Archiwum

Charli xcx ft. Billie Eilish – Guess

Lato 2024 roku zapisze się na kartach historii jako brat summer. Fenomen najnowszego albumu Charli xcx przebił granice internetowej bańki, sięgając wyścigu o prezydenturę Stanów Zjednoczonych. Zapominając jednak na chwilę o warstwie popkulturowej trzeba postawić sprawę jasno – brat to przede wszystkim znakomity album. Szczery, świetnie napisany i wyprodukowany, a co najważniejsze dający ogromną przyjemność przy każdym kolejnym odsłuchu. Brytyjka przeplata bowiem chwilę wzruszenia przy poświęconym Sophie So I, przytłoczenia blichtrem i sławą na Rewind z bezwstydnym sięgnięciem po popową koronę na Von dutch. Każda kolejna wizyta może tu oznaczać nowego ulubieńca z przebogatej zarówno w hity, jak i emocje tracklisty.

Jeśli ktoś jednak dalej odczuwa niedosyt, nadszedł czas na Lunch. Nie trzeba długo zgadywać o co, a raczej kogo chodzi. Zaproszenie Billie Eilish do remixu utworu Guess podgrzało jeszcze bardziej niezwykle gorącą już temperaturę oryginału. Podobnie jak w przypadku fenomenalnej współpracy z Lorde w rozszerzonej wersji Girl, so confusing zwrotka gościni jest drugą stroną medalu dla tekstu gospodyni. W przeciwieństwie do tamtego niezwykłego dialogu, by wyjaśnić narosłe przez lata nieporozumienia tutaj cel jest zupełnie inny. Zwrotka Charli pełni funkcję niezwykle graficznego zaproszenia do dalszej eksploracji i odkrycia, czy jest ona w stanie spełnić skrywane przez adresata pragnienia. Zwrotka Billie to już zdecydowanie obietnica ich ziszczenia się. Zanurzając się, (dosłownie i w przenośni) w bieliźnianie fantazje serwują one świdrujący uszy hedonistyczny banger, nieustannie zachwycający kolejną dźwiękową pokusą. Niech to lato nigdy się nie skończy.

Michał Lach

JPEGMAFIA – it’s dark and hell is hot

Co najlepszego może się wydarzyć, gdy beatowy czarodziej odwiedzi Brazylię? Odpowiedź jest prosta i wręcz przypomina rachunek matematyczny. Proszę tylko spojrzeć: 

JPEGMAFIA + brazylijski funk = It’s dark and hell is hot

Spoglądając na te obliczenia, należy przyznać, że wszystko się zgadza. Nawet nie tyle, co zgadza, lecz gra! Gra i to jak wspaniale! Peggy samplując Upa Upa Pocotó autorstwa DJ RaMeMes, udowodnił swoją nieprzewidywalność i kreatywność, którą charakteryzuje się zarówno sam twórca, jak i jego najnowsze wydanie I LAY DOWN MY LIFE FOR YOU

Choć pierwsze zetknięcie z twórczością JPEG’a może przyjąć formę pewnego wyzwania – gry, której mistrzem, ale i jednocześnie przewodnikiem jawi się sam artysta, to gwarantuję, że ta rozgrywka jest warta świeczki. Wszak my, jako graczo-słuchacze, otrzymujemy sporą dawkę świeżości i zaskoczenia, które nie zawodzi. 

Tak też można opisać cały album I LAY DOWN MY LIFE FOR YOU, bowiem obfituje on w unikalne brzmienia. Nie dość, że można się tam doszukać brazylijskiego funku, to da się tam również znaleźć inspiracje metalem czy sludge rockiem. Zdecydowanie jest to gratka dla fanów muzyki. Dobrej muzyki.

Paulina Madej

Seweryn – chłodniejsze noce

Mamy już sierpień. Wciąż trwa to skwarne lato i każde wyjście z domu równa się, niemalże dosłownemu, usmażeniu się. Na szczęście na pomoc przychodzi niezastąpiony Seweryn i serwując swój najnowszy singiel chłodniejsze noce, daje nadzieję na to, że nadejdą pogodowe rewolucje. 

Jak natomiast przygotować się na te meteorologiczne zawirowania? Sam Seweryn ma na to prosty przepis, ponieważ w chłodniejszych nocach śpiewa, że nie pozna ten, kto nie próbuje. Idąc tym tokiem myślenia, należy po prostu oddać się w objęcia nadchodzących zmian. 

