Marzycie o międzygwiezdnych podróżach, ale nie macie pieniędzy, ani czasu by szukać takiej szansy u któregoś z szalonych miliarderów? Mamy dla Was pewną alternatywę. W tym tygodniu na antenie Radia LUZ możecie znaleźć się wśród odległych galaktyk za sprawą tylko i wyłącznie własnych uszu. A to wszystko dzięki Hiatus Kaiyote.
Najnowsze wydawnictwo australijskiej grupy urzeka od pierwszych sekund bogactwem dźwięków i kolorów. Głos Nai Palm delikatnie prowadzi nas przez kolejne fascynujące konstelacje gwiazd, malowane na kosmicznym płótnie przez jej towarzyszy. Niektórych może przytłaczać niezmierzony ogrom wszechświata i czyhające w nim zagrożenia. Hiatus Kayiote tworzą dla nas przyjemnie psychodeliczną oazę, w której wszystko zachęca do dalszych eksploracji. Oraz wyglądania przez teleskop 28 czerwca, gdy ukaże się album Love Heart Cheat Code.
Nie chcę być queerową ikoną. Chcę być ikoną. – powiedział kiedyś wokalista i raper Kevin Abstract. Myślę, że tracki takie jak Tennessee mogą być zrozumiane dokładnie pośrodku pomagania i odrzucania tej reputacji.
Najnowszy singiel byłego frontmana BROCKHAMPTON pokazuje poniekąd powrót artysty do korzeni – muzyka jest sensualna, chwytliwa i skoczna, odchodząc od eksperymentalnych indie-rockowych wpływów obecnych w ostatnim solowym albumie na korzyść cloud rapu. Nic dziwnego, że w intymnym, queerowym utworze idealnie odnalazł się także Lil Nas X – jego wersy są wyraziste i czarujące, a wspólne chórki wokalistów od razu wpadają w ucho.
I just know that I love being used, as long as you make me feel loved
Track przedpremierowo zaprezentowany był na żywo podczas setów Kevinana festiwalu Coachella, gdzie na scenie dołączył do niego Nas X, oraz twórca beatu, raper Quadeca. To kolejna kolaboracja producencka pary od czasu opublikowanego wcześniej tego roku TEXAS BLUE. Współprace te pokazują, że od czasu solowego Blanket, Kevin Abstract czuje się pewnie, zarówno eksperymentując, jak i trzymając się swoich schematów. A my, doceniamy jego formę, wyróżniając jego kolejnegomocograja.
Wydając album PAINLESS, wyróżniony przez nas w zestawieniu najlepszych albumów zagranicznych 2022 roku, Nilüfer Yanya postawiła dla siebie bardzo wysoką poprzeczkę artystyczną. Jej oficjalny singlowy powrót od czasu tego wydania udowadnia, że dla Brytyjki była to zaledwie rozgrzewka.
W Like I Say (I runaway), artystka trzyma w napięciu słuchaczy, bawiąc się balansem pomiędzy spokojem i miękkością płynącą z jej szeptanego wokalu a rozmytą, psychodeliczną instrumentalną stroną. Gdy z rosnącym tempem utwór wskakuje na wyższy bieg, chropowata, zniekształcona gitara zaprasza do wkroczenia w muzyczny świat pełen nietypowych faktur. Wewnątrz niego, czerpiący z shoegaze’u zapętlający się refren wydaje się wiercić dziurę w głowie, a rytm perkusji zaszywa się w każdej części ciała, które zachęcone pozwalają sobie podążać za błyszczącym wokalem.
Jako jeden z najbardziej energicznych utworów Nilüfer w katalogu, Like I Say jest pierwszym przedsmakiem tego, co nadchodzi. Przesłanie singla jest zaskakująco proste – mówi o momencie, w którym zdajesz sobie sprawę, jak cenny jest twój czas. Zgodnie z tą ideą, przekonuję wszystkich, że czas spędzony odsłuchując naszego najnowszego mocograja na zapętleniu, na pewno nie jest stracony…
Czasami specyficzny głos, który można uważać za niedoskonałość, okazuje się najsilniejszym atutem. Przekonała się o tym Baby Rose, której pierwsza autorska piosenka i charakterystyczny, dojrzały kontralt przyniosły wygraną w licealnym Talent Show. Od tamtej pory dojrzewa jako artystka, oferując coraz bardziej soczyste owoce swojej pracy. Zaledwie rok po wydaniu płyty Through And Through Baby Rose powraca z EP Slow Burn, współtworzoną z BADBADNOTGOOD i w pełni wyprodukowaną przez grupę. Utwór One Last Dance, który symbolicznie zamyka album, został wybrany przez Michała Lacha na jednego z mocograjów Radia LUZ, jednak tak mistrzowsko operująca motywem odrodzenia Baby Rose całościowo zasługuje na wyróżnienie jako Artystka Tygodnia.
