Relacja: 21. edycja Przeglądu Sztuki SURVIVAL

Relacja: 21. edycja Przeglądu Sztuki SURVIVAL

autorką wszystkich zdjęć (za wyjątkiem jednego) fotorelacji jest Iren Kluiy

21. Przegląd Sztuki Survival to miejsce w którym sztuka współczesna spotyka się z debatami społecznymi, muzyką i wspólnym świętowaniem. Tegoroczna edycja odbyła się w Zajezdni Popowice, w jednym z największych zachowanych kompleksów Przedmieścia Mikołajskiego. Szczególnie w tą przestrzeń, zanurzyły się Iren Kluiy, Marlena Kwiatkowska, Julia Czerwińska i Martyna Jersz, które wraz z osobami kuratorującymi, wzięły, nie tylko pod lupę, ale również pod mikrofon i pióro, tegoroczne hasło erzac.

 

O dialogu sztuki z czasem i architekturą, o relacji oryginałów i podróbek, o sztuce zaangażowanej społecznie i inkluzywności. O Survivalu z Małgorzatą Miśniakiewicz, historyczką sztuki, członkinią Fundacji Sztuki Współczesnej Art Transparent i jedną z kuratorek Survivalu, rozmawia Marlena Kwiatkowska

***

Malarski erzac

Poruszamy się w polu imitacji i powrotu do zjawisk przeszłych lub powtarzających się, które najczęściej mają związek z ekonomicznym i geopolitycznym wymiarem, również w świecie współczesnym. Aspekty takie jak kondycja ludzka, przeciwwaga dla systemu klasowego i arbitralnych wykluczeni, odkrywają przed nami kolejne warstwy znaczenia oryginału i potrzeby zamiennika. Malarstwo może odzwierciedlać rzeczywistość, ale też wykraczać poza ramy, budując nowe perspektywy. Jakie?

 


Julia Czerwińska (na górze) i Anna Kołodziejczyk (na dole) – profesor akademicka, wykładająca malarstwo na Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jedna z kuratorek tegorocznej edycji Survivalu. Autorem zdjęcia jest Henryk Mamica-Hüsken.

 

Julia Czerwińska, Radio LUZ: Co kryje się pod słowem erzac, czyli głównym nurtem Przeglądu Sztuki, ale w kontekście prezentowanego malarstwa?
Anna Kołodziejczyk: Hasło musi być zderzone z charakterem miejsca, z jego historią, ale też z bieżącymi wydarzeniami. Mam wrażenie, że teraz żyjemy w epicentrum całego szeregu kryzysów: społecznych, ekonomicznych czy postpandemicznych. Oczywiście, może w pierwszej kolejności powinnam była wymienić kryzys związany z wojną na Ukrainie. Sztuka uprawiana przez instytucje, które działają w przestrzeni takiej jak Survival nie może być nieczuła na to, co się dzieje. Hasło erzac jest bardzo mocno związane z tą kategorią wszelakich kryzysów.

Powinnam jeszcze dodać, że erzac, to słowo niezwykle rzadko dzisiaj używane, mamy teraz inne hasła, które opisują dokładnie to samo zjawisko. Powstało na początku XX wieku, w takiej powojennej konotacji, oznaczało po prostu zamiennik, podróbkę, konieczność stworzenia czegoś co zastąpi ten podstawowy, często lepszej jakości produkt czy też zjawisko. Tym hasłem staramy się opisać tę naszą współczesną, europejską i nie tylko, rzeczywistość.