Wszak rzeczywiście chłodniejsze noce to utwór o swego rodzaju metamorfozie, jednak warto postawić pytanie: Czy na pewno chodzi tu o zmianę pogody? A może kryje się za tym coś więcej? Choć Seweryn (w piosence zakaz palenia) obiecywał nie dorastać, to wydając chłodniejsze noce, zaprezentował swoją dojrzałość, bowiem ten singiel symbolizuje pewne rozstanie. Mowa tu o zerwaniu z alkoholem, który był jednym z czynników stojących człowiekowi na drodze do bycia szczęśliwym z samym sobą. Ze swoim jestestwem. Chłodniejsze noce w pewien sposób równają się decyzji o zmianie swojej codzienności na lepszą. Na taką bez romantyzowania cierpienia.

I w ten sposób, znane z Mamny, “dzisiaj nie zasnę, igłą pogłaszczę cię” zmieniło się w “śpij spokojnie…”. Jeśli tak ma wyglądać dorastanie, to chyba dobrze, bo bardzo ładnie się to prezentuje.

Paulina Madej

Cozza – TRUIZM

Truizm. Banał. Wiele życiowych porad można by sklasyfikować w ten sposób. Czasem jednak takie na pozór oczywiste stwierdzenia okazują się najtrudniejsze do zaakceptowania i wdrożenia w życie. Potrzebna jest nam chwila zatrzymania, zebrania myśli, lub na odwrót – wyrzucenia ich z siebie jak pocisk. Tak też czyni Cozza w naszym tegotygodniowym mocograju. Z momentów uniesień, miłości, ale też bólu i frustracji układa przed nami i sobą życiowe puzzle. Efektem tej wewnętrznej pracy jest zdanie, które wyrwane z kontekstu zabrzmi jak pusty frazes.

Lecz to nie ma znaczenia, jeśli nie pokocham siebie.

Po wysłuchaniu przemyśleń Jakuba Kozłowskiego (wspartych jego znakomitym flow) w otoczeniu prześlicznego wokalnego sample’a, przewijającego się przez cały utwór TRUIZM ten nie wydaje się już tak banalny, jak kilka minut wcześniej.

Michał Lach

Clairo

Zamszowe ciepłe brzmienia i dojrzale wyśpiewana intymność

 

Clairo, czyli Claire Cottrill, to amerykańska wokalistka, autorka tekstów i producentka muzyczna, której unikalny styl i szczerość artystyczna zdobyły serca słuchaczy na całym świecie. Jej muzyka to połączenie indie popu, lo-fi, dream popu i subtelnej elektroniki, wyróżniające się autentycznością i wrażliwym podejściem, wręcz wysublimowanym co do muzyki i wartości twórczych, które zdaje się wyznawać.

Clairo artystką tygodnia Radia LUZ na 91,6 FM.

Mogę być Twoją ładną dziewczyną

W 2017 roku dziewiętnastoletnia Clairo wrzuciła na YouTube piosenkę Pretty Girl, która szybko zdobyła popularność. Teledysk, nakręcony na łóżku, z mapą Francji i plakatem The Shins w tle, emanował bezpretensjonalnym, magnetycznym urokiem. Trzymając zabawkę Funko-Pop w różowych okularach przeciwsłonecznych, Clairo stworzyła klimat autentycznej, amerykańskiej nastolatki. Nieco niezręcznie śpiewającej do kamery w swoim laptopie dziewczyny, która nie bierze siebie do końca na poważnie, ale patrzy na świat z dużą dozą uważności. 

And I could be a pretty girl / Shut up when you want me to – śpiewała, ze śmiertelnie poważną miną i ukrytym za mgłą rozbawionym spojrzeniem. Jej głos, nieśmiały i subtelny, w kombinacji z prostym beatem i dziwnie brzmiącą linią syntezatora wywołał w internecie furorę.

Wkrótce artystka podpisała kontrakt z wytwórnią The Fader. W 2018 roku wydała EP-kę Diary 001, a rok później debiutancki album Immunity. Singiel Bags, opowiada o frustracji związanej z wyznawaniem uczuć osobie, która nie do końca jest gotowa je przyjąć. Współprodukowany przez Rostama Batmanglija i z udziałem Danielle Haim, utwór stał się hitem, tak jak Sophia z tego samego wydawnictwa .Album ten ukazał jej artystyczny rozwój, łącząc lo-fi estetykę z bardziej dopracowanymi produkcjami. Pokazał także wiele stron jej osobowości, które to były o wiele bardziej przystępne i szczere niż jej nieśmiałe teksty na samym początku. Szczególnie wyróżnia się z tego wydawnictwa Alewife, piosenka będąca intymną reflksją na temat samobójstwa i roli przyjaciół w przeżywaniu depresji.

