Sto Sztosów 2020 – Top #10

Sto Sztosów 2020 – Top #10
Dziesięć godzin, siedemnastka prowadzących, sto utworów z 260 propozycji. Udało się dopiąć rok 2020 podsumowując najlepsze muzyczne propozycje z ostatnich dwunastu miesięcy. Przyjrzyjmy się pogłębionej analizie najlepszej dziesiątki, pióra przedstawicieli redakcji muzycznej.

 


Najczęściej pojawiającą się artystką w zestawieniu była Jorja Smith, z trzema utworami (z czego raz na featuringu). Na szczycie także możemy uwzględnić Marka Pędziwiatra oraz Pawła Stachowiaka, stanowiących trzon zespołów EABS oraz Błoto, oraz JME, który gościnnie pojawiał się także po trzy razy. Dwukrotnie można usłyszeć takich artystów jak Yves Tumor, Rosalia, Sevdaliza, Doja Cat, Jessy Lanza, slowthai oraz Charlie XCX oraz nasze perełki narodowe – Miły ATZ oraz Bartek Kruczyński (ukrywający się pod pseudonimami Pejzaż oraz Earth Trax). Polskie utwory stanowią 16% naszego zestawienia, ale gdybyśmy chcieli to liczyć średnią ważoną z uwzględnieniem na których pozycjach się znajdują, to byłby to o wiele bardziej imponujący wynik (jakość, nie ilość). Osobą najbardziej kształtującą nowatorskie brzmienie był Jakub Spiryn, którego mocograjowe propozycje trafiły do zestawienia 34 razy. Keep it up, Jakub!

Jeśli chodzi o samą finałową dziesiątkę, wznieśliśmy się na wyżyny lokalnego patriotyzmu: muzycy mniej lub bardziej związani z Wrocławiem pojawili się trzy razy. A samo podium, bliźniaczo podobne do finału 69. noworocznego konkursu TCS w Garmisch-Partenkirchen: pierwsza czwórka polska, przedzielona obcokrajowcem  na drugim miejscu.

#10: EABS – The Lady with the Golden Stockings (The Golden Lady)

Prezentuje Gracjan Matysik

EABS to wrocławski septet jazzowy, którego brzmienie dojrzewało pod silnym wpływem hip-hopu. 30 października będzie miała miejsce premiera ich najnowszego krążka Discipline of Sun Ra, który zostanie poświęcony właśnie temu legendarnemu jazzmanowi. Promujący to wydawnictwo singiel „The Golden Lady” to współczesna interpretacja dzieła Sun Ra, które przy tym odważnie eksperymentuje z dorobkiem Amerykanina; nie zabrakło też miejsca na czystą zabawę dźwiękami. To wyśmienita propozycja nie tylko dla fanów contemporary jazzu, ale też miłośników eklektycznej elektroniki.

#9: IDLES – Reigns

Prezentuje Kurtek Lewski

IDLES, samozwańczy punkowi reprezentanci brytyjskiej klasy robotniczej, wrócili w piątek z nową płytą. Następca przełomowego Joy as an Act of Resistance z 2018 roku zatytułowany został Ultra Mono i jest przedłużeniem tej samej energii, która pozwoliła grupie otwarcie krytykować toksyczną męskość, homofobię, media społecznościowe czy politykę antyimigrancką. Po raz kolejny pozytywnie wykorzystują złość jako katalizator zmian i w sobie właściwy sposób walczą z opresyjnością systemu, stereotypami i brakiem empatii. W mocograjowym Reigns na przebojowym gitarowym riffie rozważają odwieczną kwestię konfliktu klas, zwracając się do społecznych i politycznych elit występujących wprost lub pośrednio przeciwko prawom klasy robotniczej. „Pull on my reigns” — krzyczy Joe Talbot przekornie w refrenie.

#8: Moses Sumney – Conveyor

Prezentuje Anna Lalka

Nie możemy jeszcze recenzować w pełni nowego albumu Mosesa Sumneya, bo na razie usłyszeliśmy tylko połowę projektu grae. Do całościowego wydania w maju możemy jednak zachwycać się dotychczasowymi utworami z części pierwszej. A te zapowiadają dla mnie jeden z albumów roku.