Slow Burn
2024
Secretly Canadian
Podczas gdy grupa BADBADNOTGOOD zyskała rozgłos wśród fanów szeroko pojętego jazzu, twórczość Baby Rose wciąż czeka na należyte dostrzeżenie – nie tylko w obrębie tego gatunku, soulu czy R&B. To wkład jej instrumentu czyni płytę nie tyle dobrą, co imponującą. Głos Baby Rose pobudza niczym filiżanka czarnej kawy, utrzymując naszą uwagę na drodze podobnej do tej o numerze 95 z Waszyngtonu do Karoliny Północnej, którą Amerykanka wspomina ze swojego dzieciństwa, opisując swój krążek. Już wtedy, przez przeprowadzkę, w jej życiu zrodziła się potrzeba zamknięcia pewnego rozdziału. Każdy z sześciu utworów-przystanków jest składową refleksji, której przedmiotami są dawne miłości i przyjaźnie. Gorycz i głębia wokalu z efektem pogłosu na tle instrumentalnego pejzażu, tworzy krótkometrażowy obraz tęsknoty, żalu, akceptacji i innych emocji tożsamych z procesem trudnego, acz koniecznego pożegnania. Co za tym idzie, pozwolenia sobie na doświadczenie wolności. Slow Burn to bardziej surowa pozycja w dyskografii Baby Rose, tworzącej głównie w cieplejszym obrębie neo soulu. Jednak niezależnie od obieranego kierunku, artystka potrafi w pełni wykorzystywać swój ogromny potencjał.
Through And Through
2023
Secretly Canadian
Okładka albumu Through And Through przedstawia rozmarzoną Baby Rose skąpaną w wyrazistej czerwieni, w stylu sugerującym inspirację przeszłymi dekadami. Rozmazany portret doskonale oddaje drugi, nastrojowy longplay twórczyni. Inspirowana siłą tych o niepowtarzalnych głosach i determinacji, pośród których jest choćby Janis Joplin, Baby Rose w estetycznym akompaniamencie wprost opisuje swoje wówczas najbardziej intymne przeżycia. Warstwa liryczna dotyka głównie sfery uczuciowej, oddając proces leczenia złamanego serca i zaczynania od nowa. Utwór Paranoid sięga głębin morza pełnego lęków, a Sabotage jest pełnym rozpaczy pytaniem o sposób zatrzymania cyklu sabotażu. Natomiast warstwa instrumentalna otula ciągnącymi się jak karmel, nieco eterycznymi i sensualnymi dźwiękami gitary oraz rozluźniającej sekcji rytmicznej, pozwalając spokojnie dryfować do kolejnego portu. Ostatecznie nasza Artystka Tygodnia odzyskuje kontrolę, podnosząc na duchu tych, którzy w swoich zmaganiach czują się samotni. Album zamyka w gospelowym klimacie, wyśpiewując na tle chórków słowa o leczniczej mocy miłości i potrzebie wzajemnego wsparcia.
To Myself
2020
Human Re Sources
Blues i soul to gatunki będące świadectwem ludzkiej emocjonalności. Pomagają szczerze i głęboko przeżywać pochłaniające umysł i ciało uczucia, a co się z tym wiąże, zyskiwać ten rodzaj wolności pozbawiony ciężaru nagromadzonych trosk. Baby Rose już samym debiutem pokazuje terapeutyczną siłę muzyki. Album otwierają ciepłe dźwięki gitary i klawiszy, do których po chwili dołącza kontraltowy wokal, wyrażający rozczarowanie i żal związany z końcem związku, który wydawał się tym właściwym. Każdy kolejny utwór jest niczym rozdział książki o odnajdywaniu w sobie siły. Powieści pełnej smutku, złości i zbyt wielu pytań bez odpowiedzi, opowiedzianej w tonacji zawsze zakończonej nutą nadziei. Ballada All To Myself jest szóstą pozycją na albumie, nagraną za pierwszym podejściem jako najszczerszy wyraz walki z tym rodzajem tęsknoty, który wzbiera o trzeciej nad ranem. Całość kończą Over i Show You, w których Baby Rose patrzy na rozstania z szerszej perspektywy. W wersji Deluxe usłyszymy również Marmot, Damn i August 5th, uzupełniające refleksyjny list do siebie o wspomnienia podjętych w życiu decyzji i gotowość na to, co przyniesie przyszłość.
Mount Kimbie to pochodzący z Wielkiej Brytanii duet złożony z Kaia Camposa oraz Dominica Makera. Podczas 15 – letniej kariery zdążyli przejść przez liczne fazy, jednocześnie nie tracąc swojej unikatowej tożsamości. Począwszy od miksu dubstepu z ambientem, a kończąc na elektronicznym post-punku, można śmiało stwierdzić, że artyści nie boją się eksperymentować z różnymi brzmieniami. Z okazji premiery najnowszego albumu Sunset Violent artystą tygodnia w Akademickim Radiu LUZ zostaje Mount Kimbie.
Maybes
2009
Hotflush Recordings
Początki znajomości KaiaCamposa i DominicaMakera sięgają roku 2006. Panowie studiowali jeszcze wtedy na Southbank University w Londynie, gdzie połączyła ich wspólna sympatia do muzyki. Niedługo po spotkaniuartyści rozpoczęli swoją współpracę, czego owocem stała się wydana w 2009 roku EpkaMaybes.