Oto jesteśmy, cicho przy Twoim kuchennym stole

Po sukcesie Immunity, Clairo przeprowadziła się do stanu Nowy Jork i nawiązała współpracę z producentem Jackiem Antonoffem. W 2021 roku wydała swój drugi album Sling, który jest bardziej introspektywny i dojrzalszy niż jej wcześniejsze prace. Przede wszystkim jest bardzo intymnym portretem artystki, która świadomie odnajduje się w detalach tekstowych, jak serwetki na kolanach przy kuchennym stole oraz sile subtelnego dotyku dłoni. Sling to niemal bratni album Either/Or Elliotta Smitha, jednak dużo bardziej optymistycznie patrzący na relacje z ludźmi i z nadzieją przyglądający się swojemu odbiciu w lustrze. Clairo pokazuje, jak znakomitą songwriterką można zostać, dbając o szczegóły, przy wykorzystaniu delikatnej gitary akustycznej, klarnetu i wyrazistych strun skrzypiec. Nawet uprzedmiotowujące ją spojrzenia w utworze Blouse noszą znamiona smutku o wyjątkowym wymiarze szczerości i samoświadomości. Artystka przywraca tym samym do życia folk z czasów Carole King i jej albumu Tapestry na swój współczesny i świadomy sposób.

Urok Charm

Trzeci album Clairo, zatytułowany Charm, zanurza się głębiej w soft-rockowym brzmieniu, a jej pisanie piosenek nabiera nowej, subtelnej pewności siebie. Aby stworzyć Charm, Clairo współpracowała z producentem Leonem Michelsem, znanym z pracy w El Michels Affair i jako członek Dap-Kings. Razem sięgnęli głębiej do palety lat 70-tych, którą Clairo opracowała na Sling i stworzyli aranżacje gęste od Wurlitzera, mellotronu, fortepianu i organów. Jest to radosny album, słodki i wyrazisty. Na Charm artystka nadal koncentruje się na tych ulotnych detalach, które ją inspirują, jednocześnie łącząc je z bogatą i bujną produkcją. Wnika głębiej w soft-rockowe brzmienie, jednocześnie filigranowe, jak i kapryśne. 

Charm nie stanowi dramatycznej zmiany stylu w porównaniu do Sling, ale emanuje namacalnym ciepłem i bardziej charakteryzuje się zalotną, świadomością siebie. Nawet w bardziej przygnębiających momentach muzyka nigdy nie pozbawia nas nadziei, a Clairo nadal ukazuje swoją wrażliwość i zdolność do tworzenia utworów, które są zarówno osobiste, jak i uniwersalne dla słuchacza.

Clairo od dawna demonstruje swoje zamiłowanie do muzycznych deep cutów, od starych soulowych utworów po eksperymentalny rock. Jest zapaloną kolekcjonerką winylowych singli i od kilku lat dzieli się swoimi odkryciami oraz miłością do muzyki w audycji Baby Benz Radio. Wplata tam również nagrania głosowe przesyłane jej przez fanów, co pozwala słuchaczom lepiej poznać Claire nie tylko jako twórcę, ale także jako fankę.

Słuchacze audycji mogą łatwo dostrzec podobieństwa dźwiękowe i inspiracje w edycjach poprzedzających album, co pokazuje jej wszechstronność i pasję do muzyki. Charm, najnowszy album artystki, czerpie inspiracje z muzyki lat 70. i nagrań, które charakteryzują się swoistymi niedoskonałościami w zgrywaniu. Dzięki temu brzmienie albumu jest osobiste i jednocześnie starannie dopracowane.

Wspomina, że wiele piosenek zaczęło się od uczucia, a następnie pomysłu na produkcję, podczas gdy słowa przychodziły później same. Jej audycja Baby Benz Radio jest doskonałym miejscem, gdzie fani mogą odkryć jej muzyczne inspiracje i zobaczyć, jak te wpływy przenikają do jej własnej twórczości.