Po debiucie z Aromanticism, Moses dał znać światu muzycznemu, że będzie artystą płynnie przechodzącym między gatunkami. Pokazuje to zresztą w szarościach nowego materiału, którym pokazuje łączenie emocji oraz stylu, ale i szukanie tożsamości, zawieszonej pomiędzy Los Angeles i Ghaną. Sumney to artysta, który nie znalazł jeszcze miejsca na scenie.

Tak pięknie jest obserwować jego zmagania, które przedstawia w grae. Znajdziecie tam nie tylko multiintrumentalne, pełne i energiczne single jak Virile. Tam także pokryty warstwą mroku Gagarin, delikatne, folkowe Polly, gospelowe Cut Me.Mnie przyciągnęła kompozycja Conveyor – pełna szarpań gitar, połamanych bitów w kontrolowanym chaosie brzmień i precyzyjności warstw wokalnych.

Jeśli to tylko przedsmak całego materiału szarego albumu, odliczam czas do maja.

#7: Jorja Smith – Rose Rouge

Prezentuje Sebastian Rogalski

Akurat o tym kawałku można by napisać wyjątkowo dużo, więc postaram się ograniczyć do najważniejszych wiadomości. Niezgrabnie byłoby zakłócać atmosferę, którą Jorja wyczarowała swoją reinterpretacją pojedynczego sampla. Zaraz, zaraz: ale czy sampel można „interpretować”? Do tego jeszcze wrócimy. Tymczasem trochę historii.

Rok 2000. Pluralistyczny postmodernizm, wchodzący właśnie w swoją schyłkową fazę, jest u szczytu popularności. Legendarna wytwórnia Blue Note zaczyna nieco gonić w piętkę ze swoimi reedycjami składanek Giganci bopu, a Norah Jones to nie to samo, co Marlena Shaw. W poszukiwaniu źródeł świeżej krwi Blue Note kieruje swoją uwagę w stronę tzw. nowych brzmień. Wydaje się, że młodym twórcom postawiono jeden warunek: obecność klasycznego instrumentarium, bo co to za jazz bez chociażby żywej trąbki. I teraz na scenę, cały na biało, wkracza paryżanin Ludovic „St Germain” Navarre, prezentując chirurgicznie precyzyjny, gładko przyswajalny, ale przy tym parkietowo skuteczny singiel Rose Rouge. Nowe milenium witamy pełni nadziei, co nad Wisłą przejawia się np. poprzez wkładanie saksofonu do kawy.

Rok 2020. Jak jest – sami wiecie. Legendarna wytwórnia Blue Note postanawia zaskoczyć słuchaczy składając raczej kurtuazyjny, ale przepełniony wystarczająco szczerym szacunkiem ukłon w stronę tradycji. Na 25 września została zapowiedziana składanka Blue Note Re:imagined, na której swoje covery modern classics zaprezentują m.in. Shabaka Hutchings czy Jordan Rakei. Zgadliście: pierwszym singlem z tego projektu jest zaś nasz mocograj, w którym Jorja wznosi się na takie wyżyny zmysłowości, że żadne covidy nie będą wam straszne. Powraca jednak pytanie ze wstępu: czy sampel można „interpretować”? Albo w ogóle „wykonywać”? I komu przypada wtedy rola „właściwego” wykonawcy? Jak to śpiewał Tymański: „Jazzu nikt nie kuma, men” (a krytyk właśnie…)

#6: Thundercat ft. Steve Lacy & Steve Arrington – Black Qualls

Prezentuje Anna Lalka

Z niecierpliwością czekałam na nowy materiał od Thundercata. Rozpływałam się do albumu Drunk – pełnego soczystych linii basowych i funkowo-jazzowych melodii z groovy zacięciem. Myśląc o takim artyście trudno mówić o zaskoczeniach świetnymi materiałami. Basista i kompozytor brał udział w projektach Flying Lotusa, Kendricka Lamara, Eryki Badu, czy Kamasiego Washingtona.