Co do samego malarstwa, mam pewną trudność, żeby tak łatwo, nawet kolokwialnie, to posklejać. To jest takie medium, które bardzo rzadko poddaje się takim łatwym kategoryzacjom, a mówię to jako malarka. Od wielu lat pracuję na uczelni i obserwuję cały szereg zmian, przede wszystkim w młodym malarstwie. Wydaje mi się, że w tak zwanych sztukach wizualnych są takie obszary, które potrafią bardziej wprost odpowiedzieć na pewne impulsy płynące z rzeczywistości. Malarstwo właśnie, zawsze ma w sobie parametr takich odpowiedzi. Nie chcę dyskredytować tych pozostałych sposobów tworzenia, ale chciałabym wierzyć że w malarstwie jest ogrom przestrzeni na taki aspekt bardziej emocjonalny, a nawet abstrakcyjny. Na pewno nie znajdziemy na Survivalu takiego łatwego, bezpośredniego przełożenia na ten erzac. Chociaż co najmniej dwóch malarzy w tegorocznym zestawieniu, podjęło się reinterpretacji klasycznej formuły, powstałej i używanej przede wszystkim w XVIII wieku. Konkretnie myślę tutaj o kategorii trompe l’oeil czyli „oszukać oko” z francuskiego. Dzisiaj to brzmi śmiesznie, to już jest tak zdezaktualizowane. Jeżeli jednak, zamiast trompe l’oeil, powiemy surrealizm czy iluzjonizm, no to myślę, że będzie to lepiej konotować z pewnym obszarem działania w malarstwie, które próbuje naśladować pewne materie i zjawiska. W tym roku mamy artystów, którzy posługują się właśnie bardzo silnie tą kategorią erzacowego iluzjonizmu 

Jakie historie są przedstawiane w tych dziełach? Do czego się odwołują? Czy również nawiązują do ukazywania trendu, pewnej przemijalności i jakości tych podmiotów zastępczych?
No to wróćmy jeszcze raz do trompe l’oeil, do iluzjonizmu, podając już konkretne nazwiska. Janek Mioduszewski, artysta i profesor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, związany z katedrą malarstwa – niezwykle doświadczony twórca instalacji malarskich, które od zarania operują kategorią iluzoryczności. Mamy jeszcze Mateusza Piestraka, który w serii poświęconej tematyce modernizacji, imituje powierzchnię płyt OSB. Ten materiał jest bardzo powszechny w tworzeniu różnych zastępczych powierzchni. Przy budowaniu mieszkań, czy większych obiektów, czasem widzimy tego rodzaju drewniane osłonięcia obszarów, które podlegają właśnie tej wspomnianej modernizacji. To jest malarz niezwykle sprawny myślę, że dla wielu naszych odbiorców to będzie naprawdę potężne zaskoczenie. Malarstwo wykonane techniką olejną na płótnie. Przy odrobinie nieuwagi można naprawdę bardzo łatwo pomylić te pełnowymiarowe, wielkoformatowe obrazy z zastanym w tej specyficznej przestrzeni elementem, na przykład deską OSB.

 

Trompe l’oeil ma taki swój fundament, że on przede wszystkim ma nas mamić, zarówno umiejętnościami jak i urodą samego wykonania danej materii. To nie jest tylko naśladowanie powierzchni kamienia czy drewna. To były też niezwykle realistyczne, bardzo szczegółowe, pogłębione martwe natury, tak komponowane, żeby zawrzeć cały szereg niezwykle trudnych do uchwycenia przedmiotów i materii, takich jak szkło, muszle czy fragmenty różnych egzotycznych pokarmów. Jest tego dużo w europejskich muzeach. To malarstwo było bardziej dekoracyjne niż nośne, miało sprawiać po prostu przyjemność i Mateusz Piestrak, robi to w sposób niezwykle inteligentny. Może tylko mniej go interesuje pokazanie piękna danego przedmiotu; on pokazuje niezwykle trywialny obiekt, no bo zwykła płyta OSB nie może być szczególnie wzniosła, ale robi to mistrzowsko, w sensie warsztatu malarskiego. Wspomniany wcześniej Janek Mioduszewski, który tworzy złożone instalacje malarskie, podczas tego przeglądu też postawił na imitację. Obiekty są wykonane z drewna, które jest pomalowane z kolei na podobieństwo przeskalowanej kostki malachitu. Jest w nich jeszcze taki dodatkowy element, a mianowicie szkła, które znajdują się w modernistycznych drzwiach i które były, z tego co pamiętam, częściowo zachowane, a szyby, częściowo przez to, że były wcześniej powybijane, zostały osłonięte tekturą. Znowu erzac, taki pragmatyczny. To jest podwójna zabawa, zwłaszcza, że odbywa się w ciekawym miejscu.

