WYRÓŻNIENIA MUZYCZNE 2022
W ramach cyklu Artysta Tygodnia przedstawiamy WYRÓŻNIENIA MUZYCZNE 2022 według redakcji Akademickiego Radia LUZ – nasze coroczne zestawienie najlepszych wydawnictw minionego roku. Przed Wami wyniki głosowania przeprowadzonego przez redakcję muzyczną w dwóch kategoriach: POLSKI ALBUM ROKU i ZAGRANICZNY ALBUM ROKU!
POLSKI ALBUM ROKU
10. Klawo – Klawo
9. Skalpel – Origins
8. Miły ATZ – ROLLER
7. Zachwyt – Zachwyt
6. Dłonie – Goniłem Za Słońcem, Bo Myślałem, Że to Dojrzałe Mango
5. 1988 – Ruleta
Materiał, który jeszcze przed premierą został uznany za jedną z najlepszych płyt producenckich w kraju. Przemysław Jankowiak zorganizował coś, co wcześniej nie udało się jeszcze nikomu. RULETA to nie tylko bity i słowa, a kompletne przedsięwzięcie; wyjątkowy, surowy, szczery movement.
Na featuringach usłyszymy ponad trzydziestu artystów i artystek w aranżacjach z zakresie od mainstreamu do undergroundu, od starych wyjadaczy po newcomerów, od popu po rap czy muzykę eksperymentalną. Jankowiak z każdym z nich pracował osobiście, co wcale nie jest regułą w przypadku płyt bazujących na założeniu MC i producent. To godne podziwu już nie tylko od strony muzycznej, ale i czysto organizacyjnej, o legendarnej trasie koncertowej RULETA HARDCORE już nie wspominając.
RULETA to dwanaście kawałków na przecięciu dubstepu, hip-hopu, dubu i breakbeatu. Te metki podaję tylko orientacyjnie, bo dzieje się tam zbyt wiele, by rozklejać raz sklejone dźwięki na części pierwsze. Imponująca jest przede wszystkim całość, zróżnicowanie albumu, zmiany tempa i cytaty. Wytrawni i czujni słuchacze mogą wychwycić nawiązania – intencjonalne lub nie – m. in. na cześć Buriala, The Bug, muzyki klubowej i eksperymentalnej z Wielkiej Brytanii oraz wariacje na temat reggaetonu (odsyłam do utworu Lejtmotyw). Jankowiak tworzy muzykę, która przenika przez ciało i w nim rezonuje, choć może bardziej adekwatnie byłoby napisać, że drży, i to tak samo, jak drży membrana w głośnikach, na jakie zasługuje jego twórczość (czyli dużych i głośnych).
Długo by wymieniać, co sprawia, że czas najwyższy odzyskać wiarę w polski hip-hop, który powoli prostuje zastane kości i wstaje z kolan w miejscu zupełnie zaskakującym, bo gdzieś w piwnicy dusznego klubu, gdzie tynk ze ścian odklejają niskie częstotliwości.
Zuzanna Pawlak
4. Satl – Gloom
Bezapelacyjnie najlepsza basowa i klubowa polska płyta w 2022 roku. Satl skrywa się pod wieloma aliasami, często anonimowo, a ci którzy znają go osobiście stwierdzą, że Adrian tłucze beaty non-stop i, jak to często bywa, większości pewnie nie usłyszymy. Trudno się zatem dziwić, że Gloom jest albumem tak kompletnym i konsekwentnym w swoim brzmieniu. Perfekcyjnie zbalansowany snuje basową podróż, przez co nie pozwala na nudę przy domowym odsłuchu. Jednocześnie pełno tu klubowych bangerów, które stoją na własnych nogach i są łakomym kąskiem dla DJ-ów. Nie brak tu oczywiście drum’n’bassu, który jest naturalnym środowiskiem Satla. Bapao, czy UFO to świetne przykłady na jakościowy, głęboki i pędzący DnB. Dla fanów temp nieco wolniejszych, ale wciąż bardzo tanecznych – odsyłamy do Werk It, czy Zmiany – stepperów, które poruszą każdy parkiet. To wszystko uzupełniają świetne występy gościnne wokalistek i wokalistów nadające dodatkowej głębi wybornym produkcjom Adriana.
Paweł Szeląg
3. Ćpaj Stajl – ZŁOTY STRZAŁ
Z bohaterem lirycznym opowieści snutych przez krakowskich MC’s nie łączy mnie nic. Wychowałem się na osiedlu domków jednorodzinnych w małym mieście, a nie wśród krakowskich blokowisk, nigdy nie byłem pod nadzorem kuratora (chyba że oświaty) i mam nadzieję że nie przysparzam mojej mamie siwych włosów na głowie.