Przy powyższej śmietance towarzyskiej muzyk pisał z niebywałą lekkością. Usłyszymy ją także w najnowszym singlu „Black Qualls”. Stephen Lee Bruner zaraża ponownie miłością do żywiołowego funku. W nowej aranżacji, razem ze Stevem Lacy i jego imiennikiem Arringtonem, opowiedział nam o samospełnieniu pomimo napotkanych trudności, szczególnie z perspektywy osoby czarnoskórej.

Mocograj jest zapowiedzią nowej płyty Thundercata o tytule It is what it is. Ukaże się już 3 kwietnia nakładem wytwórni Brainfeeder, Flying Lotusa, który kolejny raz zajmie się współprodukcją krążka artysty. Jeśli mało wam apetycznych nazwisk, swój udział w wydawnictwie zapowiedzieli Ty Dolla $ign, Childish Gambino, BADBADNOTGOOD, Louis Cole i Zack Fox. Pozostało napisać – byle do wiosny!

#5: Coco Bryce – Ma Bae Be Luv

Prezentuje Kamil Winiarz

Zeszłoroczny gość ekipy Night Bus i regime, którego brzmienie można było usłyszeć we Wrocławiu na inauguracji cyklu Feel The Free Chaos, po raz kolejny potwierdza swoją skłonność do łagodnej, romantycznej estetyki. Ma Bae Be Luv to subtelna, junglowa propozycja, porównywalna z jego najbardziej docenionymi produkcjami, takimi jak m.in. Lovin U czy Trust Issues, analogicznie oparta na nastrojowym, chwytliwym samplu i w pełni kontynuująca rozmarzony nurt w jego twórczości (można go sprawdzić tutaj).

Współpraca, która kilka lat temu mogłaby wydawać się abstrakcją, dziś zachwyca i nabiera znaczenia we wciąż pogłębiającym się zainteresowaniu brzmieniem muzyki drum and bass rodem z połowy lat 90. Najnowsza epka holenderskiego producenta to debiut w popularnej wytwórni Lobster Theremin, ale także wyraz zaufania do kształtowanej od lat stylistyki Coco Bryce’a. Subtelność, lekkie i połamane dźwięki, połączone z doskonale słyszalnymi tu wyznacznikami kierunku modern jungle – przez cały tydzień na antenie Radia LUZ!

#4: Błoto – Mlecz

Prezentuje Zuzanna Pawlak

Ten tydzień to prawdziwa celebracja talentów Wrocławian z EABS, bo nie dość, że mocograjowy puchar dostał im się za utwór z najnowszego albumu Discipline of Sun Ra, to i Błoto, czyli dziecko czterech z siedmiu muzyków z tej grupy, otrzymało swoje własne wyróżnienie. Niecałe pół roku od świetnie przyjętych Erozji otrzymaliśmy Kwiatostan. Tu też tytuły utworów otrzymały konkretne nazwy z jednego zbioru: wcześniej były to ziemie i gleby, teraz – gatunki kwiatów. Ten podział według merytorycznego konceptu wskazuje na chronologiczną kolejność odnowy biosfery, co zaznaczają sami twórcy. Jedna rzeczywistość niszczeje i znika, poddaje się erozji, by druga mogła powstać na swojej poprzedniczce.

Na uwagę zasługuje też czas, w jakim powstały oba wydawnictwa, bo oddziela je zaledwie pół roku. O ile proces powstawania pierwszego można nazwać rozsądnym i wyważonym, o tyle Kwiatostan jest już efektem czystego spontanu. Nagrany został bowiem w zaledwie trzy dni w nowo otwartym stołecznym klubie Jassmine (stąd pewnie tytuł utworu Jaśmin). Muzycy nie zrezygnowali ze swobodnych improwizacji, po raz kolejny zaskakując różnorodnością gatunków, które słychać pomiędzy nutami. Plotą tam historię z hip-hopu, house’u i oczywiście jazzu, a każdy dobry zwrot akcji komentują okrzykami, które trochę rekompensują pandemiczny brak koncertów. Niesie to się w świat w sposób absolutnie swobodny, nieskrępowany i szczery, a najlepiej słychać to – oczywiście według redakcji muzycznej Radia LUZ – właśnie na przestrzeni Mleczu.