Jest to wydawnictwo ociekające młodzieńcząszczerością, a jednocześnie bardzo dojrzałe.Długo wybrzmiewające gitarowe akordy to płótno, które duet wypełnia kolorami w postaci licznych sampli i syntezatorów. Wspominając o tym projekcie nie można zapomnieć o genialnym występie duetu w NPR TinyDesk. Na ogół pusty stół obecny na scenie, w tym przypadku pokryty jest masą kabli oraz muzycznych urządzeń. Budowane od zera harmonie hipnotyzują słuchacza oraz wprawiają w zdumienie swoim skomplikowanym procesem. Utwory płynąc jedne po drugim sprawiają, że 17-minutowy występ mija w mgnieniu oka. Pierwszy projekt Mount Kimbie przełamuje schematy oraz tworzy niespotykaną atmosferę, wprowadzając odbiorcę w trans,jednocześnie intrygując swoją pomysłowością.
Crooks & Lovers
2010
Warp Records
Po złotej erze Buriala poprzedzającej jego wydany w 2007 roku album Untrue,dubstepowa scena Wielkiej Brytanii przechodziła swoisty okres stagnacji.Niejednokrotnie można było spotkać się ze stwierdzeniem, że gatunek dotarł do ślepego zaułka. Okazało się to jednak zupełnąnieprawdą. Kiedy amerykańscy DJ-e skupiali się na coraz to bardziej agresywnych brzmieniach, Brytyjczycy postanowili pójść w zupełnie drugą stronę. A mianowicie W post-dubstep, bo tak właśnie krytycy określili falę nowo pojawiającej się muzyki, gdzie królują emocje oraz subtelność. Twarzami nowej epoki w brytyjskiej elektronice stali się m.in. James Blake czy JoyOrbison,leczprzełomowym wydawnictwem z tego okresu okazałsię roku album Crooks & Lovers autorstwa Mount Kimbie, wydany w 2010. Najistotniejszym elementem całej płyty jest jej otwarta przestrzeń. Słuchacz nie jest tu w żaden sposób atakowany, co jednocześnie daje mu możliwość analizy poszczególnych elementówmiksu.W jednym z wywiadów, artyści opisują swój chaotyczny dobór sampli, na których opiera się debiutancki krążek.
Codziennie logowałem się na Last.fm i zaczynałem od Basic Channel, przeskakiwałem do przodu dziesięć lub piętnaście utworów i w niektórych momentach naciskałem play. Na końcu takiej sesji miałem absurdalną liczbę sampli zawierających około piętnastu sekund materiału. Porządkowałem je wszystkie według dat i nazywałem je w stylu „1”, „2”, „3”, więc nie wiem, skąd wzięła się połowa. Niska jakość streamingu Last.fm pomogła w powstaniu całego albumu.
opowiada Kai Campos, czyli ½ duetu. Premiera debiutanckiej płytyMount Kimbie była definiującym momentem dla brytyjskiej sceny, dzięki któremu określenie“dubstepisdead” odeszło w niepamięć.
M.K. 3.5
2021
Warp Records
Rok 2021. Ponad 10 lat po wydaniu swojego kapitalnego debiutu, duet znajdował się w zupełnie innym miejscu (dosłownie i w przenośni). Dominic Maker przeprowadził się z Londynu do Los Angeles, gdzie rozpoczął swoją działalność jako sesyjny producent. Artysta pochwalić się może między innymiznaczącym udziałem w powstawaniu czwartego albumu Jamesa Blake’aAssume Form z 2019 roku czy koprodukcją utworuManyFacedGod z 4:44 Jaya-Z. W międzyczasie, na koncie KaiaCamposa również nie brakowało sukcesów. Drugi członek duetu postanowił pozostać w Wielkiej Brytanii i rozwijać swoją pasję do DJ-owania.Efektem końcowym stały sięwspólna mini-trasa z kultowym producentem Actressczy własny miks z legendarnej serii DJ-Kicks. Pomimo solowych sukcesów, duet nadal chciał współpracować, jednocześnie respektując wybrane przez siebie ścieżki.
MK 3.5 DieCuts||City Planning charakteryzuje dualizm. Podwójnie zatytułowany album składa się z dwóch części, nad którymi artyści pracowali na własną rękę.DieCuts, za które odpowiada DominicMaker,tworzy oniryczną atmosferę poprzez swój nietuzinkowy dobór samplio zróżnicowanym brzmieniu. Goście występujący na pierwszej części płyty,to muzycy obardzo charakterystycznej stylistyce (ciężko znaleźć artystęo głosie podobnym do Danny’egoBrowna). Drugi z członków duetu zaaranżował swoją porcję materiału w nieco inny sposób. City Planning to idealny tytuł dla drugiej części wydanego w 2021 roku albumu. Wielkomiastoweplanowanie określająindustrialowesyntezatory przecinane sporą warstwąreverbuoraz ogromną kompresją.Utwory swobodnie zmieniają się po sobie, co wprowadza słuchacza do wyimaginowanego klubu, w którym późną nocą za deckami stoi Kai Campos. Podwójna natura DieCuts||City Planningreprezentuje to, w czym artyści najlepiej się odnajdują jako solowi producenci. Dzięki swojej zróżnicowanej stylistyce, nie musieli oni iść na żadne kompromisy, przez co powstał jeden z najciekawszych projektów autorstwa Mount Kimbie.
