Tato, gdzie jesteś? – dobry i zły ojciec w oku 10. American Film Festival
W Opowieści małżeńskiej Noah Baumbacha postać Nory Fanshaw (grana przez rewelacyjną Laurę Dern) stwierdza, że model dobrego taty w społeczeństwie funkcjonuje od zaledwie trzydziestu lat. A wcześniej, oczekiwano od niego by był surowy i zdystansowany. Pod koniec aktualnej dekady twórcy filmowi niosący kulturalny kaganek oświaty zaczęli rozliczać dotychczasowe tacierzyństwo zadając pytanie – kim jest dobry ojciec?
Nie sądzę, aby była to zamierzona intencja zespołu programującego 10. edycję American Film Festival, że specjalnie wyszukiwali filmów o skomplikowanym dzieciństwie. Tak po prostu wyszło, że po rasizmie, homofobii oraz nierównościach klasowych, kolejnym tematem społecznym na fali jest ojciec. Lepszy i gorszy, nieporadny jak i bezwzględny. Jednak każdy kadr ma dwie strony – niełatwo się wychowywać bez właściwego wzorca, a jeszcze trudniej po prostu być dobrym tatą.
POCZĄTEK I KONIEC
Motyw złego ojcostwa, mógł nas wziąć z zaskoczenia już przy filmie otwierającym festiwal. Kino gangsterskie nie przenika się zbyt często z kinem familijnym. W sumie wydaje się to dość logiczne, że osoba zabijająca z zimną krwią może nie być najlepszym wychowawcą dla dzieci (wbrew temu do czego przyzwyczaiła nas postać Vito Corleone), to jednak nie myśli się o tym zbyt często. Trzyipółgodzinny Irlandczyk Martina Scorsese znajduje miejsce, aby należycie zbudować wiarygodną relację głównego bohatera Franka Sheerana z córką Peggy.
Irlandczyk (reż. Martin Scorsese / prod. Netflix)
W bogatej historii tytułowego Irlandczyka nie sposób zliczyć wszystkich z jego grzechów, jednak gdy spogląda on wstecz, stojąc u progu śmierci, jakikolwiek żal bądź rozczarowanie wyraża wyłącznie wobec utraty kontaktu z córką. Widzimy ją zawsze z boku, cicho obserwującą powolny upadek moralny ojca, łączącą niewypowiedziane zbiegi okoliczności i przemilczane przez resztę rodziny fakty. Choć przemoc Sheerana nigdy nie była wymierzona w nią bezpośrednio, zdecydowała się zerwać jakąkolwiek relację miała z seryjnym przemocowcem.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ruch bezwizowy, kino z wizją – podsumowanie 10. American Film Festival
Odrobinę łagodniej z ojcowskim wzorcem obchodzi się Noah Baumbach w filmie zamknięcia pt. Opowieść małżeńska. To najgorsza rzecz, gdy w piekło rozwodu wciągane są dzieci – co do tej kwestii zgadzają się stojący po przeciwnych stronach Charlie oraz Nicole. Jednak na wzór antycznej ironii tragicznej, gdy próbują się przed tym przestrzec, dzieje się dokładnie odwrotnie. To o ich syna Henry’ego toczy się główna stawka. Ojciec i cała jego postać wykreowana przez Adama Drivera, przez większość filmu pozostaje dla widza sympatyczna. Obserwujemy jego potknięcia, ale rozumiejąc intencje, potrafimy wybaczyć zaniedbania. Jednak widząc historię oczami dziecka, można spodziewać się z jego strony wielu pretensji po latach. Refleksja na temat bycia celem w grze rodziców może nie przyjść w ogóle.
Opowieść małżeńska (reż. Noah Baumbach / prod. Netflix)
Kryzys tacierzyństwa Charliego, pokazany jest także od strony prawniczej. W walce z matką o prawa do opieki nad dzieckiem, w opinii sądu jest na starcie przegrany. Jego miłość do syna oraz dość spora, w porównaniu z pozostałymi ojcami w tym zestawieniu, troskliwość są niewiele warte, gdy przełożone przez legalistyczne mechanizmy.
KATHARSIS czyli nakręcę o tobie film
Najbardziej bezpośrednim przykładem jest Słodziak w reżyserii Almy Har’el. To forma spowiedzi, terapeutycznego wyznania napisana w trakcie pobytu w klinice odwykowej przez Shię LaBeouf. Jednak jakby tego było mało, zdecydował się wcielić w rolę swojego ojca (podczas gdy postać inspirowaną Shią odgrywał Lucas Hedges).