Przestrzeń może stać się taką niezależną wartością, dodatkowym bodźcem? 
Dla malarzy, o których przed chwilą wspomniałam na pewno jest to paliwem.​ W przypadku Janka, te prace by nie powstały bez tej przestrzeni. Z kolei Mateusz w odróżnieniu od Janka regularnie tworzy tę serię, bodaj od 2017 roku. Płyty OSB powstają po prostu w pracowni, na mniejszych lub większych płótnach, a potem są pokazywane w różnych kontekstach, chociaż najczęściej w warunkach galeryjnych. Wtedy mamy już stuprocentową pewność, że chodzi o malarstwo, nie ma zagadki i zaskoczenia jak w przypadku Survivalu. To w ogóle jest dla nas, dla całego festiwalu, bardzo ważne pytanie.

Odejdę na chwilę od tego malarskiego gruntu, ponieważ to, że w tym roku pracujemy z tym tematem, ze wspomnianym już wielokrotnie erzacem, po części wynika z tego, jak artyści reagują na przestrzeń, z którą pracują, jaką ma historię i w jakim stopniu jest ona poddana entropii. Pewnie jakaś część w ogóle zna Survival jako taki i wie, że na przestrzeni już ponad dwudziestoletniej działalności, byliśmy goszczeni w miejscach dziwnych i ekstremalnych. Instytucje nas w tym wspierały, odsłaniały nam ukryte przestrzenie. Część krytyków mówi, że to są tak zwane prace formalistyczne, że może mniej mówią o nas jako o ludziach, którzy żyją tu i teraz, a bardziej zajmują się właśnie formalizmem, czyli reagowaniem na urodę albo brzydotę miejsca. Chcę wierzyć, że staramy się zawsze wybierać takie prace, które mają też to drugie dno, a nie tylko aspekty estetyczne.

Na pewno jako grupa organizatorów, kuratorów zastanawialiście się nad tym, do czego doszliście. W kontekście różnicy pomiędzy oryginałem, a imitacją; czy granica między nimi jest płynna?
Bywa płynna. Czasem bywa wyczuwalna, a czasem nie. Ja na przykład, zastanawiając się nad tegorocznym tematem, uświadomiłam sobie, że wszyscy – zostawmy na razie sztukę na boku – w zasadzie zgadzamy się na to, żeby funkcjonować na wielu poziomach akceptowania ercazu. Jeżeli na przykład przyjrzymy się temu, jak wygląda fast fashion, czyli moda z sieciówek, to można w zasadzie przyjąć, że zgadzamy się na to, żeby nosić erzace na sobie, najczęściej takiej wielkiej mody haute couture. Ten erzac to są również fast foody, tańsze samochody klasy B, które również są zamiennikami samochodów klasy A czyli luksusowych, dostępnych dla niewielkiej części społeczeństwa. A małe kawalerki są erzacem mieszkań jako takich.

Mam nadzieję, że nikt mnie nie posądzi o naiwność w tym sposobie myślenia, ale dla osób zmagających się z kryzysem ekonomicznym i z traumą po pierwszej wojnie światowej, kiedy ludzie umierali z głodu, erzac był zupełnie inną kategorią. To, że na przykład ktoś musiał stworzyć jakiś rodzaj ciepłego napoju, będący zamiennikiem herbaty czy kawy z żołędzi, to nie była moda ani akceptowalna i łatwa podmiana: tylko konieczność, żeby po prostu przetrwać.