Sunset Violent
2024
Warp Records
Po latach kultywowania elektronicznych tradycji, którymi żyje brytyjska scena, duet Mount Kimbie rozszerza swoje horyzonty. Na najnowszym projekcie artystów zachodzi drastyczna zmiana. Z otwartych kompozycji przepełnionychreverbem oraz ambientowym minimalizmem, duet przenosi swoją twórczą uwagę na klimaty post-punku. SunsetViolentto swoista laurka artystów dla amerykańskich zespołów rockowych z lat 90. Ciężkie gitary przeszywają słuchacza od samego początku, przypominając zespoły pokroju SonicYouth czy mybloodyvalentine.Istotnym aspektem wydawnictwa jest również jego liryczna prostota, będąca zabiegiem zamierzonym. Każdy z utworów opowiada swoją własną historię, jednocześnie zostawiając ślad w pamięci słuchacza przez swoją chwytliwość. Artyści nie zapominają również o swoich elektronicznych korzeniach. Okazjonalne pojawienie się syntezatora czy programowanej perkusji zdecydowanie umacnia tożsamość całego albumu. Z biegiem czasu, Mount Kimbienie przestaje eksperymentować i nadal otwiera muzyczne drzwi zamknięte dla większości artystów.
Rok 2004. Hip-hop od dekady coraz silniej zaznacza swoją obecność w polskim przemyśle muzycznym. Wielokrotnie zrywał już z wizerunkiem ulicznika rapującego o trudach życia ulicy i, eufemistycznie mówiąc, wzajemnym braku sympatii do służb mundurowych. Albumy takie jak Światła Miasta, czy W 63 minuty dookoła świata ukazywały niezwykłe umiejętności zarówno nowożytnych poetów, jak i towarzyszących im producentów. Dwa lata wcześniej ukazał się album, który wywrócił hierarchię najlepszych wydawnictw tego ciągle młodego jeszcze w Polsce gatunku. Była to Muzyka Klasyczna. Stała się ona początkiem działalności jednego z najbardziej legendarnych duetów polskiej muzyki XXI wieku.
Pierwsze spotkanie i Muzyka Klasyczna
Drogi Pezeta i NOONa przecięły się po raz pierwszy kilka lat wcześniej. Na wspomnianym już legendarnym wydawnictwie grupy Grammatik Paweł Kapliński położył słowa na bit Mikołaja Bugajaka do utworu Nie Ma Czasu Pomyśleć. Nocna medytacja nad nieuchronnie przemijającym czasem i o tym, jak łatwo życie może wymknąć się z rąk to jedna z najsłynniejszych kompozycji tego wydawnictwa. Po rozstaniu z Grammatikiem NOON poszukiwał nowych wyzwań, bo, jak sam mówił, “ niespecjalnie interesuje go samopowielanie”. Po wydaniu dwóch płyt w ramach duetu Płomień 81 raper z Ursynowa również zapragnął czegoś więcej. Te ambicje zaowocowały znakomitym wydawnictwem, w którym numery czysto imprezowe jak Seniorita przeplatają się z rapowymi hymnami w rodzaju Ukrytego w Mieście Krzyku.
Album ten to popis zarówno umiejętności liryczno-melodyjnych w wykonaniu Pezeta oraz maestrii w tworzeniu ciepłych, bujających głowę podkładów Bugajaka. Choć pojawiają się tu momenty głębokiej zadumy, jak na przykład w fenomenalnym, płynącym jednym tchem Bez Twarzy, to jednak większość kompozycji skupia się wokół tematów imprezowo-ulicznych. Niezależnie od tematyki i nastroju poziom kręci się cały czas w okolicy najlepszych polskich albumów początku XXI wieku. Pewność siebie rapera. Wszechobecny luz i zabawa słowem. Chęć pokazania, że kultura hip-hopowa to nie tylko przestępczość i patologia, ale przede wszystkim olbrzymia pasja do muzyki. Te rzeczy ujmują od pierwszych sekund. Produkcyjnie jest to jeszcze dość klasycznie zorientowane wydawnictwo. Zrealizowane perfekcyjnie, z ogromnym polotem bity w drugiej połowie albumu stopniowo obniżają swoją temperaturę. Do przejmującego chłodu kolejnego projektu tego duetu jednak ciągle daleko.
Zimno. Zimniej. Najzimniej.
