Orson Scott Card, Aaron Johnson „W przededniu” (Miłosz Szymczak)
Orson Scott Card, Aaron Johnson "W przededniu"
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
recenzent: Miłosz Szymczak
Powstanie prequela do napisanej prawie 30 lat temu „Gry Endera” było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Równie dobrze mógłbym spodziewać się nakręcenia czwartej części „Ojca Chrzestnego” lub nagrania nowego albumu zespołu Pink Floyd. Tymczasem Orson Scott Card wespół z Aaronem Johnstonem opublikowali powieść „W przededniu”, rozgrywającą się 100 lat przed sagą o Enderze. Książka opowiada historię, którą dotąd znaliśmy jedynie z opowiadań bohaterów pamiętających czasy wojen z Formidami.
Akcja powieści toczy się na pokładzie El Cavadora – wenezuelskiego statku górniczego – w odległym zakątku Układu Słonecznego. Głównego bohatera – Victora – poznajemy w przykrych okolicznościach podczas rozstania z bliską jego sercu Alejandrą. Na tym jednak nie kończą się jego zmartwienia, gdyż wkrótce załoga statku wykryje tajemniczy obiekt. Istoty, których statek porusza się z nieprawdopodobnie dużą prędkością w kierunku Ziemi, z pewnością nie mają pokojowych zamiarów.
W tym samym czasie, na nieświadomej zagrożenia Błękitnej Planecie, elitarna jednostka wojskowa przeprowadza manewry dla nowych rekrutów. Jednym z kandydatów jest porucznik Mazer Rackham, który już niedługo odegra kluczową rolę w ocaleniu naszej cywilizacji.
Chociaż książka określana jest mianem prequela, to doskonale sprawdza się jako odrębna powieść. Autorzy najwyraźniej zadbali o to, aby z jej lektury przyjemność mogły czerpać również osoby nieznające wspomnianej sagi o Enderze. To rozwiązanie ma jednak ujemne strony – fani twórczości Orsona Scotta Carda zawiodą się, znajdując zaledwie kilka nawiązań do uwielbianego uniwersum.
Stopniowo narastająca akcja nie zaskakuje czytelnika, który w kolejnych rozdziałach powieści odnajduje utarte schematy wyjęte żywcem z hollywoodzkich filmów. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet domyślając się dalszych losów bohaterów, z niecierpliwością przytrzymujemy w palcach następną stronę książki. Autorom nie można też odmówić fantazji przy tworzeniu kilku naprawdę widowiskowych scen. Zatem na pytanie, czy warto przeczytać „W przedeniu”, zdecydowanie odpowiadam: tak, warto. Szczególnie w obliczu zbliżającej się ekranizacji „Gry Endera”.