Archiwum

Älskar – Pięści

Jak strażnik wolności i niezależności uderza Pięściami prosto w ludzkie oczekiwania i opinie zespół Älskar swoim najnowszym singlem. I robi to mocą syntezatorów, perkusji oraz głosu, który wydaje się rozbrzmiewać w naszych głowach.

Równomierny jak stawiane szybko kroki rytm sprawia, że emanuje z tego utworu złość. Zupełnie adekwatnie do tekstu, który niewątpliwie jest manifestem i deklaracją autonomii, jednocześnie będąc przysięgą składaną samemu sobie. Syntezatory pobudzają zmysły, a pojedyncze dźwięki pianina podkreślają moc wyśpiewywanych słów.

Mam w głowie przestrzeń
Wolnością jestem

Utwór jest skonstruowany w taki sposób, że można go słuchać bez końca, zapętlając niczym mantrę. Melodia sama zapisuje się w głowie, a słowa nie pozwalają zapomnieć o własnej sprawczości. I całe szczęście.

Justyna Kalbarczyk

 

 

Africa Express ft. Fatoumata Diawara & Moonchild Sanelly & Tom Excell – Kuduro

Historia lubi zataczać koło. Sześć lat temu w Radiu LUZ pisaliśmy o utworze Xhosa kolektywu Africa Express z udziałem Moonchild Sanelly. Dziś jej głos powraca z jeszcze większą mocą w mocograju Kuduro, będącym zapowiedzią (11 lipiec, zapisujcie datę) albumu Africa Express presents… Bahidorá. 

Południowoafrykańska wokalistka Moonchild Sanelly, znana również z współpracy z  raperką Little Simz, której także poświęciliśmy uwagę na naszej antenie, tym razem łączy siły z piosenkarką Fatoumatą Diawarą i gitarzystą Tomem Excellem. Razem tworzą energetyczny hymn współczesnej Afryki, w którym tradycja tańczy z nowoczesnością. Wyrazisty wokal Moonchild dodaje utworowi niepowtarzalnej energii, a całość tętni rytmem kuduro – angolskiego gatunku muzycznego, który łączy szybkie tempo z elektronicznymi brzmieniami i duchem Czarnego Lądu.

 A jeśli chcecie poruszać bioderkami i wsłuchać się bardziej w kuduro zapraszam tutaj.

Jagoda Lazar

 

 

Crack Rock

Crack Rock

Pod tą nazwą słuchacze zostali oczarowani dosyć niecodzienną współpracą na linii polsko-amerykańskiej. Niezwykle utalentowany polski klawiszowiec oraz sympatyk gry na syntezatorach, jakim jest Marek “Latarnik” Pędziwiatr, połączył siły z amerykańskim muzykiem Anthonym Millsem. Nowo powstały duet zaserwował nam kreatywny album, który co najważniejsze zapada w pamięci słuchaczy.

                                                                                                                                                                                                                                                                         Crack Rock | Crack Rock Zanim jednak przejdziemy do samego albumu, warto pokrótce omówić sylwetki obydwu artystów. Oczywiście jeżeli ich nie znacie! Zacznijmy od Marka Pędziwiatra, który od 2022 roku działa również pod pseudonimem Latarnik.  Jest to jego drugi album pod tą nazwą, gdyż wcześniej, jako Latarnik, wydał solową płytę Marianna, która była hołdem dla jego zmarłej prababci. Marek Pędziwiatr swoją rozpoznawalność wypracował dzięki długoletniej działalności we wrocławskim kwartecie jazzowym, jakim jest EABS, oraz innym projektom, jak chociażby Błoto. W tym miejscu warto także napomknąć, że nie jest to jego pierwsza międzynarodowa współpraca. Marek Pędziwiatr swoją grą na pianie wspierał chociażby pakistański zespół Jaubi.

Druga część duetu Crack Rock – Anthony Mills, również nie jest debiutantem. Podobnie jak Marek Pędziwiatr, Mills wydawał albumy solowe oraz współpracował z innymi artystami. Jego ostatni solowy album, Drankin’ Songs of the Midwest, miał premierę w 2020 roku, jednak przeszedł bez większego echa. Prawdziwa siła Anthony’ego Millsa tkwi w jego współpracach. To właśnie okres działalności w duecie Wildcookie oraz wydanie albumu Cookie Dough w 2011 roku przyniosły mu szerszy rozgłos i uznanie wśród słuchaczy. Obecnie mamy do czynienia z podobną sytuacją, ponieważ w połączeniu sił z Markiem Pędziwiatrem, Amerykanin pokazuje, jak ogromne są jego możliwości. 