No właśnie – chłód. Wielokrotnie w kontekście Muzyki Poważnej można spotkać się z opiniami, że bitami z tego krążka NOON jest w stanie wyczuwalnie obniżyć temperaturę w każdym pomieszczeniu. Pierwsze kilka minut może dać słuchaczowi poczucie, że rzeczywiście do letniego podkoszulka z Muzyki Klasycznej warto dołożyć co najmniej jedną dodatkową warstwę odzieży. W tym czasie słyszymy apel Kaplińskiego, by wyłączyć nielegalnie pobraną empetrójkę i wrócić do odsłuchu po nabyciu fizycznego wydania. W końcu, jak sam mówi
Tylko raz, możesz tej płyty słuchać pierwszy raz
Potem nadchodzi pierwsza część kompozycji Retro. Wtedy już wiemy, że nawet kurtka zimowa może nie wystarczyć. Szybkie tykanie zegara zostaje nagle przytłumione przez niezwykłe, początkowo wysokie, a z czasem ogłuszająco dudniące w naszych uszach i całym ciele syntezatory. Gdy tylko ucichną odzywają się chłodne niczym listopadowy wiatr nutki, które towarzyszą sekundnikowi aż do wejścia Pezeta. Od razu też wiadomo, że odmierzający czas zegar nie jest jedynie zabiegiem stylistycznym. Padają bowiem słowa:
Co się stało z tymi którzy byli przy moim boku
Co się stało z nim, dla nich łza w oku
Dla nich rap, ale teraz świat jest szybszy, bo
Pieniądz i czas to najwięksi terroryści
Nakreślają one tematycznie kolejne minuty tego niezwykłego wydawnictwa.
I tylko hip hop hobby […]
W 2024 roku bycie raperem o dużej popularności oznacza (przy dobrze prowadzonej karierze) możliwość zarobienia pokaźnej sumy pieniędzy. Część z tego blichtru jest też oczywiście wyolbrzymiona dla poklasku. Choć więc nie każdy sportowy samochód, czy drogi łańcuch faktycznie należy nawet do kogoś z czołówki OLiSU, to ci najwięksi biedy zdecydowanie nie klepią. Dwadzieścia lat temu sytuacja miała się zgoła odmiennie.
Mimo wyjścia z podziemia dobre kilka lat wcześniej hip-hop nie był bowiem branżą dochodową. Wielu z muzyków, których dziś uznaje się za legendy sceny nie miała możliwości, tak jak teraz, podpisania lukratywnego kontraktu reklamowego, bądź prowadzenia sklepu z własnym merchem. Obecnie dla większości artystów są to zaś najbardziej dochodowe sposoby zarobku. Gdy dołożymy do tego wspomniany wyżej proceder zdobywania muzyki poprzez pirackie strony rysuje się nam iście niewesoły krajobraz. Pezet, mimo wydania do tego momentu dwóch albumów z Płomień 81 oraz świetnie sprzedającej się Muzyki Klasycznej wielokrotnie w trakcie trwania Muzyki Poważnejstwierdza, że jest o krok, by odejść od hip-hopu. Na każdym z trzech utworów Retro wspomina przy okazji starych znajomych. Porzucili oni ich kiedyś wspólną pasję na rzecz zwykłej pracy, lub stoczyli się na dno, nie mogąc wyjść ze starych torów, które prowadziły donikąd. W ten sposób stał się wyrzutkiem. Choć robił to, co od zawsze kochał, to stał się obcy dla ludzi, którzy kiedyś byli mu bliscy.
W Branży
Sukces pierwszego wydawnictwa sprawił, że Pezet i NOON zostali wrzuceni w ponure realia przemysłu muzycznego. Naciski od wydawcy, by nagrać kolejną Senioritę. Nocne wojaże. Lejący się ciągłym strumieniem alkohol. To wszystko odcisnęło swoje piętno na Pawle z Ursynowa, który stwierdza
Ta melanże mam z tego tylko fobie
Mam arytmię i mam astmę
Często przekrwione, podkrążone oczy
Cały dzień śpię więc pracuje w nocy
Cały dzień śpię mam depresję z braku światła
Już nie wiem czy ta płyta to jest dla mnie szansa
Wódka i inne napoje wyskokowe stały się zresztą centralnym elementem dwóch utworów na Muzyce Poważnej. W oderwaniu od całości tego wydawnictwa A Mieliśmy Być Poważni… prezentuje się jako, no właśnie, mało poważny opis nocy, w której wszelkie hamulce zniknęły. Szósty Zmysł zmienia ten obraz diametralnie. Pezet, będący dzieckiem za czasów późnej komuny wkraczał jak całe jego pokolenie z ogromnymi nadziejami w nowy, wspaniały świat demokracji. Stary ustrój zostawił im jednak po sobie pokoleniowy ciężar – niezbędność alkoholu jako towarzysza zabawy i smutku. W rezultacie, mimo szansy na zakup markowych ubrań, czy zachodnich produktów na przełomie nowego milenium pierwsze wolne pokolenie dalej uwięzione było w sidłach nałogu.
W tym kraju pijesz, gdy się cieszysz.
Pijesz, gdy jesteś smutny.
Ludzie zmienili miłośc do życia w miłość do wódki.
Zmienili tylko kiedy? Historia nie pamięta.