Przekształcenia ustrojowe, gospodarcze i tym podobne, mają wpływ na nasze życie. A na sztukę i jej dostępność?
To jest kolejne bardzo ważne pytanie, na które też nie ma łatwej odpowiedzi. Wydaje mi się, że sztuka podlega dokładnie takim samym procesom akceptowania pewnych erzaców. Zacznę od pozornego szczegółu, weźmy na przykład świat malarstwa. Można powiedzieć, że technika akrylowa, którą wymyślono w latach 60 XX wieku, jest erzacem techniki olejnej, używanej przez setki lat. Później był taki moment, że malarstwo przestało być ważne. Teraz znowu jest ważne i bardzo modne. To bardzo dobrze widać na przykład w polskiej sztuce. Jest jakiś totalny renesans, wszyscy chcą malować, wszyscy chcą sprzedawać. Ale jeszcze do niedawna, na przykład rok temu, ważna w tym dyskursie była kwestia nazwania wszelkich działań społecznych, mieszczących się na gruncie sztuki. Czy to jest sztuka czy aktywizm? Ktoś dosyć mądrze wymyślił kategorię artywizmu. To początkuje ważny nurt, który musiał się nasilić na przykład po wybuchu wojny na Ukrainie, kiedy artyści celowo rezygnowali z tworzenia. Uznali, że nie ma teraz na to czasu; teraz jest czas na pomaganie.

Sztuka jest dobrą przestrzenią do pomagania, stwarza opiekuńczą aurę, daje namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Niestety tylko namiastkę, bo nie możemy łudzić się, że sztuka wszystko zmieni. Z open calla wynikało, że po tym pierwszym szoku, po drugim roku wojny, jednak jest w artystach potrzeba powrotu do tego, co jest naszym rdzeniem jako twórców i twórczyń.

Artyści, nie tylko w kontekście erzacu, ale również swojego własnego doświadczenia, nawiązują w pracach do twórców na przykład XVI wieku, takich jak Pieter Bruegel. Czy te inspiracje są kontrastowe, czy też oddają przesłanie w każdym detalu?
To dotyka kwestii kategorii nie tyle naśladownictwa, co reinterpretacji. Mam wrażenie, że obecna sztuka nie potrafi żyć bez wszystkiego tego, co wytworzyli nasi poprzednicy. Widzę w tym piękno i ogromną przestrzeń, żeby mądrze i ciekawie opowiadać o współczesności. Moim zdaniem tworzenie, nawet najpiękniejszych obrazów, najbardziej bezbłędnych, ale będących tylko powtórką, mikrodialogiem z przeszłością, trochę nie ma sensu. To już jest w zasadzie galanteria malarska. W malarstwie i w sztuce cenię sobie te propozycje, które za sto lat opowiedzą ludziom z czym, się zmagaliśmy w XXI wieku.

W muzyce jest kategoria sampla, jest to osadzone prawnie, ile sekund utworu można wykorzystać, żeby nie popełnić plagiatu. W malarstwie i w sztukach wizualnych to jest znacznie bardziej płynne. Nie słyszałam o jakimś znaczącym procesie sądowym, który wniósłby karę finansową bądź wskazywał na środowiskowy ostracyzm. Zawsze należy sobie zadać pytanie kluczowe „po co ja to robię?” „dlaczego chcę sięgnąć do XVI wieku?”. Znam i lubię mnóstwo mądrych przykładów takiego nadbudowywania własnej wartości.