Słodziak (reż. Alma Har’el / prod. Amazon Studios)
Tkwi w tym pewna perwersja, a może wyłaniająca się z szaleństwa metoda – jeżeli LaBeouf skorzystał z całego wachlarza aktorskich narzędzi aby jak najlepiej odtworzyć napisaną przez siebie postać, musiał dokonać złożonej psychoanalizy bohatera, to znaczy wcielić się w swojego ojca dokonującego aktów przemocy na nim samym. Dlatego sceny emocjonalnego maltretowania wydają się tak drastyczne, tak tępe i pokazane jakby od niechcenia. Trudno stwierdzić, czy to historia z happy-endem, ale akceptacja jest pierwszym krokiem do rozwiązania problemu. A opowiadając tak szczerze o swoim dzieciństwie i o tym jak (na lepsze i gorsze) ukształtował go ojciec, Shia LeBeouf chyba jest bliżej niż dalej duchowego spokoju
PROBLEMY W NIEBIE
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, rzecze stare powiedzenie. Pieniądze i intencje to nie wszystko, mogą tworzyć dobrą fasadę ukrywającą jątrzącą się zgniliznę. Pytanie czy zachowałem się jak trzeba? najczęściej przychodzi późno, o ile w ogóle. W filmie opartym na odwracaniu tropów kina gatunkowego, czyli Na noże, reżyser Rian Johnson, sięga po stereotypowego patriarchę rodu, obrzydliwie bogatego pisarza Harlana Thrombeya, oraz jego stereotypowo niewdzięczne dzieci.
Na noże (reż. Rian Johnson / prod. Lionsgate)
Abstrahując na chwilę od głównej osi fabularnej filmu, czyli zagadki morderstwa wspomnianej głowy rodziny, warto się przyjrzeć archetypowi, który uosabia. Typowe cliché – surowy, acz szczodry ojciec spełnia zachcianki swoich dzieci zapewniając im najlepsze rzeczy money can buy, wychowując roszczeniowe i nieporadne potomstwo. Dopiero na starość pojawia się jakaś myśl, że może to nie była najlepsza droga. Najlepsze rozwiązanie, na chłopski rozum? Odciąć od wszystkiego. Wtedy na pewno zrozumieją wartość pieniędzy i otoczą szacunkiem ciężką pracę od podstaw!
Brawo starcze, właśnie skrzywdziłeś swoje dzieci podwójnie. Nie dość, że przez większość życia nie przystosowałeś ich do życia poza przepychem i nie wyposażyłeś w narzędzia potrzebne do zapracowania na sukces, to teraz zostawiasz je na pastwę tego wszystkiego czego się od ciebie nie nauczyli. W gatunkowych kryminałach, które wykorzystują ten motyw, największym przestępstwem jest ekonomiczny brak pomyślunku, zarówno ze strony dzieci jak i rodzica.
POSŁUCHAJ: Urszula Śniegowska, dyrektor artystyczna American Film Festival o różnicach między kinem niezależnym a mainstreamowym
Zupełnie inne nastawianie reprezentuje Ronald Williams, ojciec dwójki głównych bohaterów w filmie Waves w reżyserii Treya Edwarda Schultza. Zapewnia swojej rodzinie godziwy byt, pozornie niczego im nie brakuje, a swoim dzieciom okazuje należne zainteresowanie. No właśnie, może zbyt duże. Zwłaszcza synowi Tylerowi, którego trenuje i wspiera. Sportowiec nie odpoczywa, sportowiec się nie poddaje. Push it to the limit.
Waves (reż. Trey Edward Shults / prod. A24)
Pozostaje to do interpretacji widza, czy to właśnie ojciec jest poniekąd współodpowiedzialny za wydarzenia do których dochodzi w filmie. Alternatywa jest o wiele bardziej przytłaczająca – bowiem może się okazać, że niezależnie od tego ile wysiłku włożymy w wychowanie dziecka i tak może ono wyrosnąć „na cholera wie co.”
OJCOWIE DZIECIOM ZGOTOWALI TEN LOS
Dobry tata powinien swoim dzieciom poświęcać czas. Ich uwagę stawiać jako priorytet. Co jednak, gdy pojawią się sprawy większe niż życie? To jedno z filozoficznych pytań, które stawia Terrence Malick dokonując rozbioru na czynniki pierwsze moralnych decyzji błogosławionego przez kościół katolicki Franza Jägerstättera w filmie Ukryte życie.
