Ryuichi Sakamoto

Ryuichi Sakamoto
Zakres gatunków, nurtów i estetyk jakie na przestrzeni dekad włączył do swojej muzycznej praktyki jest doprawdy imponujący. Z racji obszerności dyskografii i bogactwa życiorysu nasz materiał może być jedynie przyczynkiem do indywidualnego zgłębiania twórczości Ryichiego Sakamoto, Artysty Tygodnia w Radiu LUZ.

 

Można zacząć od Yellow Magic Orchestra – fenomenu, który był zapowiedzią synthpopowego szaleństwa lat osiemdziesiątych i inicjacją wielkiej kariery Ryuichiego oraz jego zespołowych kompanów: Haruomi Hosono i (niedawno zmarłego) Yukihiro Takahashiego.

W 1978 nic nie wskazywało, że tak potoczą się ich losy: wspólny album miał być jednorazowym projektem, który z japońskiej perspektywy i w krzywym zwierciadle ukaże nurt exotica. Najpopularniejszy utwór z tej płyty jest w istocie coverem melodii, którą napisał Martin Denny. Instrumentarium, jakiego używali orkiestranci żółtej magii, było w przeważającej mierze elektroniczne – Korgi, Yamahy, Rolandy. Oczywiście nie byli pierwszym składem, który robił z tego sprzętu użytek, ale ich radosna, plumkająca stylistyka znacznie się wyróżniała. Album o tym samym tytule co nazwa zespołu okazał się wielkim sukcesem, i to nie tylko komercyjnym. Do wpływu YMO przyznają się całe rzesze późniejszych muzyków, od artystów hip-hopowych do pionierów techno i elektro.

Jedną z postaci, dla której Ryuichi był inspiracją był David Sylvian z zespołu Japan. W 1982 stworzyli razem utwór, który do dziś budzi pewną konsternację i zdumienie. Nie mam pojęcia, czy japoński kompozytor zdaje sobie z tego sprawę, ale Bamboo Houses bardzo kojarzy się z grimem – gatunkiem, który w istocie pojawi się w UK dopiero jakieś dwadzieścia lat później. Poszarpana rytmika i osobliwe, szklane melodie z dzisiejszej perspektywy każą nam uznać Ryuichiego za obłąkanego wizjonera.

Wczesny etap kariery Sakamoto nie jest raczej specjalnie znany polskiemu słuchaczowi. Yellow Magic Orchestra nie zyskali tutaj tak kultowego statusu jak w swojej ojczyźnie, lecz większość będzie kojarzyć tego kompozytora z muzyką filmową. Temat z Merry Christmas Mr. Lawrence poruszy najtwardsze serca. Rzewna, ale i chwytliwa melodia jest doskonałym przykładem wrażliwości artysty, dla którego Debussy jest bramą do całej dwudziestowiecznej muzyki. Utwór pojawiał się w rozmaitych wersjach, zainspirował nawet takie zabawne trance’owe zjawisko.

Ujarzmiony wczesno-syntetyczny kicz i pasaże z niemałym emocjonalnym ładunkiem to jednak tylko niektóre ze swoich oblicz, jakie ukazuje nam Ryuichi Sakamoto. Nowe millennium przyniosło mu współpracę z gigantem poszukującej elektroniki – Alva Noto. Chirurgiczna precyzja aplikowania mikro-szumów i subtelnego przetwarzania dźwięku wraz z impresjonistycznym, delikatnym traktowaniem fortepianu dają zdumiewający efekt. Obcowanie z tym duetem daje wrażenie przebywania poza czasem, nie jest to jednak typowa muzyka tła. Wspólnie artyści nagrali trzy studyjne albumy z muzyką z pozoru prostą, jednak obfitującą w satysfakcjonujące detale.

Płytą, która w moim mniemaniu wyniosła ich współpracę na inny poziom jest utp_ z 2009. Nagranie pochodzi z koncertu na 400. rocznicę powstania miasta Mannheim, w którym brał udział też kameralny zespół Ensemble Modern. W obszernej kompozycji Noto i Sakamoto czerpią z dziedzictwa dwudziestowiecznej muzyki akademickiej (rozszerzone techniki instrumentalne, punktualizm, drony) wchłaniając nowe środki w swój dotychczasowy muzyczny język. Kontakt z utp_ za każdym razem robi porażające wrażenie. Muzycy osiągają tu złoty środek między tym, co zimne i bezduszne, a znajome i uczuciowe.

Ryuichi jest obecnie w trakcie leczenia nowotworu, który znacząco ogranicza jego energię i możliwości koncertowania. Z początkiem 2023 ukazał się jego zbiór etiud na fortepian i elektronikę pt. 12, o introspektywnym i elegijnym charakterze. Obyśmy mogli podziwiać jego nowe dzieła jeszcze jak najdłużej.

Michał Sember