominowej. To kobieta, która zadenuncjowana ukrywającą się Ginczankę. Utwór kończy się makabrycznym przedstawieniem członków rodziny „chyżej donosicielki”, którzy czekają tylko na śmierć Zuzanny, by rozszabrować jej skromny dobytek: obrusy, pościel, suknie. Do rąk skąpanych we krwi przylepia się pierz z poduszek, rozpruwanych w poszukiwaniu złota. A na końcu oprawcy przemieniają się w anioły…
Zuzanna musiała uciekać. Dzięki pomocy grafika Janusza Woźniakowskiego znalazła schronienie w Felsztynie, w połowie drogi pomiędzy Lwowem a Rzeszowem. Wiosną 1943 roku przyjechała do Krakowa, gdzie zamieszkała z poślubionym Michałem Weinzieherem, który zaangażował się w konspirację antyhitlerowską. Poetka legitymowała się ormiańskim paszportem na nazwisko Maria Danilewicz, jednak papiery były „za słabe” i przez ostatni rok praktycznie nie wychodziła z domu. Ani Zuzannie, ani Michałowi nie udało się uchronić przed zbrodniczym reżimem. Oboje zostali aresztowani na początku 1944 roku.
Kadr z plenerowej próby monodramu „Przepis na proste życie”. Kraków, ulica Mikołajska 26. Ostatni adres, pod którym ukrywała się Zuzanna Ginczanka. W roli poetki Agnieszka Przepiórska. Autor fotografii: Dawid Ścigalski.
Ginczanka trafiła do więzienia przy ulicy Montelupich. Kilka miesięcy później przewieziono ją do Płaszowa – obozu koncentracyjnego położonego u podgórza Kopca Krakusa. Została rozstrzelana w maju 1944 roku. O ostatnich okresie życia poetki wiemy jedynie z dokumentów więziennych oraz relacji jej współwięźniów.
Zginęła kilka miesięcy przed wybuchem powstania warszawskiego. Wówczas, latem 1944 roku, świat przedwojennej Warszawy, który znała, stanął w płomieniach. I jest to nie tylko metafora, bowiem właśnie podczas powstania spłonęła legendarna Mała Ziemiańska przy ulicy Mazowieckiej, w której przed wojną Zuzanna spełniała marzenia o karierze literackiej.
Plakat wystawy Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem. Autor: Aleksander Modzelewski
W tym momencie chciałbym oddać głos dwóm bohaterkom i bohaterowi, którzy opowiedzą o własnych relacjach z Zuzanną Ginczanką. O pierwszych spotkaniach. O odpowiedzialności i rzecznictwie, która wiążą się z badaniem, interpretowaniem i artystycznym reprezentowaniem poetki.
Prof. Izolda Kiec – literaturoznawczyni i wieloletnia ginczankolożka, redaktorka wydań wierszy poetki, autorka książek i publikacji, m.in. monografii pt. Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt (wyd. 2020).
Agnieszka Przepiórska – aktorka, odtwórczyni roli Zuzanny Ginczanki w monodramie Przepis na prostotę życia (reż. Anna Gryszkówna, tekst Piotr Rowicki).
Szymon Podwin – poeta, gitarzysta i kompozytor, gospodarz Wrocławskiego Salonu Jacka Kaczmarskiego. Przygotowuje repertuar złożony z muzycznych aranżacji wierszy Zuzanny Ginczanki.
Łapać muchy i ziewać szeroko; nie odnawiać skończonych rozdziałów –
i nie zbierać kolekcji ze spleenów, autografów i zgasłych zapałów – –
– – łykać ranki hałaśną radością i na dłoniach podawać im serce,
a wieczorem zasypiać w prostocie, jak w dziecinnej mięciutkiej kołderce.
Odbierzmy lekcję epikureizmu od 16-letniej autorki Przepisu na prostotę życia. Doceńmy piękno, które nas otacza, zanim go zabraknie. Łapanie much i szerokie ziewanie warto zastąpić własnymi składnikami. Bowiem zarówno przepis na prostotę życia, jak i receptę na odczytanie tej poezji, musisz odnaleźć sam – lub sama. Zapraszam Cię do odbycia własnej podróży z poetką.
Pamiętajmy. Czytajmy. Kochajmy Zuzannę Ginczankę.
Filip Czaja