The Blue Nile
The Blue Nile: klejnot koronny lat 80
Każdej dekady pojawia się kilka albumów, o których nie tylko mówi się ponadczasowe, ale i doskonale oddające ducha swojej epoki. Wydany u progu lat 90 Hats stanowi pewnego rodzaju hołd romantyczno-popowym ejtisowym brzmieniom, domykając ten jakże legendarny okres. W najnowszym wydaniu Artysty Tygodnia przyglądamy się The Blue Nile – autorom owego krążka.
Pochodzący z Glasgow zespół pojawił się na muzycznej mapie Wielkiej Brytanii na początku lat 80, z miejsca przyciągając uwagę wszystkich romantyków. I choć nigdy nie osiągnęli statusu mega gwiazd czy wielkich sukcesów komercyjnych, nieprzerwanie utrzymują status kultowych o wiernym i oddanym gronie fanów. Z okazji 35 urodzin Hats oraz czterdziestolecia debiutu, The Blue Nile Artystą Tygodnia Akademickiego Radia LUZ.
A Walk Across The Rooftops
1984
Linn
Gdyby określić jednym epitetem dorobek The Blue Nile, chyba najbardziej odpowiednim okazuje się być filmowy. Subtelna, lecz bogata mieszanka popu, jazzu, ambientu i elektroniki w zestawieniu z pełnym wrażliwości głosem Paula Buchanana powoduje, że odczuwane emocje uderzają z potrojoną siłą. Tym bardziej, jeśli teksty utworów traktują o samotności czy miłosnych rozterkach.
Taki właśnie jest A Walk Across The Rooftops – pierwszy album zespołu udowadniający, że w romantycznej muzyce pop istnieje miejsce dla form przestrzennych i progresywnych. The Blue Nile, mimo swojej subtelności, zadebiutowali z przytupem.
Hats
1989
Linn
O ile debiut The Blue Nile zawierać może w sobie namiastkę wczesno-jesiennej, młodzieńczej naiwności, tak pięć lat później, bogatsi o pewne doświadczenia, znajdujemy się pod gęstą warstwą deszczowych chmur. Wydany pod koniec 1989 roku Hats to album jedyny w swoim rodzaju, na którym główną rolę, obok przestrzennych instrumentariów i rozmarzonych tekstów, odgrywa atmosfera.
To jakby muzyczny odpowiednik obrazów Edwarda Hoppera – eleganckie postacie, w towarzystwie, lecz samotne, nocnymi godzinami przemierzające ulice wielkich miast skąpanych w deszczowej aurze. Samotnicy podróżujący od stacji do stacji w pełni świadomi tego, że każdy pociąg kiedyś odjeżdża, choćby na jego miejscu zjawił się kolejny. Tym razem deszcz pada o wiele silniej, a złamane serce – niczym pęknięte naczynie – przepuści każdą kroplę. The Blue Nile podają nam swoje jak na dłoni.
Peace At Last / High
1996 / 2004
Warner Bros / Sanctuary
Jak brzmi spokój i czy kiedykolwiek będziemy w stanie go zaznać? Po intensywnej trasie koncertowej i licznych kolaboracjach na fali sukcesu Hats The Blue Nile zaczęli szukać odpowiedzi na przytoczone pytanie. Ta okazała się kryć w żywych, akustycznych instrumentach, czego efektem jest Peace At Last – trzeci album formacji. Choć odrobinę bardziej optymistyczny, nadal stanowi szeroki wachlarz emocji, nierzadko ukazując pełnię możliwości w spokojniejszych kompozycjach.
Nie inaczej jest w przypadku High. Po kolejnej wieloletniej przerwie i w nowym dziesięcioleciu (a nawet już millennium) The Blue Nile ponownie zachwycają. Tym razem w postaci eklektycznej fuzji wszystkich zebranych dotychczas inspiracji – od ejtisowych przestworzy po akustyczne motywy z lat 90. To album, który w przepięknym stylu zamyka ikoniczną dyskografię, pozostając po dziś dzień finalnym przykładem wyśmienitej formy, do jakiej The Blue Nile przyzwyczaili nas w ciągu całej swojej kariery.
Antek Winiarski