#3: Coals – Pearls

Prezentuje Jakub Spiryn

Prawdziwe perły obecnej rodzimej muzyki. Coals nadciągają z kolejnym albumem, który promuje singiel Pearls. W nowym utworze śląski duet wciąż kontynuuje swoją wizję sennego popu opierając się na delikatnej muzyce i rozmytych wokalach. Najwyższy czas, bo od premiery Tamagochi minęły już trzy lata. W międzyczasie Coals dużo koncertowali, udzielali się gościnnie u innych wykonawców i wydali kilka singli i jedną epkę.

W końcu nadszedł jednak czas na kolejny longplay, co nas niezwykle cieszy. Docusoap ukaże się już w marcu tego roku i wszystko wskazuje na to, że wszystkie utwory będą śpiewane w języku angielskim. Trochę szkoda, z drugiej jednak strony Kacha doskonale czuje się w tym języku i jednocześnie daje większą szansę na wybicie się zespołowi na zachodzie Europy, czego wszyscy gorąco im życzymy. Oby więcej takich towarów eksportowych.

#2: Yves Tumor – Gospel For A New Century

Prezentuje Kacper Borucki

Nie ma nic dziwnego w tym, że nazwisko Bowie kojarzy się przede wszystkim z kreatywnym podejściem do muzyki oraz talentem do kreowania wizerunku. Co ciekawe, skojarzenie okazuje się być trafne nawet wtedy, gdy mówimy o kimś innym niż David Bowie. Postać Seana Bowiego, znanego szerzej pod pseudonimem Yves Tumor, stanowi mocny argument potwierdzający powyższe stwierdzenie.

Wydany w 2018 roku przebojowy album Safe In The Hands of Love pokazał światu nieszablonowe pomysły tego pochodzącego z Miami producenta. Dlatego zapowiedź kolejnego longplaya, Tortured Mind, który ma ukazać się 3 kwietnia, nie mogła przejść bez echa. Świeżo wydany singiel Gospel For A New Century zwiastuje solidną kontynuację poprzedniego krążka. Chwytliwa, choć niekoniecznie oczywista melodia, zapada w pamięć. Wokal Yvesa stanowi jej idealne uzupełnienie. Gdyby tego było mało, teledysk również przykuwa oko – może za sprawą stylizacji, za którą odpowiedzialna jest wizażystka Isamaya Ffrench?

#1: Zdechły Osa – Zakochałem się w twojej matce 

Prezentuje Sebastian Rogalski

„Osa to ty pisales «zakochalem sie w twojej matce» w windzie na grunwaldzie 4?” – pyta użytkownik YouTube’a TheHungryAdam w komentarzu pod najnowszym klipem Zdechłego Osy (pisownia oryginalna). W przypadku aktualnego księcia wrocławskiego podziemia wszystko zostaje więc po staremu: jest lokalnie (pozdrawiamy Biedronkę w sedesowcach), szczerze, romantycznie i nieco samobójczo. Jedyna zmiana (jednak wciąż – nic nowego) to odejście od przeciwlękowej niepokojąco uspokojonej atmosfery w stronę słonecznego schematu E-dur/G-dur/A-dur.

No już bardziej klasycznie się nie da, ale ogólny entuzjazm, z jakim scena powitała ten singiel, sugeruje, że to chyba dobry kierunek dla tego wciąż nie do końca ogarniętego hipisa (i potencjalnego następcy Dylana na miejscu noblisty z gitarą – o ile dożyje emerytury). Chociaż temu ostatniemu przeczyłby niedawno podpisany kontrakt z tzw. dużą wytwórnią, zatem całe 71 drży w oczekiwaniu Osy na legalu. Punk to nowy hip-hop, tak jak kiedyś hip-hop był nowym punkiem? Ciekawe, co na to twój tata.

Dziękujemy bardzo za wysłuchanie, życzymy sobie tyle samo, jak nie więcej sztosów w roku 2021. Przekonamy się o tym za 365 dni, więc jest na co czekać w roku 2022.