Robert J. Szmidt „Apokalipsa według Pana Jana” (Miłosz Szymczak)

Robert J. Szmidt „Apokalipsa według Pana Jana” (Miłosz Szymczak)

Apokalipsa-wedlug-Pana-Jana_Robert-J-Szmidt,images_big,27,978-83-7510-972-6

 

Robert J. Szmidt "Apokalipsa według Pana Jana"

wydawnictwo: Rebis

recenzent: Miłosz Szymczak

 

 

“Apokalipsa według Pana Jana” to jedna z wielu postapokaliptycznych powieści opisujących świat po zagładzie nuklearnej. Taka książka, aby zostać zauważoną przez czytelnika, musi wyróżniać się czymś nietypowym spośród towarzyszek półkowej niewoli. W tym przypadku moją uwagę przykuło miejsce akcji. Powieść Roberta Szmidta rozgrywa się bowiem w Polsce, a dokładniej – we Wrocławiu i przedstawia szalony przepis na to, jak z Europejskiej Stolicy Kultury uczynić stolicę Europy.

           

Zanim jednak serce Dolnego Śląska zamieni się w kupę gruzu, czytelnik zdąży w ekspresowym tempie zapoznać się z pierwszym narratorem i jednocześnie bohaterem książki – doktorem Piwowskim. Należy on do grupy szczęśliwców, których wojsko określiło mianem “przydatnych”. Dzięki temu Piwowskiemu uda się przeczekać salwę pocisków nuklearnych, falę ognia, zabójcze promieniowanie oraz klęskę głodu w schronie przeciwatomowym ukrytym pod górą Ślężą. Po dwóch latach, kiedy wyjście z bunkra będzie możliwe, to właśnie on trafi do pionierskiego oddziału zwiadowczego. Tego, co ujrzy po wyjściu na powierzchnię, z pewnością nie zapomni do końca swojego życia.

           

“Apokalipsa według Pana Jana” zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie rośnie. Mimo to momentami potrafi być bardzo irytująca. Nieprawdopodobny zbieg okoliczności, który ratuje skórę głównemu bohaterowi jest czymś dopuszczalnym, ale kilka takich sytuacji z rzędu sprawia, że akcja staje się monotonna i przewidywalna. Na szczęście ratuje ją kilka zwrotów akcji, którym nie można odmówić pomysłowości. Poza tym wszystkie wady traciły dla mnie na znaczeniu, gdy wraz z bohaterami książki przemierzałem dobrze mi znane ulice Wrocławia – zarówno tego przed, jak i po bombardowaniu. Na duży plus zasługuje też spora dawka humoru, który paradoksalnie nie opuszcza ocalałych z atomowej zagłady. Warto wspomnieć, że najnowsze, trzecie wydanie książki, uwzględnia w opisie Wrocławia wybudowanie wieżowca Sky Tower w miejscu dawnego Poltegoru.

           

Myślę, że skoro powieść w ciągu dziesięciu lat doczekała się aż trzech wydań, to z pewnością znalazła uznanie wśród polskich miłośników fantastyki. Na mnie zrobiła ona bardzo dobre wrażenie. Tym, którzy zainteresowali się książką, a jeszcze nie mieli okazji zobaczyć Wrocławia, serdecznie zachęcam, aby zmienić ten stan rzeczy i to jak najszybciej – dopóki poziom promieniowania mieści się w normie.