Piosenkarka wyjaśnia, że tytuł jej najnowszego albumu, Charm, oznacza bycie zauroczonym drugą osobą — zarówno platonicznie, jak i romantycznie — bez pewności, jak długo to uczucie potrwa. Przy pracy nad albumem Claire korzystała z zeszytu pełnego notatek, w których analizowała, co dla niej oznacza słowo Charm i poszukiwała go za pomocą szlachetnych dźwięków.

Clairo to artystka, która swoją autentycznością, talentem i wrażliwością zdobyła serca wielu słuchaczy. Jej wyjątkowa postawa artystyczna i gotowość do poruszania trudnych tematów sprawiają, że jest jedną z najbardziej wpływowych postaci w dzisiejszej muzyce indie pop. Bez wątpienia, jej przyszłe projekty będą kontynuacją tej fascynującej muzycznej podróży, która inspiruje i porusza – ona sama przecież ma niezwykły urok.

Julia Prus & Mikołaj Domalewski

Michael Kiwanuka – Floating Parade


Odtwarzając utwory Michael’a Kiwanuki, słuchacz wypełniany jest niespotykanym ciepłem. Z klimatem ogrzewającego ognia dobiegającego prosto z domowego kominka nie rozstajemy się również i w najnowszym singlu Floating Parade. 

Zanurzając się w komforcie oceanu dźwięków, słuchacz przez niespełna cztery minuty dryfuje w produkcyjnej kompozycji Inflo oraz (o dziwo) Danger Mouse’a, z którym Kiwanuka miał już okazję współpracować na genialnym albumie Cheat Codes. Wszechobecna lekkość podkładu, w którym znajdziemy smyczki, gitarę czy pianino akompaniuje sentymentalnej głębokości wokalu Kiwanuki, która na zmianę z subtelnymi chórkami pozwala słuchaczowi odpłynąć z upalnej rzeczywistości do oazy dziecinnej nostalgii. Zamknięty w paru dźwiękach bas dopełnia perkusję, o lekko egzotycznym zabarwieniu. Ten rytmiczny minimalizm w bardzo sprytny sposób przenosi uwagę słuchacza na bardziej melodyczne aspekty utworu, które marzycielsko płyną, jednocześnie podkreślając organiczny wydźwięk całości. 

Ogłoszenie trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych wskazuje na to, że grono wydawnictw roku 2024 zaszczyci również i nowy krążek Michaela Kiwanuki. Patrząc na dotychczasowy dorobek artystyczny brytyjskiego wokalisty, wieść o potencjalnym nowym materiale uważam zdecydowanie za powód do świętowania. Póki co jednak, brak oficjalnej zapowiedzi pozostawia mój optymistyczny entuzjazm w sferze hipotez. Floating Parade może być otwarciem najpiękniejszego rozdziału w karierze Kiwanuki, lecz czy tak faktycznie będzie? Odpowiedź na to pytanie z biegiem czasu ukaże się sama. 

Jędrzej Śmiałowski

Sampha ft. Little Simz – Satellite Business 2.0


Dualizm twórczości Samphy widoczny jest gołym okiem. Choć artysta na swoim koncie ma zaledwie dwa krążki, są to wydawnictwa nadzwyczaj istotne. Z absolutną pewnością stwierdzić, że o ile tempo pracy preferowane przez brytyjskiego wokalistę nie zalicza się do najszybszych, o tyle czas oczekiwania nadrabiany wielowarstwowością oraz dokładnym zadbaniem, nawet o najmniejsze detale. Zeszłoroczny album Lahai był w mojej opinii projektem roku i tytuł ten wygrał z dosyć solidną przewagą. Najnowszy singiel po raz kolejny zaznacza zmianę tonu, z jakim kojarzymy muzykę Samphy.

Pierwsza wersja utworu, czyli krótki interlude wciśnięty gdzieś pomiędzy wyczerpujące emocjonalnie świetnie sprawdzał się jako chwila oddechu (którego niejednokrotnie brakowało w trakcie odsłuchu całej płyty). Słuchacz odpływał na około 40 sekund, dryfując w kosmicznych strukturach nowego świata odkrytego przez Samphę. W przypadku sequelu, poczucie niedosytu (być może) pozostawione po oryginale, zostaje zaspokojone i to z konkretną nadwyżką. Satellite Business 2.0 to klimatyczny jam, w którym soniczny dryf zastępuje szybkość, precyzja oraz wyrazistość. Metaforyczne teksty wykonane są z tak potężnym ładunkiem szczerości i wiary, że aż ciężko powstrzymać oczy przed uronieniem łezki. Grający na perkusji Blake Cascoe tworzy show, którego nie powstydziłby się Yussuf Dayes, jednocześnie prowadząc słuchacza przez ciągle zmieniającą się rzeczywistość kreowaną przez cudowny wokal Samphy. Gościnny występ Little Simz to wisienka na torcie, która nie tylko dodaje piosence aspektu nieprzewidywalnej dynamiki, ale również pięknie dopełnia kompozycję, dodając jej głębi oraz charakteru.