Wspomnień kalejdoskop
Przesuwając się w dół tracklistyMuzyki Poważnej z każdym kolejnym utworem atmosfera robi się coraz cięższa. Bity NOONa nabierają coraz większej głębi, która jeszcze silniej podkreśla rosnący ból Pezeta. Maestria Bugajaka widoczna jest jak na dłoni w utworze Gubisz Ostrość. Niesamowite, zawodzące sample wokalne i krążące dookoła naszych uszu głębokie syntezatory są w stanie wprawić w zadumę i zmusić do ubrania się cieplej nawet w piękny, słoneczny dzień. Sfera liryczna również stoi na najwyższym poziomie.
Stanowi ona powrót do pierwszego spotkania artystów na utworze grupy Grammatik. Przejmująca historia rapera o nastoletnich imprezach, marzeniach o nowych butach i młodych twarzach, których już przy nim nie ma to lament nad bezlitosnym upływem czasu. Wspomnienia tamtych chwil budzą w Kaplińskim ból z dwóch zupełnie przeciwnych powodów. Z jednej strony widzi swoje destrukcyjne zachowania i błędy, których nie ma już jak naprawić. Z drugiej jednak tęskni do młodzieńczej brawury i naiwności, która w tym momecie opuściła go na dobre.
Zagubienie i rozpacz rapera osiągają swoje apogeum na utworze Dziś. Wszystkie problemy, które spiętrzały się przez poprzednie klikadziesiąt minut spadają na barki Pezeta, aż jego nogi w końcu poddają się pod tym ciężarem. Nie widzi on miejsca dla siebie w otaczającym go, pędzącym świecie. Nie umie wyrazić swoich emocji, nie znajduje zrozumienia innych dla swojej miłości do rapu. Po tym dramatycznym wyznaniu, niby wskazówka wracająca na godzinę dwunastą wskazówka powraca trzecia, ostatnia część Retro. Na światło wychodzą znów wspomnienia byłych miłości, obawa o los brata Małolata w branży muzycznej i strach o przyszłość.
Dziś
Po Muzyce Poważnej drogi Pezeta i NOONa rozeszły się na dobre. W 2007 roku ukazał się album Muzyka Rozrywkowa, którą Kapliński zrywał z oldschoolowymi klimatami pierwszych wydawnictw. Kolejne lata przyniosły mu ugruntowanie pozycji legendy polskiej sceny hip-hopowej, między innymi przez będącą ogromnym sukcesem Muzykę Współczesną z 2019 roku. Bugajak zaś odszedł nieco od głównego nurtu, często na długie lata porzucając hip-hopowe dźwięki z pierwszych lat działalności. Kilka lat temu niespodziewanie dał on nadzieję na powrót legendarnego duetu, odpisując jednemu ze słuchaczy, że zamiast reedycji jednego z dwóch wydawnictw nadchodzi być może coś nowego. Niestety, od tego czasu sprawa ucichła.
Jak więc po latach odbierać Muzykę Poważną? Przede wszystkim – w całości. Tym razem, w przeciwieństwie do poprzednich Artystów Tygodnia nie proponujemy Wam selekcji utworów, które warto poznać na początek. Owszem, single jak Nie Jestem Dawno, czy Szósty Zmysł mogą nakreślić pewne oczekiwania wobec reszty albumu. Dopóki jednak nie usłyszy się pierwszy raz lodowatego podkładu Retro i nie poczuje dogłębnie żywych emocji zamkniętych w tekstach Pezeta na przestrzeni całych czterdziestu kilku minut nie uzyska się wyraźnego obrazu całości. Gubisz Ostrość? Nic bardziej mylnego. 20 lat później widać jak na dłoni, że Muzyka Poważna to album wybitny.
To jak w końcu – deża wu, czy deża wi? Ach, te problemy z francuską wymową. Na szczęście to jedyny moment zawieszenia i (niepotrzebnej?) refleksji w jednym z wyróżnionych mocograjów w Radiu LUZ. No bo tak w sumie, nad czym tu dywagować?
Jak dowiadujemy się na samym początku w przypadku DÉJÀ VU mamy tu do czynienia z przekazem myśli. I, choć może się to wydawać zabawne, to ciężko o lepszy opis tego utworu. Na początku swój komunikat przekazuje nam Panterula. Po jej śpiewanych lingwistycznych rozważaniach refren ten najprawdopodobniej nie opuści Waszych głów przez kolejnych kilka dni (lub tygodni). Gdy do tej niesamowicie chwytliwej melodii dołożymy popis flow w wykonaniu JAY-K, czyli 1/2 wrocławskiego składu BSK wszystko staje się jasne. Faktycznie tylko za pomocą myśli to duo wraz z producentem Hensivem może tak bezproblemowo przekazywać nam trafiające do prosto do szufladek naszej świadomości z napisem ulubione dźwięki. Gdyby jednak ta telepatyczna droga zawiodła, fale radiowe 91,6 FM i nasza strona internetowa służą pomocą.
Powroty bywają trudne. Chociaż często jako słuchacze wyczekujemy z niecierpliwością nowego materiału od naszych ukochanych wykonawców, to nie ma gwarancji, że będzie to satysfakcjonujące spotkanie. Przykładowo, sześć lat to bardzo dużo czasu. Zarówno odbiorca, jak i twórca mogli przejść ogromną przemianę i mimo ówczesnej wielkiej sympatii tym razem może to już nie być magiczne doświadczenie. Na szczęście w przypadku Kamasiego Washingtona nie ma mowy o podobnej goryczy.