Mimo to czuję jakąś bliskość do Złotego Strzału. Trochę tak jakbym słuchał anegdot opowiadanych mi przez dawno niewidzianego kumpla. Krowodrza staje się osiedlem rodem z sin city, Tupac i Elvis ramię w ramię z chłopakami z bloków zmagają się ze wspólnymi demonami, gdzie figura ojca jest równie kluczową, co nieobecną. Uliczne ballady o takim właśnie kolorycie stanowią treść ostatniego wydawnictwa Ćpaj Stajlu i fani poczynań kolektywu doskonale o tym wiedzą, natomiast Ci dla których krakowska ekipa była do tej pory enigmatyczna, mogą przenieść się do mrocznego i przerysowanego jednocześnie świata krakowskich szczurów.
Jednak cała treść albumu nie byłaby aż tak kusząca, gdyby nie bity, za które odpowiada Cool C. Podejrzewam że byłby on w stanie zrobić banger nawet z czytanych zapowiedzi przystanków tramwajowych, a w towarzystwie zdolnych raperów takich jak Alick oraz Kony może on jeszcze szerzej rozpostrzeć skrzydła.
Złoty Strzał to płyta kompletna. Storytelling, chwytliwe wersy, świetne bity i mnóstwo charyzmy. W końcu opowieści nie muszą być prawdziwe, skoro są piękne.
Maciek Tomasiewicz
2. Zguba – Znój
Trudno uwierzyć, że polski ambient zajdzie kiedykolwiek tak daleko. Szczególnie, gdy gatunek ten jest w naszej ojczyźnie zupełną niszą i mało kto podejmuje się tworzenia muzyki na dłuższą metę właśnie w tej dziedzinie. W większości przypadków to raczej zajawki, które stanowią poboczne projekty lub chwilową pasję. Znajdują się jednak nieliczni, którzy na tej płaszczyźnie figurują już od wielu lat i nic ich nie zatrzymuje, by pchać syzyfowy kamień pod górę. Jedną z tych osób jest Zguba, który w 2022 roku nie pozostawił żadnych wątpliwości co do swojej renomy.
Znój, czyli najnowsze, a zarazem ostatnie kiedykolwiek wydanie Zguby to dzieło chwiejące się na granicy snu i jawy. Płyta tak zimna, że zamrozi każdy zakamarek głowy, a jednocześnie na tyle komfortowa, by otulała serce płynnym ciepłem. Wydanie tak nierealne, że aż w końcu można poczuć otaczającą nas rzeczywistość. Album, który przypomina jednocześnie narodziny oraz śmierć. Twór, przez który przemawia zarówno miłość jak i cierpienie. Każdy z tych kontrastów sprawia, że eteryczny Znój zabiera w podróż po nieodkrytych dotąd zakamarkach ducha oraz umysłu, stanowiąc całe sedno ambientowego oczyszczenia. Jeśli zamykać swój projekt, to tylko w taki sposób.
Janek Dąbrowski
1. Brodka – Sadza
Wyjście ze swojej strefy komfortu, kreacja pod wpływem impulsu oraz twórcza bezkompromisowość – to właśnie najczęściej charakteryzuje albumy doskonałe. I choć takowe wydawnictwa pojawiają się coraz rzadziej, jest w Polsce kilka artystek bez trudu otulających odbiorcę swoją muzyką. Jedną z nich jest Brodka, która w zeszłym roku wróciła z nowym, szóstym studyjnym krążkiem, tym samym bardzo wysoko zawieszając poprzeczkę konkurencji.
Sadza to w pełni jakościowy i kompletny album przypominający stare, wyblakłe zdjęcie znalezione na dnie szuflady. To ponad dwudziestominutowa podróż przez opowieść, w której wszystko jest na swoim miejscu. Materiał stworzony we współpracy z członkiem zamkniętego już projektu Syny zaprasza do brudnego i mrocznego świata, fascynującego swoją tajemniczością i całkowicie pochłaniającego odbiorcę. Undergroundowe bity zmiksowane z delikatnym popem oraz trip-hopem wypełniają uszy niczym gęsta ciecz. W tym wszystkim Brodka nie zapomina o swoich korzeniach, tworząc swoje muzyczne katharsis całkowicie po polsku.
Zdaniem redakcji muzycznej Radia LUZ bezapelacyjnie triumfuje w rankingu najlepszych polskich albumów 2022 roku nie tylko, dzięki swojej dopracowanej i przemyślanej warstwie muzycznej, lirycznej czy graficznej. Sadza deklasuje rywali swoją prostotą i szczerością. Zaciera granice pomiędzy tak – do tej pory – rozdzielanym życiem zawodowym i prywatnym Brodki, metaforą, a bezpośredniością. Opowiada słodko-gorzką, osobistą historię, otwierając się w tekstach przed słuchaczem, jak nigdy wcześniej. Bez zbędnego patosu, z emocjonalnością chwytającą za serce.
