Roy Ayers

4 marca 2025 roku odeszła w wieku 84 lat jedna z największych legend amerykańskiego jazzu – Roy Ayers. 60 lat na scenie zaowocowało 33 wydawnictwami, które poza rozwijaniem fuzji jazzu oraz funku dały podwaliny pod największe hity hip-hopu. Dźwięki jego wibrafonu stanowiły jeden z najważniejszych głosów jazz-funkowego szaleństwa lat 70. gdy nagrywał on swoje najważniejsze projekty z zespołem Ubiquity. Przez lata stał się jednym z najczęściej samplowanych artystów w historii hip-hopu, stanowiąc esencję twórczości między innymi tak legendarnych grup jak A Tribe Called Quest. Aby upamiętnić twórczość mistrza w tym tygodniu w ramach pasma Artysta Tygodnia przedstawiamy Wam jego najważniejsze dzieła i przybliżamy wpływ na innych wielkich twórców.
He’s Coming
1972
Polydor Records
Początek lat 70. stanowił zwrot w twórczości Roya Ayersa. Po post-bopowo zorientowanej poprzedniej dekadzie. nastał czas na połączenie jazzowych brzmień z ciągle rosnącym w popularność funkiem. W tym celu powołał do życia formację Ubiquity, której nazwę można przetłumaczyć jako wszechobecność. Do wibrafonu i innych analogowych instrumentów dołączyły również te elektroniczne, otwierając przed muzykiem zupełnie nowe spektrum możliwości. Widać to szczególnie wyraźnie na znakomitym albumie He’s Coming z 1972 roku. Liryczna eksploracja duchowości i walki o prawa społeczne opakowana jest w kompozycje, które brzmieniowo wywodzą się z jazzu, lecz wymieszanego już z soulem, funkiem i pewną dozą psychodelii. Ain’t Got Time brzmi jak stadium przejściowe między śpiewana poezją Gila Scotta-Herona, a soulową perfekcją Marvina Gaya. Na I Don’t Know How To Love Him przepięknie lśni z kolej wibrafon lidera grupy. Największa perłą jest jednak spektakularne We Live In Brooklyn, Baby, wykorzystane później między innymi przez Kendricka Lamara i Mos Defa. Ciężko się dziwić, skoro dynamiczna perkusja stanowi esencję idealnego hip hopowego bitu. Ostre, niepokojące skrzypce fantastycznie korespondują z kłapiącym basem i stanowią niezwykły podkład dla równie nastrojowego wokalu Ayersa.
Everybody Loves The Sunshine
1976
Polydor Records
Motywem przewodnim w całej twórczości Ayersa jest wszechobecne ciepło. Nie bez powodu również jego najpopularniejszy album bezpośrednio nawiązuje do promieni słonecznych. Płyta Everybody Loves The Sunshine do dziś jest sztandarem stylistyki tak namiętnie celebrowanej przez Ayersa. Mowa tutaj oczywiście o harmonijnym łączeniu jazzowej instrumentacji z funkową intensywnością, której na tym projekcie jak najbardziej nie brakuje. Aura wszechobecnego entuzjazmu i pozytywności płynąca z tego krążka potrafi perfekcyjnie odwzorować wiosenne uczucie wyzwolenia spod zimowej opresji. Idealny balans pomiędzy psychodelicznym dryfem, a abstrakcyjną myślą Ayers zachowuje poprzez przeplatanie zróżnicowanych w brzmieniu utworów. Przejście ze spokojnego i jakże hipnotyzującego The Third Eye w rozpalone It Ain’t Your Sign It’s Your Mind w idealny sposób obrazuje perfekcyjny dualizm albumu. Nie można również zapomnieć o tytułowym utworze, który zsamplowano w UWAGA w 188 utworach. Dr. Dre, Mos Def, Common, Joey Bada$$ czy Larry June to tylko ułamek z kilkudziesięciu znanych współcześnie ksywek, którym Ayers użyczył ścieżek ze swojej legendarnej kompozycji. Jedno jest pewne – nie znajdziecie lepszego podkładu do ubóstwiania wiosennej bryzy w kwietniowe weekendy, kiedy słońce zachodzi już nieco później.
Music Of Many Colors
1979
Phonodisk
Jednym z najbardziej wyróżniających się dzieł w dyskografii Ayersa jest nagrany wspólnie z Felą Kuti i jego legendarnym składem Africa 70 album Music Of Many Colors. Powstał on jako zwieńczenie kilkutygodniowej trasy koncertowej po Nigerii w 1979 roku, w trakcie której Ayers supportował lokalnego herosa. Dla Nigeryjczyków był to czas przepełniony nadzieją po upadku reżimu wojskowego, przeciwko któremu protestował Kuti przez poprzednią dekadę. Duch afrocentryzmu i odnowionej wiary w idee panafrykanizmu przeniósł się na dwie rozległe, fantastyczne kompozycje. Pierwsza z nich, 2000 Blacks Got To Be Free odwołuje się do panującego w tym czasie sentymentu o początku nowego milenium jako czasie wielkich zmian. W tym przypadku Ayers z ogromem nadziei i pasji w głosie wyśpiewuje wizję wolnej, potężnej i zjednoczonej Afryki, która nastanie przed początkiem roku 2000. Drugi utwór, Africa Center Of The World to manifest Kutiego, w którym umiejscawia on Afrykę jako oś świata, najcenniejsze terytorium, o które ciągle toczą się wojny. Skoro zaś jest to miejsce tak wyjątkowe, to jego mieszkańcy muszą też tacy być. Te wzniosłe wizje jak to zwykle w przypadku projektów ojca afrobeatu ubrane są w niepowtarzalny, niepowstrzymany groove, w którym głos i instrumenty nieustannie napędzają się wzajemnie z każdą kolejną minutą. W połączeniu z pięknymi wibrafonowymi solówkami Ayersa, Music Of Many Colors pozostaje wyjątkowym zapisem chwili nadziei na lepsze jutro dla całego kontynentu. Nawet jeśli ostatecznie niespełnionej.
Hip-hopowe dziedzictwo
Sampling w hip-hopie to nie tylko muzyczne zapożyczenia i recykling starych treści. Jest to przede wszystkim czerpanie inspiracji, szukanie niedocenionych wcześniej dźwięków i celebracja historii. Brzmienia z kompozycji Roya Ayersa znajdziemy w utworach A Tribe Called Quest, 2Paca czy Tylera, The Creatora. Mistrz udzielił się również na legendarnym albumie Guru Jazzmatazz Vol. 1 czy dołożył swojego geniuszu w ramach projektu Jazz Is Dead Adriana Younge i Aliego Shaheeda Muhammada. Jest jednak jeden utwór, w którym zaobserwować możemy spotkanie dwóch arcymistrzów, a mowa tutaj o utworze Little Brother od duetu Black Star. Poprzez nagranie poszczególnych partii perkusyjnych z utworu I Ain’t Got Time, J Dilla stworzył zupełnie nowy, wijący się rytm. Do genialnego podkładu dodajemy duet fantastycznych MC w składzie Mos Def/Talib Kweli i w efekcie otrzymujemy jedną z najbardziej imponujących produkcji w dziejach hip-hopu – gatunku, którego Roy Ayers do dziś jest nierozłączną częścią.
Dla świata zakochanego w produkcjach lat 70., śmierć Ayersa jest wielką stratą. Jedno pozostaje niezmienne – jego ponadczasowa twórczość w dalszym ciągu może cieszyć uszy pokoleń przyszłych muzyków.
LONG LIVE ROY AYERS
Jędrzej Śmiałowski, Jakub Bergański, Michał Lach, Filip Juszczak