Kiedy po raz pierwszy miałem okazję usłyszeć “ulepszoną wersję” Satellite Business w jednym z berlińskich teatrów, zrozumiałem wartości, jakie artystycznie Sampha chce teraz reprezentować w swojej muzyce. Pozytywny wydźwięk ma za zadanie podnieść słuchacza z kolan codziennej walki z rzeczywistością i oddać go w ramiona nadziei. Nadziei, z którą ta codzienna potyczka staje się łatwiejsza, a samo życie nabiera kolorytu.

Jędrzej Śmiałowski

JPEGMAFIA – SIN MIEDO

SIN MIEDO, co  po przetłumaczeniu z hiszpańskiego, znaczy “bez strachu” to drugi singiel zapowiadający nadchodzącą płytę JPEGMAFIA. Tytuł kawałka idealnie odzwierciedla to, czym jest SIN MIEDO – mieszanką wybuchową. Peggy zapewne zdaje sobie z tego sprawę, dlatego też nazywał ów utwór nieustraszonym. Radio LUZ również się nie lęka i hardo prezentuje jednego z pięciu przedstawicieli mocograjów w tym tygodniu – JPEGMAFIA i SIN MIEDO.

W SIN MIEDO dzieje się dużo. I to „dużo” to trochę za mało powiedziane. Jest dynamicznie, jest krzykliwie i w dodatku… tanecznie! Choć dudniące, ciężkie riffy gitarowe mogłyby na tę taneczność nie wskazywać, to, proszę mi uwierzyć, ta iście metalowa kreacja sprawia, że kawałek zapętla się w głowie, nie chcąc z niej wyjść (i dobrze!). 

JPEG tym singlem, po raz kolejny zresztą, udowadnia to, jak bardzo jest utalentowany. Genialne beaty, które zawsze wyróżniają się kreatywnością rapera, są zaskakujące. To naprawdę niesamowite, że Peggy potrafi stworzyć utwór w klimatach glitch hopu, drum n bassu, hip-hopu albo w stylu czegoś zupełnie innego – sludge rocka. JPEG się nie ogranicza. I całe szczęście! Jego produkcje obfitują w nietuzinkowe brzmienia, będące czymś zupełnie odświeżającym, co jeszcze bardziej zachęca do wyczekiwania na nowe kawałki tworzone pod pseudonimem JPEGMAFIA. Natomiast po przesłuchaniu SIN MIEDO myślę, że nie tylko ja będę nieustannie sprawdzać, czy przypadkiem nie ominęła mnie premiera nowego albumu.

Paulina Madej

Childish Gambino ft. Jorja Smith & Amaarae – In The Night


Sprowadzenie działalności artystycznej Donalda Glovera do paru prostych zdań to zadanie wręcz niemożliwe, a spowodowane jest to pokaźnym portfolio artysty, w którym nie brakuje materiałów zaliczanych do współczesnych klasyków. Projekty takie jak Awaken My Love, Because The Internet czy serial Atlanta to flagowi reprezentanci kulturowych trendów ubiegłej dekady. Dekady, w której Donald Glover objawił się odbiorcom jako człowiek renesansu. 

Wraz z premierą albumu Bando Stone And The New World na emeryturę wybiera się muzyczne alter ego Glovera, czyli Childish Gambino. W katalogu Gambino znajdziemy okazały przekrój gatunków zaczynając od intensywnego rapu z niecodziennymi, szybkimi podkładami, płynące R&B czy nawet album brzmieniowo kamuflujący się w Funku lat 70. pokroju Funcadelic czy Sly And The Family Stone. Ta gatunkowa fuzja doprowadza nas do finalnego wydawnictwa Glovera, które pełne jest elementów, jakie muzyk reprezentował przez całe 13 lat swojej działalności. Choć według niektórych pożegnalne wydawnictwo Gambino brzmi jak playlista odpalona z funkcją shuffle play, uważam, że nie brakuje w niej spójności. O ile zawarcie różnorodnych gatunkowo utworów ujmuje całej płycie spójności, finalnym efektem staje się różnorodny projekt sonicznie obrazujący wszechstronność Donalda Glovera. 