Z drugiej strony przychodzi mi na myśl Zofia Pałucha, jedna z artystek, której premierowy obraz pojawił na wystawie. Ona ma bardzo głęboko osadzone w sobie przekonanie, że malarz, malarka ma niemal obowiązek, żeby referować to, co się dzieje tu i teraz. A nawet jeszcze spróbować wybiec w przyszłość. Zofia pracuje między innymi z kategorią sztucznej inteligencji w połączeniu z bardzo istotną kwestią automatycznego zapisu. Najprościej możnaby to skojarzyć z tym, co się z nami dzieje w czasie przeżywania epizodu sennego. Wydaje się to teraz niezwykle ważne: to połączenie psychoanalitycznego wejrzenia w problematykę obecnych czasów z uważnym przyglądaniem się temu, jak programy takie jak ChatGPT wpływają na artystę, 

Formą reagowania na to co się dzieje jest międzynarodowa współpraca, element bardzo istotny przy Survivalu. Czy ona również wpływa na te więzi kulturowe? Jakie daje możliwości artystom, którzy na przykład działają lokalnie, a mogą poznać zarówno siebie jak i perspektywę osób spoza regionu?

Migracje zawsze były. Chociaż teraz wiemy, że żyjemy w globalnej wiosce, o ile tak się jeszcze mówi. Jednak znowu dyskutuje się o ekologiczności sztuki. Te więzi, o których mówisz – o nich mówi się zawsze: jak się gdzieś jedzie, na poziomie studiów dobrym przykładem jest Erasmus, a na poziomie już indywidualnego systemu tworzenia, własnej działalności, to cały szereg różnych grantów czy rezydencyjnych projektów. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby wtedy nie tworzyły się żadne więzi. Dla Survivalu, który jest ogromną platformą do spotkań, a nie tylko indywidualnym przeżyciem, to jest to jeden z ważniejszych aspektów naszej działalności.

Natomiast tutaj Survival może jeszcze do końca nie idzie z duchem czasu. Trochę mnie przeraża ta tendencja. Wszystkie te osoby, które wracają z rezydencji, z krajów bogatego zachodu: krajów skandynawskich, ale również z Niemiec czy z Belgii, bardzo zwracają uwagę na to, że przez koordynatorów tych projektów są dosyć mocno osadzani w tematyce ekologiczności lub jej działań. Na przykład w ankiecie, którą się wypełnia, należy zadeklarować możliwość przyjazdu nie samolotem, tylko samochodem albo pociągiem. Z jakich technik się korzysta: czy są ekologiczne czy nie? Może to brzmi pozornie niespójnie z twoim pytaniem o to, jak się buduje więzi, ale sam fakt, że na to trzeba zwracać uwagę, że ktoś ci to uświadamia, że twoja twórczość też zostawia ślad węglowy czy ogólnie odbija się w tej sferze ekologii, może być dla niektórych deprymujący i hamujący. Jeżeli zaczniemy myśleć od tej strony, to może tych relacji będzie coraz mniej i postawi się na lokalność.

Nie mam jeszcze zdania na ten temat, trochę się tego boję, ponieważ zawsze uważałam, że sztuka to obszar największej wolności, oczywiście nie bezwzględnej, bo nie ma czegoś takiego jak wolność całkowicie pozbawiona konsekwencji. Jednak kto wie, może nas to czeka? Może niedługo ceny biletów lotniczych będą tak strasznie wysokie, że będziemy mogli wyłącznie lokalnie pracować albo zrobimy wielki powrót do mail artu z lat 60?

 

***

Akustyczny erzac

Moja przygoda ze sferą dźwięku wzięła się z fascynacji eksperymentem w muzyce. Na początku zacząłem trochę czytać na ten temat, potem organizować wydarzenia i z czasem sama formuła muzyki zaczęła być dla mnie zbyt mała. Zacząłem zastanawiać się nad tym, gdzie przebiega granica pomiędzy tym, co służy nam do słuchania. Czy to musi być muzyka? Czy może to być inny twór, stworzony przy pomocy dźwięku, ale wymykający się definicji muzyki, czy też definicji tego, co jest przekazem zawartym w dźwięku. Jest cała dziedzina nauki poświęcona tym zagadnieniom i odpowiedziom na te pytania. Przy pomocy dźwięku można powiedzieć coś na temat otaczającej nas rzeczywistości, ale nie musi to być osadzone w systemie samej muzyki.

