Tomasz Samołyk „La Grande Solitude” (Paweł Wojciechowski)
Tomasz Samołyk "La Grande Solitude"
wyd. Radwan
Paweł Wojciechowski
Samotność niszczy człowieka. Świat wydaje mu się szary, brudny i smutny, sen miesza się z rzeczywistością, wszyscy szczęśliwi ludzie dookoła wywołują obrzydzenie. O takiej samotności opowiada Tomasz Samołyk w powieści „La Grande Solitude”.
Główny bohater, Jim Joy, to bystry dwudziestoparolatek mieszkający w Fall Nights. Po długoletnim związku rzuca go miłość jego życia, dziewczyna o imieniu Legrandie. Jim nie może pogodzić się z rozstaniem i powoli traci zmysły. Przesiaduje po kilka dni w zaniedbanym mieszkaniu, spędza bezsenne noce na myśleniu o ukochanej. Czasem szlaja się bezradnie po zabłoconych ulicach miasta. Pali papierosa za papierosem, pije litrami kawę.
Świat i świadomość Jima zmieniają się z biegiem fabuły. Na początku, krótko po rozstaniu z Legrandie, bohater miewa chwilowe napady nierzeczywistości. Później takich momentów pojawia się coraz więcej. Aż w końcu całe życie Jima zamienia się w koszmar, z którego nie może się obudzić, w którym nie umie odróżnić prawdy od wytworów umysłu. Pod tym względem „La Grande Solitude” przypomina dzieła Franza Kafki.
Poznajemy więc mężczyznę zrozpaczonego, mizantropa, który z odrazą patrzy na sztucznych, zamkniętych w formy ludzi. Samotność sprowadza Jima na dno, ale dzięki temu poprawia mu się percepcja i jest w stanie zdiagnozować chore społeczeństwo. Ludzie według Jima, to chodzące maski, osoby niepotrafiące pokazać swojej prawdziwej twarzy; tak jak prowadzący teleturnieju, który chwali uczestnika za to, że doskonale trafił w gusta ankietowanych, czy jak wiecznie uśmiechnięta kasjerka w supermarkecie.
Socjologiczne spostrzeżenia Samołyka może i są trafne, ale niektóre z nich zdają się być wciśnięte do książki na siłę. Tak jest na przykład z opisem agresywnych staruszek w komunikacji miejskiej, który do świadomości polskich internautów, szczególnie wyczulonych na takie zjawiska, nie wniesie nic świeżego. Brakuje więc czasem polotu w stylu „Dnia świra” Marka Koterskiego, który niby porusza wielokrotnie przerabiany temat psich kup, ale dodaje do tego coś nowego – Miauczyńskiego, który czworonoga naśladuje…
Na koniec wypada spytać, skąd autor czerpał inspirację. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Samołyk wykorzystuje doświadczenia swoje i swojego pokolenia – sugeruje to na przykład zbieżność daty urodzin Jima i Samołyka. Autor nie sili się przy tym na pójście piętro wyżej, na formułowanie życiowych mądrości, nie stara się patrzeć na świat z perspektywy 50-latka. Pokazuje świadomość osoby w swoim wieku, bo o tym może powiedzieć najwięcej. To jest duża zaleta tej książki.
Polecam „La Grande Solitude”, wciągającą historię skrywającą wiele tajemnic. Uważam, że jak na 22-latka Tomasz Samołyk napisał naprawdę niezłą książkę. Nie jest to arcydzieło prozy, ale dobrze rokuje na przyszłość młodego pisarza.