In The Night to jeden z najbardziej barwnych elementów, jaki mamy okazję oglądać w finalnym obrazie namalowanym dźwiękiem przez Childisha Gambino. Witający na wstępie anielski wokal Jorji Smith spotyka się z dźwięcznym basem, który Glover wspiera swoim czystym wokalem ze srogą dawką autotune’a. Z każdą kolejną sekundą utwór nabiera kolorytu poprzez dodawanie nowych elementów z zakresu perkusjonaliów czy syntezetorów. Wcześniej wspomniana Jorja Smith nie odmienia palety barw, a wręcz podkreśla kontrast brudnie stonowanego podkładu z krystalicznym wokalem drugiej gościnnie występującej artystki, którą w połowie trzeciej minuty okazuje się być Amaarae. Muzyczna całość przepływa przez port słuchawkowy, nie stroniąc od dynamicznych zwrotów, w których słuchacz niejednokrotnie jest blisko wypadnięcia z pokładu. Końcowo jednak nieunikniony powrót do metaforycznej zatoki pozostawia odbiorcę z przepełniającym poczuciem satysfakcji i sporą dawką adrenaliny. 

Choć muzyczna przygoda Donalda Glovera dobiega do końca, fani artysty z pewnością nie rozstają się z jego twórczością z poczuciem dekadenckiej beznadziei. W końcu następnym projektem artysty jest film, do którego Bando Stone jest akompaniamentem. Myślę, że ten nietuzinkowy człowiek ma jeszcze niejednego asa w rękawie i może jest jeszcze szansa, że zmieni zdanie i muzyka znów odnajdzie się w sferze jego artystycznych idei. Jak na ten moment pozostaje nam tylko czekać. Dobrze, że w tej poczekalni przygrywa chociaż świeża muzyka Gambino. 

Jędrzej Śmiałowski

 

Lupe Fiasco – Mumble Rap

Najnowszy album Lupe Fiasco na pierwszy rzut oka wydaje się prostolinijną kwestią. Ot, kolejne dzieło zainspirowane kulturą Dalekiego Wschodu. Sprawa komplikuje się, gdy połączy się bardzo odległe na pozór kropki między refren tytułowego utworu Samurai, a wydanym kilka lat temu dokumentem o… Amy Winehouse!? Okazuje się bowiem, że tekst:

I got these, really neat
Very beautifully alliterated
Little battle raps for you

to treść wiadomości głosowej wysłanej przez Brytyjkę do swojego ówczesnego producenta, Salaama Ramiego. Ta głosówka dla jednego z największych lirycznych czarodziei współczesnego hip hopu stanowiła punkt wyjścia.

Przeplatając własną perspektywę oraz wizję drogi do wielkości Amy-raperki-samurajki maluje przed słuchaczami niezwykły obraz. Momentów uniesienia. Pasji graniczącej z obsesją. Wątpliwości, czy sztuka dostarczy odpowiedzi, których szuka w życiu. Do tego dochodzi multum nawiązań i skojarzeń z anime takimi jak Afro Samurai oraz Samurai Champloo i bity przywodzące na myśl złotą erę jazz-rapu. Aha, no i gry słowne Fiasco, których zauważenie, a następnie rozplątanie nawet posiłkując się tekstem poszczególnych utworów może okazać się zbyt wymagające.

Choć zdecydowanie warto zagłębić się w ten ocean motywów, wyobrażeń i maestrii słownej, to nie jest to niezbędne, by docenić jak znakomitym projektem jest Samurai. Rewelacyjna, atmosferyczna produkcja. Niezwykłe, ciągle na nowo zaskakujące flow rapera. To wszystko od razu komunikuje nam intrygującą treść mocograja Mumble Rap, w którym Amy po spotkaniu we śnie tajemniczego mężczyzny zostaje skierowana na drogę ku byciu najlepszym MC na planecie. I tylko szkoda, że scenariusz o rapującej Winehouse mógł stać się rzeczywistością jedynie za sprawą niebanalnej wyobraźni Lupe Fiasco

Michał Lach