Daniel Brożek


Martyna Jersz rozmawia z Danielem Brożkiem, kuratorem Sceny Dźwiękowej Przeglądu Sztuki Survival, aktywnym na polach sztuki dźwięku i krytyki muzycznej. współpracującym z m.in. Pracownią Badań Pejzażu Dźwiękowego Uniwersytetu Wrocławskiego czy festiwalem Sanatorium Dźwięku

Martyna Jersz, Radio LUZ: Jak instalacje dźwiękowe rezonują z hasłem tegorocznej edycji przeglądu, czyli erzacem?
Daniel Brożek: Dźwięk prawie zawsze jest namiastką czegoś innego. W samej historii muzyki imitacja pojawia się prawie zawsze. Dla kultur pierwotnych muzyka miała oddawać ich doświadczenia dźwiękowe. Później, muzyka, którą traktujemy jako klasyczną, zaczęła się opierać na zapisie nutowym, który miał za zadanie zagwarantować, że każde wykonanie utworu będzie najbliższe ideałowi. Kontakt z muzyką zawsze był próbą dojścia do ideału.

Tak samo jest w muzyce współczesnej, gdzie mamy syntezatory dźwięku. Próbą dla nich jest to, czy będą w stanie zagrać podobnie do brzmienia orkiestry. Dźwięk w kinie również był próbą imitacji rzeczywistości, czegoś, co znamy. Dla mnie program sceny dźwiękowej jest próbą przeanalizowania tych mechanizmów, które służą do imitacji. Ciekawi mnie to, co próbuje się zamaskować w jej procesie.

W jaki sposób dźwięk może realizować temat zastępowania, właśnie tej imitacji kogoś?
W programie sceny dźwiękowej mamy pracę Weroniki Trojańskiej – przyjrzała się ona głosowi artystki Elaine Sturtevant, malarki, która zasłynęła z tego, że kopiowała obrazy innych artystów. Jej kopie pokazywały, że sam proces tworzenia, malowania obrazu nigdy nie będzie taki sam, a kopie będą się różnić. Weronika spróbowała powtórzyć ten sam proces, ale w przypadku głosu. Spróbowała nauczyć się tembru głosu Elaine. Ta praca pokazuje, że nasz głos nigdy nie będzie taki sam, jak głos osoby, którą próbujemy naśladować. Głos kształtuje się przez długi czas i podlega zmianom. Zawsze będzie nasz i zawsze będzie się różnił.

Kiedy mówimy o imitacji, przychodzą mi na myśl nowe technologie. Wpływają na artystyczne działania?
Mamy sztuczną inteligencję, dla której imitacja jest zasadą działania. Próbuje ona znaleźć najbardziej doskonałą odpowiedź na zadane pytanie, które będzie pasowało do zestawu odpowiedzi. Z drugiej strony było wiele prób używania tego do kreowania nowych dzieł. Myślę, że dla nas najciekawsza może być ta przestrzeń, w której pojawiają się błędy, gdzie sztuczna inteligencja zaczyna się mylić i pokazywać jak wygląda jej proces decyzyjny. Celowo nie chciałem sięgać po samą sztuczną inteligencję przy doborze prac, bo myślę, że nie powstały jeszcze takie algorytmy, które opanowały nasz proces słuchania czy proces adaptowania się do dźwięku. Człowiek bardzo szybko dostosowuje swój słuch do rzeczywistości dźwiękowej, która go otacza. Dźwięki, które otaczają nas długo, cały czas, przestają być dla nas istotne, a komputer, który będzie słuchać za nas, bierze wszystko, co mu damy, więc nie będzie potrzebować zdolności adaptacyjnej.