Przejdźmy teraz do omówienia głównego dania, jakim jest sam Crack Rock. Jego autorzy zaczęli stopniowo odsłaniać karty z początkiem roku. Już w pierwszych dniach stycznia otrzymaliśmy pierwszy singiel zapowiadający płytę, którym był Crack. Następnie, w lutym, dostaliśmy od panów dwa kolejne utwory – Neck oraz Candy Apple Red. Z kolei 7 marca zakończyliśmy oczekiwania i ujrzeliśmy cały projekt.  Album – jak określiłby go pewien ceniony w internecie recenzent jedzenia – „robi wrażenie”.

Więc czym właściwie jest Crack Rock? Naprawdę nie potrafię odpowiedzieć na to w jednym zdaniu. Panowie zabierają nas w pewnego rodzaju podróż pomiędzy gatunkami muzycznymi. Podczas odsłuchu na pierwszy plan przebijają się bardzo wyczuwalne inspiracje. Definitywnie głównym pomysłem na album było wykorzystanie yacht rocka. Dziś jest nieco zapomniany przez słuchaczy, a – jak pokazuje ten album – niepotrzebnie. Sami sprawcy całego zamieszania przyznają, że właśnie ten gatunek był ich główną inspiracją. Jednak w mojej opinii twórcy tego albumu są nad wyraz skromni, gdyż nie samym yacht rockiem ten album stoi. W niektórych momentach możemy zauważyć jawną inspirację funkowym, a także hip-hopowym brzmieniem. Ta różnorodność gatunków cieszy, ponieważ autorzy genialnie odnajdują się w tej, na pierwszy rzut oka, nietypowej mieszance. Crack Rock (Latarnik & Anthony Mills) - Crack Rock LP / ASTIGMATIC RECORDS AR030- Vinyl

Od strony produkcyjnej album jest na ekstremalnie wysokim poziomie. Marek Pędziwiatr dołożył wszelkich starań, aby wyciągnąć ze swoich inspiracji to, co najlepsze, i powiedzieć, że udało mu się to zrobić, to jak nic nie powiedzieć! Skomponował przepiękne melodie, które swoim pięknem uzależniają słuchacza niczym tytułowy crack.

Pozostając w tym temacie, należy wspomnieć o warstwie wokalnej, którą zapewnił nam Anthony Mills. Jego głos na całym albumie jest ciepły, barwny i zapadający w pamięć. Właśnie dlatego w pewnych momentach tego albumu nie wiedziałem, na czym się skupić – na wciągającej barwie głosu czy treści tekstów? Warstwa liryczna albumu potrafi być niezwykle zaskakująca, gdyż właśnie pod tą osłoną piękna, które kojarzy mi się ze słonecznym Los Angeles, czyhają na nas dosyć poważne i trudne tematy. Niekiedy są związane z niezwykle uzależniającym, tytułowym narkotykiem, który zalał Stany Zjednoczone pod koniec XX wieku. 

Kolaborację obydwu artystów uważam za coś niezwykle interesującego i wciągającego. Jest to zdecydowanie dzieło, przykuwające uwagę. Należy żywić nadzieję, że to dopiero początek współpracy pomiędzy panami. Ten album zwyczajnie się nie nudzi. Mieszanka gatunków, którymi inspirował się Marek Pędziwiatr, oraz aksamitny głos Anthony’ego Mills’a to połączenie uzupełniające się idealnie. Z ręką na sercu polecam zagłębić się w ten album, który idealnie komponuje się z wiosennymi zachodami słońca.

 

 

Maciej Trzop

Yaeji ft. E Wata – Pondeggi

Okładka singla Yaeji ft. E Wata - Pondeggi

Świeże wydanie Yaeji konsekwentnie realizuje to, z czego artystka jest już dobrze znana — mieszania koreańskiego folku z elektronicznymi brzmieniami. Tym razem jednak koreański składnik nie dotyczy tego, co słychać w pokruszonym beacie. Pondeggi, to nawiązanie do popularnego w tym azjatyckim kraju dania street foodowego, można zatem powiedzieć, że Yaeji i E Wata serwują nam małą ucztę dla uszu. 

