pies ft. Małgola, No – leżeć, śnić

Ktoś kiedyś napisał, że polskie The Smiths to zespół Bielizna, ale ja na tym miejscu widziałbym raczej psa. Z tym że mała uwaga: w tej jukstapozycji to chłodny ponurak Marr, a nie pretensjonalny pięknoduch Morrissey byłby frontmanem. Treść twórczości poznaniaków tyczy się bowiem świata, w którym, odmiennie niż w ejtisowej Brytanii, ideały umierają każdego dnia na frontach pod Chersoniem i Kupiańskiem zamiast wzmacniać się kąpielą w falklandzkich popiołach. Dobra muzyka na złe czasy, dziękuję pan Nietzsche.

Poczucie winy, niezdrowy eskapizm, samotne picie, bezsenność – lubię i doceniam, jak przyjemnie słucha się piesenek pomimo gorzkich tematów w tym na razie skromnym, ale pod każdym względem świetnym katalogu bólu. Tym pogodzonym z obojętnie szarym losem numerom uśmiechu dodaje nieodłączna janglująca gitarka wnosząca jedyne promyki do monochromatycznego świata. Próżno tu szukać nadziei w słowach, pełno jej natomiast tam, gdzie ich brak. Red. Maciejewski parę lat temu pisał o innym singlu psa, że słucha się go „z pewną niewypowiedzianą ulgą i tęsknotą” – podobnie jest teraz, podczas kontaktu z epką Letniaczki (wśród zaproszonych gości m.in. Enchanted Hunters i ta, no, Małgola). Piąty etap żałoby jest naprawdę super.

Sebastian Rogalski