Mamy pracę Pawła Kulczyńskiego, który sięga po bardzo nowoczesną technologię, stara się pracować z dość skomplikowaną syntezą dźwięku. Dla niego sama technologia nie służy do tego, żeby stworzyć coś nowego, oryginalnego, ale używa jej do lepszego poznania i zrozumienia rzeczywistości. Więc technologia sama z siebie nie jest sensem tych prac, ale narzędziem do opowiedzenia czegoś nowego. W przypadku Pawła jest to opowieść o stanie zatrucia rzek, które przepływają przez nasze miasto.

Osoby artystyczne również rozszerzały pole słyszenia. Czy według ciebie słuch to zmysł w dzisiejszych czasach zaniedbywany, spychany na dalszy plan na rzecz wzroku?
Słuch na pewno jest zmysłem przeładowanym, tak samo, jak wzrok. Współczesne media są audiowizualne, bombardują nas obrazem i dźwiękiem. Pomimo tego, że słyszymy, że ktoś coś do nas mówi, przekazuje nam jakąś treść, wiele informacji nie jest przekazanych wprost. Mamy sporo dźwięków otaczającej nas przyrody, ale przez to, że miasta są zanieczyszczone dźwiękiem, przestajemy ją słyszeć. Są takie ciche miejsca bez hałasu – teraz stają się luksusem. Dostęp do dobrej jakości dźwięku jest coraz bardziej utrudniony. Dla mnie celem działań w ramach sceny dźwiękowej jest to, żeby zwrócić większą uwagę na te zagadnienia. Stąd cały czas przejawia się ekologia dźwiękowa, która jest częścią pokazywanych prac.

Co słuchacze i widzowie, niezwiązani na co dzień ze sztuką, wyniosą z tegorocznego przeglądu?
Dla mnie te pięć prac dźwiękowych, prezentowanych w ramach sceny są pewnego rodzaju sytuacjami, które pozwalają stroić nasz słuch. Wchodzimy w sytuacje dźwiękowe, które są osadzone w akustyce tych miejsc. Pozwalają na dość mocne zanurzenie się w tym dźwięku i wejście w jego naturę. Sama treść tych prac stara się opowiedzieć, co jest sednem tego doświadczenia dźwiękowego. Z drugiej strony dla mnie nie jest ważne to, żeby każda osoba wyniosła z tych prac to samo. Mamy tu przedstawione pewne propozycje interpretacji tych nagrań, które zostały przygotowane przez artystki i artystów. Ale to tylko zaproszenie do wejścia w ten świat, a co my z nim zrobimy, to w dużej mierze zależy do nas.

Dźwięk w samej swojej naturze jest efemeryczny, przez to może przyjąć całkiem dowolną postać, a to, jaka ona będzie, zależy zawsze od różnych czynników. Pierwszym jest kompozytor, ktoś, kto ten dźwięk wymyślił. Drugim jest wykonawca, ktoś, kto kształtuje ten dźwięk. Trzecim, równie istotnym elementem, jest odbiorca, który swoim słuchem filtruje ten dźwięk. Często jest tak, że trzy, cztery osoby, słuchające tego samego nagrania, będą w stanie zwrócić uwagę na inne pasma dźwięku czy inny układ przestrzenny, w którym dźwięk działa.

Czy uważasz, że w dzisiejszych czasach, powinniśmy uważniej słuchać? A może słuchamy niewystarczająco uważnie?
Myślę, że słuchamy sporo, mamy wokół siebie wiele dźwięku. Myślę, że brakuje raczej momentów wyciszenia, odcięcia się od sfery dźwiękowej. To pozwoliłoby nam nabrać oddechu, który pozwoli nam być bardziej uważnymi. Wtedy będzie można wyróżnić wśród dźwięków te istotne, które niosą dla nas jakieś informacje. Myślę, że czasem boimy się ciszy, oczekujemy tego, że dźwięk i mowa cały czas będą się pojawiać. Momenty wyciszenia są potrzebne, takiego wyciszenia, które tworzy nową przestrzeń.

 

Iren Kluiy, Marlena Kwiatkowska, Marta Jersz, Julia Czerwińska, Karolina Sołtys