Tak, ale podają ją na surowo. 

Melodię w singlu tworzy wyłącznie głos artystki, który jest doprawiony głębokim basem i posypany na wierzchu szaloną, rytmiczną perkusją. Jest smacznie, ale pojawia się mały problem — ta oszczędność w formie, tylko zaostrza apetyt na podobne brzmienia od tej dwójki.

Maja Michalik

 

 

Men I Trust

Zdjęcie przedstawiające zespół Men I Trust

Potrzeba Wam nieco spokoju pośród tej zmiennej marcowej pogody? Albo czegoś komfortowego i okraszonego długo wyczekiwanym, wiosennym słońcem?
Mamy dla Was coś w sam raz, bo 19 marca kanadyjski zespół Men I Trust opublikował krążek Equus Asinus o takim zabarwieniu. Jest to świetna okazja, nie tylko do zachęcenia Was do tego albumu, ale również przedstawienia sylwetki trio w ramach pasma Artysta Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.

 

Men I Trust i Headroom

Jak to często bywa, historia Men I Trust sięga licealnych czasów Jessiego Carona i Dragosa Chiriaca. Właśnie w szkole średniej Jessie — gitarzysta i basista, poznał Dragosa, kolegę ze szkoły grającego na keybordzie. Można jednak powiedzieć, że początek ich wspólnej twórczości ma swoje miejsce kilka lat później, w 2014 roku. Ponad dekadę temu, połączyli swoje siły i zmysł do tworzenia przyjemnie i powoli płynących kompozycji, czego owocem był album Men I Trust. Chociaż już wtedy słyszalne były ciepłe i słodkie tendencje brzmieniowe grupy, trzeba przyznać, że album ten wyróżnia się na tle pozostałych krążków zespołu. Był to pierwszy krok na drodze w poznawaniu świata miękkich brzmień. Krok niewątpliwie milowy.

Okładka singla Men I Trust - Show Me How

Takim samym, a może nawet większym krokiem milowym osiągniętym przez Kanadyjczyków w czasie ich podróży do własnego, wyjątkowego, unikatowego stylu, było dołączenie do grupy gitarzystki i wokalistki Emmy Proulx. Nie zrozumcie nas źle, pierwszy album Jessiego i Dragosa był piękny, jednak zwiewność nowoprzybyłej, zmieniła oblicze zespołu. Jej delikatny głos, pojawił się na drugim studyjnym albumie — Headroom, tym samym stając się kropką nad Men I trust, -owym I. No i nazwa nabrała jakby więcej sensu, prawda?

Trzeba przyznać, Emma stała się zarówno muzycznym trade markiem grupy, jak i jej wizerunkiem. Postać piosenkarki, zawsze przyozdobiona łagodnym, kojącym uśmiechem i spokojem płynącym z jej oczu pojawiała się wielokrotnie na okładkach singli zespołu. Gdyby tak się przypatrzeć dłużej, podobny komfort i delikatność, znajdziemy też w rysunkowych postaciach z opraw wizualnych, chociażby albumu Oncle Jazz, czy singla You Deserve This. A to, co widzialne, znajduje odzwierciedlenie (a może w kontekście dźwięku warto by powiedzieć, że odbija się echem?) w brzmieniu Men I Trust.

Oncle Jazz, Untourable Album i wizyty w Polsce

Albumem, który przyniósł duży rozgłos grupie, utrwalając ich miejsce na bedroomowej scenie jest Oncle Jazz. Wydany w 2019 roku, ciepły w brzmieniach krążek to absolutna kwintesencja tego jak brzmi Men I Trust. Ten album pełen błyskotliwych kawałków, ogrzewających umysł zarówno tekstowo jak i muzycznie, spiął ze sobą sporo publikowanych wcześniej singli, co spotkało się z mieszanym odbiorem fanów. Wszyscy pragnęli jak najwięcej nowej twórczości, zafascynowani tym, czego do tej pory mogli już skosztować i w czym się rozkochać. Na większą dawkę nowości trzeba było poczekać dwa lata. Dwa lata, podczas których wszystko pozostało trochę w zawieszeniu. Powstały w czasie pandemii Untourable Album zaopiekował się uszami i duszami słuchaczy i początkowo nie wiązał się z żadnymi koncertami. Los chciał jednak inaczej i ostatecznie pod koniec 2021 roku grupa wyruszyła w trasę o przewrotnym tytule Untourable Tour.

