Skrillex – VOLTAGE
yeet
Och wybaczcie, że od razu nabijam was w bambus, ale nie mogłem przepuścić okazji, pisząc o TAKIM artyście. Musiała minąć prawie dekada, by Skrillex w końcu zrobił coś, co szczerze docenię. Podczas odsłuchu FUCK U SKRILLEX YOU THINK UR ANDY WARHOL BUT UR NOT!! <3 bawiłem się na tyle dobrze, że odpuszczam mu wszystkie poprzednie winy, włącznie z odpowiedzialnością za wykoślawienie rozumienia dubstepu w społeczeństwie.
Teraz, przetrawiwszy (z perspektywy lat ociężałą) 2k10s ironię dzięki oczyszczającemu działaniu dank meems, zahartowany obcowaniem z coraz to nowszymi mediami, ale wciąż nieakceptujący zastępowania dzieł „treściami”, mogę w końcu docenić gargantuiczny ludyzm dropów Sonny’ego Moore’a, patrząc z łezką w oku na czasy no scope montaży, kiedy do szczęścia wystarczały tylko produkty Mountain Dew i Razer, a żaden wydawca nie myślał o mikrotransakcjach. Nie bójmy się konfrontacji z naszą dawną tępotą – warto czasem odgruzować ją z jałowej ziemi wspomnień. Jak bowiem słyszymy w naszym mocograju: „You gotta believe in the voltage that lives inside us”… a czymże innym jest młodzieńcze pragnienie brawury, jeśli nie właśnie tytułowym prundem?
Zwłaszcza że to całkiem dobre LP (albo może raczej mikstejp?), wydane bez wcześniejszej promocji i dokładnie w Prima Aprilis: wręcz koncept album pomyślany jako WIELKIE OGROMNE SŁUCHOWISKO, w którym pokaz pomysłowości w klejeniu coraz to bardziej wynaturzonych breaków współgra z poczuciem humoru godnym twórców wspomnianych wcześniej stęchłych memów (DJ Smokey in this joint!). Śmiechawina pojawia się niejednokrotnie: jeśli spędziliście dużo czasu w FL Studio i/lub drugim Modern Warfare (tym starym), poczujecie się jak w domu. Swoją drogą VOLTAGE miało wyjść wcześniej, ale Skrillowi ktoś gwizdnął kompa (serio :-D).
Na swoich dwóch ostatnich albumach Sonny raczej przynudzał, wygładzając brzmienie, by przypodobać się, w sumie nie wiem komu. Teraz jednak wajcha poszła w drugą stronę i starzy fani będą bardziej niż syci. Neofici natomiast – czyli ja – łykają materiał jak pelikany i chcą więcej, doceniając zarówno obsesyjnie precyzyjne kompozycje (co do milisekundy), rozpiętość gatunkową (pozdro Boys Noize), jak też maksymalistyczny, odpalony (lit) charakter tego hiperprzegiętego, tęczowo groteskowego szturmu na twoje pojmowanie dobrego smaku. Get pwned!
Sebastian Rogalski