Historie podobnego typu widzieliśmy już wielokrotnie. Walka za wszelką cenę, poświęcenie się dla idei. Z rąk innego reżysera otrzymalibyśmy sztampową laurkę zrobioną po linii najmniejszego oporu według schematów typowej biografii, z historią którą napisało samo życie. U Malicka jednak wszystko stoi na głowie. Oto główny bohater walczy z największym wrogiem poprzez nicnierobienie (bowiem deklaruje się obdżektorem), a co ważniejsze – jego heroizm nie ulega gloryfikacji. Przeciwnie, na przestrzeni całego filmu Jägerstätter wielokrotnie otrzymuje szansę ujścia z życiem z całej sytuacji. Wystarczy podpisać parę słów w które się nie wierzy i wszystko będzie cacy. Kosztem honoru, zdeptaniem żelaznego kompasu moralnego.
Ukryte życie (reż. Terrence Malick / prod. Fox Searchlight Pictures)
Do tego wszystkiego, dołożony jest element wiary. Zdaniem głównego bohatera, Bóg mógłby nie wybaczyć (choćby i papierowej) współpracy z III Rzeszą. Pytanie z którym pozostawia nas Malick, to czy Bóg wybaczy porzucenie własnej rodziny? Próżno spodziewać się jednoznacznej odpowiedzi, Malick nie narzuca jakiejkolwiek tezy. Zostawia widza z gigantycznym ładunkiem emocji oraz bagażem rozmyślań, które towarzyszą nam na długo po wyjściu z kina. Z tego względu Ukryte życie można rozpatrywać w kategorii zarówno artystycznego melodramatu, jak i traktatu filozoficznego inspirowanego Heideggerem.
CZYTAJ DALEJ: Nie rycz, mały, nie rycz – Hanna Drzazga w recenzji filmu Sztuka samoobrony
Całkowicie nieobecny jest za to ojciec głównego bohatera w produkcji Taiki Waititiego Jojo Rabbit. Czasami, ktoś o nim wspomni, że wyjechał na front, ale prawdopodobnie zdezerterował ze służby i przeszedł na stronę ruchu oporu. Możliwe, że zginął i słuch o nim zaginął. Tak czy siak – po rozpoczęciu wojny tacierzyństwem niespecjalnie się zajmuje. W konsekwencji, tytułowy Jojo wychowywany jest samodzielnie przez matkę Rosie, która ma z nim kilka problemów. Naczelnym z nich jest fakt, że postać ojca w życiu jej syna przyjął wymyślony przyjaciel Adolf Hitler.
Jojo Rabbit (reż. Taika Waititi / prod. Fox Searchlight Pictures)
Choć Hitler zatruwa głowę Jojo swoim sztampowym, propagandowym repertuarem – o czystości rasy, wierności własnej nacji, przywiązaniu do porządku, to w tym samym czasie sprawdza się dość nieźle w roli opiekuna i mentora. Ponieważ w głowie dziesięcioletniego chłopca istnieje w specyficznej formie, to słucha go cierpliwie, okazuje potrzebne współczucie, posłuży radą, czy też okaże się niezastąpionym kompanem podczas zabaw, tak niezbędnych w prawidłowym rozwoju małego dziecka.
Trzeba być albo martwym, albo naprawdę beznadziejnym ojcem żeby wyimaginowany dyktator i zbrodniarz wojenny okazał się lepszym wychowawcą dla dziecka. Może niekoniecznie pod względem moralno-politycznym.
PATER NOSTER
Ostatni z pokazywanych na American Film Festivalu przykładów kryzysu ojcostwa w filmie jest najbardziej nietypowy, bo dotyczy dwóch ojców… świętych. Zasada działania jest dość zbliżona do normalnego tacierzyństwa, tylko że w roli dziecka rozpatrujemy ponad miliard dusz liczących duchowe wsparcie.
W swoim komediodramacie Dwóch papieży Fernando Meirelles pokazuje nam dwie wizje na pogrążający się w regresie Kościół katolicki. Z jednej strony mamy konserwatywnego, bezwzględnie trzymającego się litery prawa papieża Benedykta XVI, oraz liberalnego, pozwalającego grać na komputerze przed odrobieniem lekcji, czy w tym wypadku udzielającego komunii rozwodnikom jeszcze-nie-papieża Franciszka. Umiejscawiając lwią część akcji podczas hipotetycznej rozmowy dwóch kapłanów w ogrodach Castel Gandolfo u schyłku pontyfikatu Benedykta, Meirelles nieustannie zestawia dwa spojrzenia na Kościół poddając je ciągłym tarciom i pojedynkom. Nie robi tego obiektywnie – w końcu jedna z nich, dotychczas wdrażana przynosi same szkody. Poza tym, raczej wiemy, czyim zwycięstwem zakończy się batalia.
