Stella Duffy „Teodora. Aktorka, kurtyzana, cesarzowa” (Joanna Wawryczuk)

Stella Duffy „Teodora. Aktorka, kurtyzana, cesarzowa” (Joanna Wawryczuk)

Stella Duffy "Teodora. Aktorka, kurtyzana, cesarzowa"

wyd. Rebis

Joanna Wawryczuk

 

 

TeodoraPełny tytuł powieści historycznej Stelli Duffy mówi nam wszystko. „Teodora. Aktorka, kurtyzana, cesarzowa”. To fabuła w pigułce. Teodora, rodowita Konstantynopolitanka, żyje w VI w. n.e. Gdy po  śmierci męża jej matka powtórnie wychodzi za mąż, Teodora i jej siostry muszą sobie radzić, powoli wchodząc w dorosłe życie. Uczą się aktorstwa pod okiem szalenie wymagającego i niemal je tresującego eunucha Menandra. Częścią aktorstwa jest też sprzedawanie swojego towarzystwa i przede wszystkim – ciała. Teodora sprzedaje się malowniczo, często i gęsto, i na scenę także wprowadza przyciągające widzów wątki erotyczne. Później jednak się zakochuje, wyjeżdża wieść pełne spokoju życie u boku kochanka. Styka się z odłamem młodego wtedy chrześcijaństwa, doznaje nawrócenia, dość… dziwnego, patrząc z perpektywy współczesnej. I ostatni element tytułu – wskutek paru intryg i dzięki wykorzystaniu swoich talentów –zostaje cesarzową. I koniec. Nie wińcie mnie za spoilery – nie powiedziałam wiele więcej, niż mówi sam tytuł książki. Najciekawsze są nie te główne punkty fabuły, ale jej subtelne zawiłości, miłostki, intrygi i wszelkie perypetie, toczące się właśnie między tymi wielkimi wydarzeniami.

 

Autorce nie udało się jednak uciec przed kilkoma wpadkami stylistycznymi. W związku z tym, że życie Teodory pełne jest intryg i grzechu, a także rozterek wewnętrznych – bohaterka ma przykrą tendencję do płakania co rusz. I na dodatek płacze w sposób bardzo melodramatyczny. W sposób iście wyjęty z powieścideł z kiosku za pięć pięćdziesiąt. Żeby nie być gołosłownym: na statku Teodora płacze, cytuję: „roniąc łzy w odmęty słonych fal”. Innym razem – stoi w kałuży łez. Kiedy indziej bohaterowie nie mogą zjeść obiadu, bo Teodora wpłakała w nie kubek słonych łez.. Jeśli czytelnik zauważy to płakanie na samym początku, to kolejne przemienianie się w fontannę denerwuje coraz bardziej. Nie dotyczy to tylko płaczu, ale także wielu innych odrealnionych sytuacji, gdzie bohaterka wykazuje niezwykłe zdrowie, sprawność, giętkość i rozliczne talenta. Ale niech tam, licentia poetica. Przymkniemy na to oko. Powieść ma się sprawnie czytać, zbyt trudna ma nie być – i to się zgadza.

 

I na koniec – zaczepienie książki w rzeczywistości. Postać Teodory, jej otoczenie i ważniejsze wydarzenia z życia – są jak najbardziej prawdziwe. Źródła historyczne, niezbyt wyczerpujące, pozwoliły autorce puścić wodze fantazji i stworzyć wciągającą powieść historyczną. „Teodora” bardzo przypomina ponadto „Achaję” Andrzeja Ziemiańskiego. Fani polskiego fantasy z pewnością kojarzą. Bardzo podobna, niezniszczalna super-babka z mnóstwem przygód, także erotycznych. Tylko fantasy w „Teodorze” brak.

 

 

Ogółem – nie powiem, że „Teodora” Stelli Duffy to najmądrzejsza literatura. Nie będzie perełką na Twojej półce z książkami, obładowanej Norwidem, Mickiewiczem i Tolkienem. Ale spokojnie może się znaleźć w torbie podróżnej czy przy poduszce po ciężkim dniu.