William Gibson „Wszystkie jutra” (Paweł Krysiak)
William Gibson "Wszystkie jutra"
wyd. Książnica
Paweł Krysiak
Cyberprzestrzeń to rzeczywistość wirtualna stworzona przy wykorzystaniu technologii informatycznej. Twórcą tego pojęcia jest William Gibson, który jest również autorem książki "Wszystkie jutra" wydanej nakładem "Książnicy". Jak w każdej pozycji z gatunku cyberpunk, akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości, choć rozwój technologii na to nie wskazuje. Hologramy czy nanoteleportacja to tylko niektóre z przykładów futurystycznych zastosowań jakie pojawiają się w tej książce.
Narracja jest tak skonstruowana, że nigdy nie możemy być pewni, co zastanie nas na kolejnej stronie. Czytamy sobie spokojnie o Colinie Laneyu – geniuszu wegetującym na peronie metra w Tokio, który przewiduje koniec świata; aby w chwilę później znaleźć się w Północnej Kalifornii, w San Francisco i obserwować koncert muzyki country, grany przez mocno pijanego i naćpanego Buella Creedmore'a. I tak jesteśmy rzucani z miejsca na miejsce, od jednego bohatera do kolejnego, z jednych wydarzeń w inne. Przez całą książkę nie uświadczymy rozdziału dłuższego niż 10 stron. Wszystko wiruje w sposób chaotyczny i niezrozumiały. Możliwe, że jest to celowe ze strony autora, aby czytelnik czuł się nieswojo i niepewnie podczas czytania. Trzeba przyznać, że efekt jest całkiem udany.
Im bardziej starałem się zrozumieć motywy i efekty działań bohaterów, tym bardziej wszystko stawało się zagmatwane. Całkiem możliwe, że gdybym przeczytał również dwie pierwsze części "Trylogii mostu", moje zrozumienie dla dziejących się wydarzeń byłoby większe. "Wszystkie jutra" jako ostatnia część tej trylogii teoretycznie powinna gładko łączyć wszystkie wątki i zwieńczyć je w sposób logiczny w pewną całość. Tymczasem zakończenie… ma gdzieś te konwenanse. Nie jest oczywiste. Nie jest też zaskakujące. Nie jest przełomowe. Ono po prostu nie jest. Opowieść urywa się w chwilę po kulminacyjnym momencie, bez żadnego podsumowania czy słowa wyjaśnienia.
Kończąc tą recenzję powiem, że książka nie zachwyciła mnie z kilku powodów – potknięcia tłumacza i korektorów, brak sensownego zakończenia, oraz moja nieznajomość pierwszych dwóch części. Jednak jak donoszą światowe magazyny, dla wielbicieli pióra Williama Gibsona będzie to pozycja obowiązkowa.