Aleksandra Złotowska
ZAGRANICZNY ALBUM ROKU
10. Denzel Curry – Melt My Eyez See Your Future
9. Beyoncé – RENAISSANCE
8. Low End Activist – Hostile Utopia
7. Rosalía – MOTOMAMI
6. Nia Archives – Forbidden Feelingz
5. Nilüfer Yanya – Painless
Intensywnie wytrawny, niemal surowy głos wreszcie znalazł idealne otoczenie. Nilüfer Yanya to bez dwóch zdań doświadczona songwriterka: jej pierwsze piosenki powstały jeszcze w dzieciństwie, ale dopiero teraz zabrzmiała naprawdę przejmująco. Potrzebny był jednak gorzki koktajl, którego bazę tworzy rozstanie i związany z nim ból. Wydawać by się mogło, że piosenki o utraconej miłości to banał, ale wystarczy rozebrać tę sytuację na czynniki pierwsze, by zyskać podstawę dla doskonałego albumu. „Myślałam, że jesteś kimś, na kim można się oprzeć” – mówi Nilufer w kawałku rozpoczynającym nagrodzony przez nas album Painless. W innym miejscu dodając nutę kwaśnego schadenfreude: „Korytarzami miłości ścigać mnie będziesz”. Doprawdy, w tym koktajlu czuć wiele akcentów.
Jednak jego smak nie byłby tak wyśmienity, gdyby nie został podany w tak wykwintny sposób. Nilüfer już wcześniej flirtowała z grungem, niekiedy wchodząc z nim – w do tej pory – niezobowiązujący romans. Tym razem poszła na całość, dając upust fascynacjom, na które złożyły się przede wszystkim mokre włosy PJ Harvey i gitara-po-przejściach Cobaina. Ten grunge słychać nie tylko w oszczędnych, ale chwytliwych riffach, lecz także w warstwie produkcji. Mroczne, brudne brzmienie nie jest już, tak jak na debiucie, wyłącznie ciekawym ozdobnikiem – teraz stało się integralną częścią całości, jednym z wielu istotnych środków wyrazu; bierz, przebieraj. Chociaż na Painless można znaleźć kilka bardziej pogodnych kompozycji, to jednak ów album brzmi najlepiej wtedy, gdy w całości zanurza nas w bagnie emocji. Nilüfer zamienia ściek w wino. Bardzo ciemne wino.
Sebastian Rogalski
4. Wu-Lu – Loggerhead
To prawdziwy skandal, że Wu-Lu wyróżniamy dopiero teraz, 7 lat po jego oficjalnym debiucie, bo praktycznie każde z dotychczasowych wydawnictw londyńczyka zasługuje na jakiś puchar. Dlaczego więc dopiero teraz, zapytacie? Loggerhead przecież do jego formuły nie wprowadza zbyt wiele nowego. Nadal treścią (i główną inspiracją) pozostaje klaustrofobia życia „na blokach”, tak bliska również i nam, potomkom i potomkiniom pierwszych fanów Molesty. Przyznać się, kto w trakcie seansu Ostatniej rodziny nie przebierał nogami, widząc znane z dzieciństwa klatki, w których zamiast gigantycznych pająków zakwaterowano ludzi? Chyba właśnie ta bliskość wspólnych doświadczeń sprawiła, że obcowanie z ostatnim albumem Wu-Lu jest tak organicznie żywiołowe. Do tego dochodzi samo brzmienie w jego najbardziej podstawowym znaczeniu. Wu-Lu lubi samodzielnie pomieszać w miksie, smarując ostre pejzaże grubą, czarną jak smoła temperą.
A producent z niego rzeczywiście wyborny, chociaż każdy, kto choć raz słyszał Maxinquaye od razu przyzna, że Trickym wieje od niego na kilometr. Faktycznie, najbardziej zdredziały spośród klasycznych triphopowców jest tutaj głównym punktem odniesienia; zwolennicy Karmacomy Massive Attack również poczują się jak w domu. Tu jednak warto wspomnieć, że aby legendy (i wiara) mogły przetrwać, konieczne są regularne rytuały dolewające oliwy do ognia. Wu-Lu do tego niby-kopiowania dorzuca jednak coś od siebie: nie wypowiada się we własnym imieniu, tak jak robili to jego duchowi poprzednicy, lecz raczej przepuszcza przez siebie tętno całej dzielnicy. Na Loggerhead widma, które mijasz na klatuwie, przybierają rzeczywistą postać. Wu-Lu to osiedlowy guślarz, który na swoich 20 m2 odprawia własne dziady – ale na które każdy z nas jest serdecznie zaproszony.