Zespół Men I Trust na koncercie

Skoro o koncertowaniu mowa, Kanadyjczycy wpadali do Polski kilkukrotnie, wyprzedając całe sale. Na ostatnim z koncertów, granym w Polsce w 2022 roku, mimo przeziębienia wokalistki, zespół stworzył niepowtarzalną atmosferę, a lekka chrypka performerki, tylko ubarwiła warstwę wokalną. Sala wypełniła się wtedy ludźmi i czarującymi dźwiękami, które w swoich utworach serwuje Men I Trust. Trzeba im przyznać — mimo spokojnego klimatu, w jakim z założenia grają, ich energia na scenie jest szczera i wszechogarniająca.

Albumy Live

Men I Trust wydali dwa albumy live’owe. Jeden z nich w 2020 roku, drugi — lekko ponad miesiąc temu. Oba przyprawiają o uczucie, jakbyśmy rezydowali z zespołem w niewielkim, przytulnym pokoju, wytłumionym dywanami, słuchając ich muzyki i popijając jakiś ciepły napój. Jest komfortowo, jest miękko.

Forever Live Sessions Vol.2 to krążek długo wyczekiwany, fanów indie-popowych brzmień grupy nierzadko ogarniało zwątpienie, czy rzeczone wydawnictwo, w ogóle kiedykolwiek zostanie opublikowane. Jednak wraz ze swoim pojawieniem się, momentalnie zaskarbiło sobie serca słuchaczy, dla niektórych stając się zbiorem ulubionych wykonań już wcześniej i tak lubianych utworów. Forever Live Sessions Vol.2 nie powielają utworów z pierwszej części, wydanej 5 lat temu, więc jeśli komuś nie udało się doświadczyć tych uwiecznionych na albumie koncertów, śmiało może nadrobić to, słuchając obu wydań, zanim zabierze się za najnowszy album zespołu.

A jeśli już o najnowszym krążku mowa…

Equus Asinus

Czyli osiołek zwyczajny, kontynuuje bedroomowy styl grupy. Ale czuć w nim też powiewy świeżości.

Okładka albumu Men I Trus - Equus AsinusNiektóre niezależne single (takie jak Billy Tropy) zdawały się sugerować konkretniejszą zmianę stylu ekipy. Ta miała skierować się ku bardziej pospiesznym tonom, basem nieco sugerującym post-punkowe brzmienia. Tym razem jednak grupa poza wplataniem coraz większej ilości dream-popowych melodii, pokusiła się również o romantyczne rozwinięcia w klimacie balladowo-westernowym (I Come With Mud) czy może również nieco francusko nowofalowym? (Girl 2025). Otuleni w dźwięki spokojnej perkusji, łaskoczących gitar i delikatnego wokalu rozpływamy się w nostalgicznej zadumie. Słodko-gorzkie teksty, jak chociażby w utworach Bethlehem czy Purple Box mają melancholijny klimat, który jednak nie dołuje — nosi w sobie iskierkę nadziei na pozytywny rozwój zdarzeń. Albo, chociaż na zaakceptowanie tego, co minęło.

 

A gdyby jakoś zobrazować, jak brzmi ostatnie wydanie od Men I Trust, to nie trzeba daleko szukać. Najnowszy album roztacza wokół siebie dymny, gęsty, ale równocześnie nieprzytłaczający klimat relacji międzyludzkich — taki sam, jaki panuje w pokoju na zdjęciu z jego okładki.

Maja Michalik & Katarzyna Golec

 

Kosma Król, Kania ft. Cozza — PYSZNA GADKA

Gdy zakochani spędzali czas na randkach i wręczali sobie kartki, Kosma Król z ekipą zaprezentowali swoją własną laurkę — z miłości do rapu.

