DJ Koze ft. Sophia Kennedy – Die Gondel

Po pierwszym odsłuchu Music Can Hear Us, długo wyczekiwanej nowości od Stefana „Koze” Kozally, uznałem, że to jakkolwiek przyjemne (czy aby na pewno – o tym zaraz) wydawnictwo jednak nie ma szans w końcoworocznych rankingach. Poprzedzające je Knock Knock wydawało się bardziej skupione w swojej całej acid-lounge’owej rozlazłości, więc MCHS pewnie szybko zostanie zapomniane.

Ponadgodzinna tracklista wydaje się nie mniej rozwlekła, ale brak tu jednoznacznych singli i przebojów, których można było się spodziewać, mając w pamięci ubiegłoroczny album z Roisin Murphy, nie bez KOZE-ry zatytułowany Hit Parade). Sprawy, tako żem myślał, nie ratują nawet zaproszeni goście (Damon Albarn, Sofia Kourtesis – by wymienić tylko tych najbardziej znanych). I wiecie co? Trochę się, hehe, pomyliłem.

Deprecjacja klasycznego albumowego formatu, to nieuchronne następstwo optymalizacji codzienności i odsłuchów poprzez gotowe plejki, dotknęła i mnie, nawet mimo że nadal nie miałem dłuższego do czynienia ze Spotify. Czasu mało, po prostu. Do nowego LP Kozego trzeba jednak przysiąść – a odpłaci się po stokroć. Wodno-zarośnięty, dżunglasty, tropikalny, ale nie duszny i, z braku lepszego określenia, po prostu organiczny charakter całości tworzy przestrzenie do niby kojących, zarazem niepokojących numerów.

Z początku wydaje się, że bodhisattwa Koze osiągnął tę słynną nirwanę i, tworząc czasem nawet trochę tandeciarskie numery zamierza spokojnie patrzeć z góry na wszystkie ambarasy świata, ale szybko okazuje się, że wcale nie jest taki wyczilowany. Ilustracją tego stanu niech będzie nasz mocograj, w którym stała współpracowniczka Stefana Sophia Kennedy śpiewa o gondoli. Singlowy? Może trochę. Earworm? Oj bardzo. Nieoczywisty? Tutaj prześciga go tylko Vamos A la Playa.

Sebastian Rogalski