Zapowiedzi albumu Fearless Movement (mniej, lub bardziej przypadkowo) kontynuują schemat singli jego poprzednika, znakomitego Heaven & Earth. Ekstatyczne, monumentalne Prologue sprzed kilku tygodni już przy pierwszym kontakcie przywodzi na myśl równie wybitne Fists Of Fury. Dream State, czyli najnowsze dzieło amerykańskiego saksofonisty kontynuuje zaś senne motywy The Space Travellers Lullaby. Ten kontrast intensywności łączy jednak jedna najważniejsza rzecz – muzyka Washingtona ma nieprawdopodobną wręcz zdolność oderwania słuchacza od świata dookoła niego.
Z każdym kolejnym odsłuchem coraz wyraźniej dociera do mnie, jak wyraźny progres poczynił lider zespołu jako songwriter. Zarówno Prologue, jak i jeden z tegotygodniowych mocograjów utrzymują pełną uwagę słuchacza przez cały, niekrótki przecież, dystans. Gdy ten atut wzmocniony zostanie przez wirtuozerski zespół i fenomenalny mastering efekt powali na kolana. Otoczeni ciasnym kokonem basu, syntezatorów i dynamicznej, perfekcyjnie akcentowanej perkusji zostajemy przeniesieni w inny, nierzeczywisty wymiar. Za przewodnika mamy niesamowicie szybkie progresje akordowe Kamasiego. Za towarzysza – magicznego ptaka, czyli flet Andre 3000, pohukujacego w tle przez całą naszą podróż.
Ciężko jest przespać kilka tygodni. Pewnie jest to nawet niemożliwe. Ja jednak spróbuję pozostać w tym sennym stanie aż do 3 maja, gdy premierę będzie mieć reszta albumu Fearless Movement. Cóż to będzie za piękne spotkanie.
Ponad dziesięć lat temu, zapytany o swoje docelowe brzmienie, odpowiedział: Snoop Dogg spotyka Johna Lee Hookera. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że nie był gołosłowny. Ten bluesman z amerykańskiego południa już dawno udowodnił, że świetnie odnajduje się nie tylko w bluesie. Kropkę nad „i” postawił swoim nowym albumem, JPEG RAW, który ukazał się pod koniec marca.
W tym tygodniu w paśmie Artysta Tygodnia króluje Gary Clark Jr.
Gary złapał za gitarę w bardzo młodym wieku. Występując gdzie się tylko dało, dość szybko zapracował na miejsce na scenie muzycznej rodzinnego Austin. Machina ruszyła na poważnie, gdy poznał właściciela słynnego klubu Antone’s, który z kolei przedstawił mu Jimmy’ego Vaughana. Brat Steviego Raya stał się mentorem młodego gitarzysty – dzięki niemu ewoluował w profesjonalnego muzyka. To z nim, zaraz po skończeniu szkoły średniej, wyjechał w pierwszą trasę koncertową i dowiedział się z czym się je ten cały show biznes. To też Vaughan zwrócił uwagę Erica Claptona na swojego ucznia.
W 2007 roku Clark Jr. zagrał rolę młodego gitarzysty w Alabamie lat 50′ w Honeydripper w reżyserii Johna Saylesa. Film promował występując na 50 Monterey Jazz Festival. Niedługo potem Clapton zaprosił go na scenę swojego festiwalu Crossroads Guitar. Gary zagrał u boku takich gigantów jak BB King, Buddy Guy, czy Jeff Beck i wzbudził spore zainteresowanie. Scooter Weintraub z Warner Brothers Records (później menadżer artysty) wspominał, że podczas koncertu dostawał SMS-y o treści „kim, do diabła, jest ten facet?”
W 2011 roku Gary Clark Jr. podpisał kontrakt ze wspomnianą wytwórnią. Miał już wtedy na koncie kilka albumów wydanych niezależnie (Worry No More, 101), które jednak nie zyskały szczególnego rozgłosu. Na szczęście jego kolejne wydawnictwa nie podzieliły tego losu. Już Blak and Blu z 2012 roku dotarło do 6 miejsca zestawienia Billboard 200 i przyniosło mu dwie nominacje do nagrody Grammy, w tym jedną wygraną. Zaczęto go porównywać do Jimiego Hendrixa i o ile był to komplement, to Clark Jr zaznaczył, że nigdy nie chciał być niczyim naśladowcą.
Już pierwszy albumem pokazał swoją wszechstronność, łącząc blues z rock and rollem, hip hopem, soulem i r&b. Kolejne płyty, The Story of Sonny Boy Slim i This Land, również pokazały, że nie da się go zaszufladkować jako po prostu bluesmana. Artysta wprowadził do swojej twórczości także elementy hard rockowe oraz reggae, które to pobrzmiewa w jego najbardziej politycznym utworze, This Land. Napisał go pod wpływem frustracji, jaką wywołała w nim polityka Donalda Trumpa oraz konfrontacja z sąsiadem, który sugerując się kolorem skóry Gary’ego, nie wierzył, że ten jest właścicielem 50 akrów ziemi w Teksasie.