Pierwszy odsłuch POLOTU był dla mnie powiewem świeżości, czymś, czego od dawna mi brakowało, a nawet nie miałem pojęcia. Szczerze, to mało powiedziane, skład Kosma, Cozza i Kania to raczej huragan, który rozniósł mnie po kątach. PYSZNA GADKA to utwór dla tych wszystkich młodych, którzy z inspiracją dorastali w rytm Slamu, Taco czy Pezeta. Ale ten track to nie tylko hołd oddany tym inspiracjom, ale też doskonałe świadectwo talentu nowego pokolenia.

W błyskotliwych linijkach Kosmy słychać czystą zajawkę i szczery uśmiech z naturalnym poczuciem flow, którego zazdrościłaby nie jedna rzeka. Bragga i wersy Cozzy (🐐) odkrywają równie nowe nurty, a jednocześnie trącą oldschoolem, czerpiąc inspiracje, ale płynąc swoimi ścieżkami. A do tego wszystkiego fenomenalny boom bapowy beat Kani, producenta, który już niedługo będzie wymieniany jako jeden z najlepszych talentów, tworzy mieszankę, przy której naprawdę nie ma co lać wody. W dodatku te zmiksowane wstawki od Okiego, Otso (x2!), czy Miłego ATZeta przy końcówce z niewiarygodną szczerością przypominają vibe dobrego cypherowego freestyle’u.

Tytuł PYSZNA GADKA to trochę strzał w kolano, bo gadka jest, ale pychy brak, bo talentu jest aż za dużo. Zostaje tylko smak na więcej i pełno dumy z polskiej sceny. Kosmę najlepiej definiuje bezpretensjonalny LUZ, więc zapamiętaj — POLOT to jedna z najlepszych rapowych premier a oni serio będą najlepsi w tym kraju i to prawie pewne.

Mikołaj Domalewski

HVNCWOTY ft. Barto Katt & Soulpete – iPhone 7

Na powrót nie trzeba było długo czekać. Barto Katt i Soulpete ponownie łączą siły i zapowiadają kolejny wspólny projekt Do Trzech Razy Sztuka singlem iPhone 7. Antysystemowa przewózka, baśniowe sample i przypominienie, że kultowa “siódemka” to urządzenie już (chyba) archaiczne. Duet HVNCWOTY zamyka tegoroczną stawkę Mocograjów Akademickiego Radia Luz i przypomina, że polski rapowy underground ma się wprost wyśmienicie. 

Jesteśmy znani z tego, że nie jesteśmy znani

Tak właśnie Soulpete określił aktualny status HVNCWOTÓW na hip-hopowej scenie. W sumie to trudno się z nim nie zgodzić. Wydany w marcu 2024 roku album HVNCPSOTY odbił się głośnym echem jedynie wśród rapowych zajawkowiczów, a do komercyjnego sukcesu jeszcze długa droga. Niemniej jednak na projekcie widać było czystą miłość do soczystego boom-bapu, co absolutnie trzeba docenić. Chwytliwe refreny El Gapo czy Texas Hold’em uwodziły swoją melodyjną prostotą. Introspektywne metafory przeplatały ból z humorem, podkreślając tekściarską wszechstronność Barto Katt’a. Podkłady Soulpete’a jeszcze bardziej potęgowały emocjonalną naturę całego materiału, dodając swój autorski pierwiastek beztroski i luzu. 

W singlu iPhone 7 wcześniej wspomniany luz zostaje zamieniony na gniew, bo w sumie cały utwór jest w pewien sposób skargą na brak miejsca dla HVNCWOTÓW na dzisiejszej scenie. Barto Katt w wymowny sposób obrazuje jak wygląda kariera artysty, który niby stoi na czele polskiego undergroundu, ale jednak nie jest uwzględniany w branżowym systemie.  

Wnioskując z daty preorderu płyt CD widocznej na stronie, trzecią sztukę duetu w całości usłyszymy pod koniec lutego. Zwrot w stronę awangardy nowojorskiego neo boom-bapu to bardzo ciekawy kierunek dla projektu, który mi kojarzył się ze szczerością i emocjami. Jednak widać, że antysystemowe rewolty i gnanie pod prąd to temat jeszcze nie do końca wyczerpany i być może lekka zmiana brzmienia nieco podkręci klarowność tego, co chłopaki mają nam jeszcze do przekazania.

Jędrzej Śmiałowski