Dwóch papieży (reż. Fernando Meirelles / prod. Netflix)
Metafora boskiego ojcostwa jest w Biblii wszechobecna, to jednak w Dwóch papieżach faktyczne tacierzyństwo w kontekście opieki nad dziećmi, kierowania się ich dobrem, jest rewelacyjnie zaznaczone. Obie idee zarządzania Kościołem mają swoje uzasadnienie, w trwającej niespełna dwie godziny szermierce słownej trudno obiektywnie stwierdzić, kto definitywnie ma rację. Ostatecznie Benedykt XVI kapituluje, bo uświadamia sobie, że niestety taki mamy klimat. Teraz jest czas na tatusiową pobłażliwość. Meirelles pokazuje, że trzeba umieć pójść na kompromis, a w pewnych momentach wręcz odpuścić, żeby być dobrym ojcem. Przynajmniej Świętym.
FRED ROGERS – OJCIEC Z TELEWIZORA
Niewypowiedzianym i równie niedosłownym jak papież duchowym ojcem dla amerykańskiego narodu był „sąsiad”. Tak przynajmniej kazał się nazywać Fred Rogers, autor programu dla dzieci Mister Rogers’ Neighborhood pokazywanego w publicznej telewizji przez ponad 30 lat. Na swoich programach odchował ze dwa pokolenia Amerykanów, przy czym dla co poniektórych telewizja mogła być jednym wzorcem wychowawczym. Jego postać polskiej publiczności przybliżyły dwa filmy – dokumentalny W odwiedzinach u pana Rogersa, oraz fabularny Cóż za wspaniały dzień.
Cóż za wspaniały dzień (reż. Marielle Heller / prod. Sony Pictures)
Ten drugi wyjątkowo mocno kładzie nacisk na wychowawczy aspekt programu telewizyjnego. Za oś fabularną obiera historię mającego problemy z ojcem, a będącego zarazem świeżo upieczonym tatą, dziennikarza Lloyda Vogela. To stara, wyjątkowo hollywoodzka śpiewka, że cyniczny i bezwzględny redaktor diametralnie zmienia swoje życie pod wpływem spotkania z nieskazitelnie dobrym człowiekiem. Jednak w morzu zaprezentowanych okropnych ojców, jest w tym jakaś ulga i pociecha, że nie wszystko jeszcze stracone. Wymaga to wysiłku, ale jednak można być dobrym wzorem dla przyszłego pokolenia.
NA KŁOPOTY… ATTICUS FINCH
Wspomniana na samym początku Nora Fanshow w Opowieści małżeńskiej trochę się jednak myli. Model wzorowego taty pojawił się o wiele wcześniej, a na stałe na kartach historii popkultury zapisał się za sprawą Gregorego Pecka w jego najbardziej ikonicznej roli w filmie Zabić drozda, pokazywanego na tegorocznym AFF przy okazji retrospektywy tej legendy kina amerykańskiego.
Zabić drozda (reż. Robert Mulligan / prod. Universal Pictures)
Harper Lee pisząc powieść będącą podstawą dla filmu, bardzo mocno inspirowała się swoim dzieciństwem oraz postacią własnego taty. Powstały z tego Atticus Finch, w ogóle nie przystaje do swojej codzienności, czyli Alabamy lat 30. XX wieku. Ani nie bije swoich dzieci, ba! nawet nie krzyczy na nie. Owszem, czasami bywa surowy, jak to ojciec (choć nawet wtedy jak na tamte czasy to bywa wyjątkowo pobłażliwy), to jednak zawsze pozostaje sprawiedliwy. Traktuje swojego syna i córkę jako równorzędnych partnerów w dyskusji. Jak pełnoprawnych ludzi.
Przesłanie Zabić drozda po prawie sześćdziesięciu latach pozostaje uniwersalne, a metody wychowawcze tam zaprezentowane w wielu kwestiach (jak na przykład przyzwolenie ojca na mówienie do siebie po imieniu) nawet teraz pozostają progresywne. Jednakże porównywanie ojców, rzeczywistych czy filmowych, do wyidealizowanego przez Lee, a rewelacyjnie wykreowanego przez Pecka Atticusa Fincha, niemalże zawsze skończy się podobnym rezultatem. W końcu jest wzorem. Ale nie niedoścignionym. Stanowi ideał, do którego warto nieustannie aspirować. I czasem tyle wystarczy żeby zakończyć kryzys ojcostwa.
Józef Poznar,
Coś Obejrzanego