Sebastian Rogalski
3. Perfume Genius – Ugly Season
Twórczość Mike’a Hadreasa ukrywającego się pod tajemniczym aliasem Perfume Genius, od zawsze stanowiła jedyną w swoim rodzaju, niezapomnianą podróż. Wspomnień czar to mało powiedziane, tym bardziej jeśli dotyczy ona Ugly Season – szóstego krążka artysty i kolejnego przystanku wycieczki. Nie mamy bowiem do czynienia ze zwykłym albumem. Materiał powstał już parę lat temu jako ścieżka dźwiękowa przedstawienia teatralnego The Sun Still Burns Here. Efekt współpracy artysty z choreografką tańca współczesnego Kate Wallich łączy ze sobą tematyki przełamywania barier, porzucenia obowiązujących reguł oraz doświadczenia transcendencji i wyzwolenia z formy ludzkiego ciała.
Dokładnie to samo odnajdziemy na Ugly Season. Muzyk w teatralny sposób wywraca wszelkie znane i sprawdzone schematy do góry nogami, zachowując przy tym swoją sztandarową, naładowaną emocjami wrażliwość. Jego hipnotyzujące, art-popowe oblicze sięga jeszcze dalej przyczyniając się do skierowania toru naszej podróży na brzmienia i obszary miejscami wręcz trudne do zdefiniowania. Potrafi obudzić w sobie demona siejącego chaos i jednocześnie, niczym anioł, urzec swoim głosem operując nim jak instrumentem. Wszystkiego dopełnia okładka płyty, której sam widok wywołuje niemałe dreszcze i tym bardziej potwierdza, że Mike Hadreas to w istocie nikt inny, jak Perfume Genius, a jego Ugly Season to jedna z najwspanialszych płyt minionego roku.
Antoni Winiarski
2. Bonobo – Fragments
Bonobo wraca, z nową inspiracją – syntezatorami modułowymi. W całości album Fragments to co prawda szeroko akceptowana elektroniczna estetyka, która może nie wydawać się szalenie oryginalna, ale to zdecydowanie jeden z lepszych albumów w dyskografii artysty. Udało się tu zachować zdrowy balans pomiędzy stroną liryczną, a mocniejszym uderzeniem perkusji i basu. Siódmy już album Anglika powstawał stacjonarnie w Los Angeles, dzięki czemu Bonobo po raz pierwszy mógł oddać się swobodnym eksperymentom z syntezatorami modułowymi. Właśnie ten fakt wyróżnia Fragments na tle poprzednich wydawnictw, dzięki czemu płyta przybiera wyjątkowo taneczny charakter. Pełno tu świetnych featuringów, a na pierwsze miejsce wśród wokali dobrze pretenduje Jordan Rakei z Nowej Zelandii.
Żaneta Wańczyk
1. Fontaines D.C. – Skinty Fia
Dwadzieścia lat. Tyle właśnie przyszło czekać wszystkim fanom Interpolu na godne następstwo Turn on The Bright Lights w postaci ostatniego krążka Fontaines D.C. Te dwie płyty opierają się na tej samej banalnej zasadzie – proste emocje pakowane są w przepiękne teksty oraz doskonałą oprawę gitarową, nie wspominając o wokalach, które w obydwu przypadkach są zwyczajnie olśniewające. No i do tego ta czerwień, prawda? Mniej lub bardziej oczywistych analogii można wskazać całkiem sporo, ale nie na miejscu byłoby mówić o jakimkolwiek kopiowaniu. To raczej dzieci tego samego romantycznego natchnienia z nieco innych czasów oraz różnych stron świata.
Na Skinty Fia nie znajdziemy wyszukanych zabiegów muzycznych typu eklektyczne black midi, czy też wybitnie głębokich emocji jak w przypadku zeszłorocznego wydania Black Country, New Road. Znajdziemy za to nieskończone pokłady autentycznej namiętności i czyste piękno schowane w poetyckich tekstach. W dobie bezlitosnej automatyzacji odbierającej to co ludzkie, irlandzka grupa na moment zatrzymała czas w swoich post-punkowych riffach i gotyckich wokalach, przypominając o muzycznych priorytetach. Do tego oczywiście nutka rockowego gwiazdorzenia rodem z najlepszych czasów Pixies i gotowe – podano płytę roku.
Janek Dąbrowski
Słuchajcie nas od poniedziałku do piątku: chwilę po północy, podczas Audiostartera (9:30, 10:30) i tuż po godzinie 13:00. Materiały emitowane na 91.6 FM przygotowali: Aleksandra Zajdel, Zuzanna Pawlak, Janek Dąbrowski, Sebastian Rogalski. Produkcja: Bartłomiej Patla. Co więcej, o każdej pełnej godzinie od 6:00 do 19:00 w miejscu najświeższych singli tygodnia przedstawiamy MOCOGRAJE ROKU. Poczytać o nich możecie o tutaj. Audycja o najlepszych singlach roku już dostępna na Mixcloudzie Radia LUZ. Do usłyszenia!