Piosenka stała się właściwie jego opus magnum. Dan Salomon z Texas Monthly napisał, że This Land jest dla Gary’ego Clarka Juniora tym samym, co Formation w dyskografii Beyonce i This is America w repertuarze Childish Gambino.
Trzy lata po wydaniu This LandClark Jr dostał od Steviego Wondera demo utworu zatytułowanego What About The Children. Jako, że aktualnie możemy go słuchać na JPEG RAW, można uznać, że był to początek tworzenia najnowszego krążka. W tamtym okresie muzyk spotkał się ze swoim zespołem (King Zapata, Jon Deas, Elijah Ford, JJ Johnson), by zagrać jam session. Nie mieli żadnego planu, zasad, ani oczekiwań, ale w trakcie okazało się, że to właśnie jest zalążek dla nowego materiału.
Album powstawał w czasie pandemii, protestów po śmierci George’a Floyda i ataku na Kapitol Stanów Zjednoczonych. Gary Clark Jr przelał na papier obawy o przyszłość swoją i swoich dzieci, tworząc muzyczny apel. Rozwinięcie tytułu JPEG RAW to Jealousy, Pride, Envy, Greed; Rules, Alter Ego, Worlds (zazdrość, duma, zachłanność; zasady, alter ego, światy). Te hasła z grubsza streszczają zawartość wydawnictwa. Artysta napisał piosenki o złości, niepewności i zamęcie, ale także o nadziei i potrzebie zjednoczenia się.
To nie tylko płyta o niepokojach politycznych. Jest także krytyką wirtualnego świata, w którym często się zatracamy; wynikiem tęsknoty za szczerymi interakcjami i zmęczenia pozorną perfekcją, która wylewa się z mediów społecznościowych.
W utworze tytułowym Gary śpiewa:
we get easily distracted when these real conversations need to happen
Muzycznie najnowszy album Clarka Juniora jest tak zróżnicowany, jak powyższy utwór. Artysta nie pierwszy już raz współpracował z producentem Jacobem Scibą, który niby to mimochodem podsuwał mu tradycyjną muzykę afrykańską. Clark Jr nie miał nic przeciwko takiej manipulacji i chętnie skorzystał z inspiracji.
Fantastycznie brzmią fragmenty jazzowe (jak na przykład trąbka Keyona Harrolda w Alone Together) i funkowe (Hearts in Retrograde, czy Funk Witch U z Georgem Clintonem). Dodatkowego kolorytu dodają znakomici goście – poza Clintonem są to Stevie Wonder, Naala i Valerie June.
JPEG RAW to z jednej strony rozszerzenie muzycznych horyzontów autora (które i tak były już szerokie!), ale równocześnie także powrót do korzeni, a dokładniej do dzieciństwa. W chórkach śpiewają bowiem siostry Clarka Juniora – Savannah Allee, Shanan Ashlee i Shawn Aleesha, towarzyszki pierwszych występów na rodzinnych spędach. Wokalistki wystąpiły także w teledysku do utworu Maktub i będą towarzyszyć bratu podczas trasy koncertowej – ta rozpocznie się 8 maja w Teksasie.
Idealnym podsumowaniem tej krótkiej opowieści o najnowszej cegiełce w dyskografii Gary’ego Clarka Juniora będą jego własne słowa:
Oddychaj. Wyjdź na zewnątrz i, patrząc w niebo, posłuchaj śpiewu ptaków. Doceń to, co masz. Mam nadzieję, że ten album przyniesie ci nadzieję. Tu wcale nie chodzi o mnie, usuń mnie z tego równania. Ta muzyka jest teraz twoja.
Więcej o Artyście Tygodnia usłyszycie na naszej antenie od poniedziałku do piątku – w audycji Audiostarter o 9:30 i 10:30, następnie o 13:00 oraz zaraz po północy.
Wśród najnowszych mocograjów nie mogło zabraknąć piosenki z debiutanckiego albumu Tyli. Płyta, zatytułowana po prostu Tyla, to popowe arcydzieło, łączące w sobie elementy południowoafrykańskiego amapiano i zachodniego r’n’b.
Na krążku nie brakuje singla Water (a nawet pojawia się na niej w dwóch wersjach), który w zeszłym roku szturmem zdobył listy przebojów, a choreografia do numeru stała się viralem na TikToku. Jak bardzo byśmy nie chcieli, nie zamierzamy jednak odgrzewać tej propozycji niemal rok po jej premierze.
Na tytuł mocograja zasługuje „Jump” – kawałek nagrany z dwójką niezwykle utalentowanych artystów: pochodzącym z USA raperem Gunną i jamajskim MC Skillibengiem. Do już i tak niezwykle bogatej gatunkowej mikstury, Tyla dolewa tutaj dancehallowe akcenty. Kawałek sprawdzi się zarówno na klubowym soundsystemie, jak i na słuchawkach – stanowiąc idealny soundtrack dla pierwszych, słonecznych dni wiosny.
Nasze serwisy używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili.