Archiwum

Monsters Of Jazz

Jazzowe potwory nadciągają do Wrocławia. Zanim zaczniecie uciekać, przyjrzyjcie się im bliżej. Zarówno Pink Freud, jak i Nene Heroine, to bowiem zjawiska, których warto doświadczyć na żywo. Słuchajcie Radia LUZ i przekonajcie się sami.

Pink Freud

Pink Freud to założony w Trójmieście zespół, który przez lata wyznaczał nowe ścieżki dla polskiego jazzu. Jego styl to połączenie punkowej energii, eksperymentu i emocjonalnej głębi.

Wojtek Mazolewski, lider grupy, od ćwierć wiekuredefiniuje na nowo jazz, otwiera go na nowe sceny i słuchaczy, a także łączy muzyków z różnych części świata. Od wielu lat jest pomostem między polską i brytyjską sceną jazzową, ale też muzykami z innych krajów.

O statusie Mazolewskiego na międzynarodowej scenie niech poświadczy międzynarodowy sukces jego Quintetu. Mowa tu zarówno o albumie Polka, jak i najnowszym Beautiful People, z którym zespół koncertował między innymi w wielu krajach Ameryki Południowej. O tym zespole i muzycznej wizji Mazolewskiego możecie posłuchać więcej w zeszłorocznej rozmowie Michała Lacha:

Trasa Monsters Of Jazz to zarówno benefis, jak i zapowiedź nowego początku dla Pink Freud. W dzień wrocławskiego koncertu, 3 października, ukaże się reedycja jednej z najważniejszych płyt grupy Sorry Music Polska. Jednocześnie odświeżony skład grupy zaprezentował niedawno nowy singiel MCDX, który promuje potworną” trasę.

Nene Heroine

Nene Heroine to gdański kwartet jazzowo-psychodeliczno‑postrockowy, który funkcjonuje od 2019 roku. Ich brzmienie to połączenie jazzu, dubu, elektroniki i improwizacji – określane jako „post‑jazzowa psychodelia”.

Ta definicja idealnie opisuje najnowsze dzieło grupy – album 4. Audiowizualna, przejmująca feria dźwięków i emocji to ewolucja wyjątkowego stylu grupy.

Wiedziałem, że przepełniony symboliką czwarty album i radykalnie odświeżony wizerunek zespołu wymagają czegoś więcej niż teledysku. Dlatego postanowiłem stworzyé film oparty na czterech długich ujęciach, w którym klimatyczna muzyka Nene Heroine spotyka się z proza pochodzącego z Tokio pisarza Jun’ichirõ Tanizakiego

Tak o wizualnej oprawie singla Tokyo mówi jego reżyser, Maciej Aleksander Bierut. Wyjątkowości brzmienia Nene Heroine możecie też doświadczyć w tym tygodniu na falach Radia LUZ w ramach pasma Mocograjów. Tym tytułem wyróżniliśmy bowiem ich najnowszy singiel, Bowie.

Zachęceni? Słuchajcie więc uważnie anteny 91,6FM. Kilku szczęśliwców otrzymało już od nas zaproszenia na to wydarzenie we wtorkowym Audiostarterze, lecz to nie koniec okazji. W czwartek od 9 do 11, w tym samym paśmie, mamy dla Was kolejne wejściówki. Przekonajcie się sami, jak brzmią na żywo prawdziwe sceniczne Potwory.

Michał Lach

 

Joanne Robertson

W krainie szumu, pomiędzy snem a jawą, rodzi się muzyka Joanne Robertson – prawdziwej malarki dźwięków. Jej najnowszy album Blurrr, to czysty przejaw artystycznej wrażliwości. Właśnie za tę unikalną wizję nadajemy jej tytuł Artystki Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.

Nasza selekcja:

The Lighter

2008

Już od swojego debiutanckiego albumu – The Lighter Joanne Robertson w sposób niezwykle świadomy i dojrzały określiła esencję swojego stylu artystycznego.

W jej świecie muzycznym króluje minimalizm i lo-fi, gdzie centralnym filarem jest delikatna ale surowa gitara oraz ulotny, szepczący wokal. Robertson świadomie rezygnuje z przesadzonej produkcji, ponieważ właśnie to brzmienie, które z pozoru wydaje się proste i nieskomplikowane, pod powierzchnią odkrywa bogatą, emocjonalną głębie.

Kompozycje Robertson nie potrzebują skomplikowanych konstrukcji i bogatych aranżacji by tworzyć nastrój i przenosić słuchacza w określone stany. To właśnie w tej oszczędności i tym umiarze tkwi siła jej twórczości – im mniej, tym więcej.


Backstage Raver

2024

Backstage Raver to kunsztowny strumień, który wypływa z wieloletniej współpracy między Joanne Robertson a londyńskim muzykiem Deanem Bluntem. Ich kooperacja na tym albumie osiąga nowy wymiar intymności – to nie tylko wspólne nagrywanie, ale prawdziwe zespolenie dwóch pokrewnych duszy artystycznych

Utwory na tym krążku są świadomie skonstruowane tak, by sprawiać wrażenie niedokończonych, co stanowi wyraz artystycznej szczerości i odrzucenia konwencji perfekcyjnie wykończonego brzmienia. Ta celowa niedoskonałość staje się nową formą doskonałości – bardziej ludzką i autentyczną. Nagłe urywanie się melodii, pozorne niedopowiedzenia i swobodna struktura kompozycji tworzą wrażenie, jakbyśmy podglądali proces twórczy w jego najczystszej formie.

Ta nacechowana artyzmem postawa nie jest oderwana od reszty działalności Robertson. Joanne, oprócz działalności muzycznej, rozwija również swoją pasję do malarstwa, co znajduje bezpośrednie odzwierciedlenie w jej twórczości dźwiękowej. Podchodzi do obu dziedzin w analogiczny sposób – traktując je jako przestrzeń do ekspresji i eksperymentu.


Blurrr

2025

Blurrr od Joanne Robertson to twórcza asceza i skupienie na esencji dźwięku. Album oferuje słuchaczowi ukojenie dla duszy i przestrzeń do kontemplacji. Jest to zdecydowanie muzyka, która wymaga czasu– nie jest przeznaczona do szybkiego odsłuchu, lecz do powolnego odkrywania wszystkiego warstwa po warstwie.

Krążek potwierdza pozycję Robertson jako artystki konsekwentnie realizującej własną wizję, niepodlegającą komercyjnym trendom. W świecie, w którym dominują produkcje przesycone bodźcami i hałasem, takie dzieło stanowi sporą przeciwwagę. Blurrr nie tylko zapada w pamięć, ale także uzmysławia, że piękno może się kryć w najmniejszych i najdelikatniejszych detalach.

Łucja Krzywoń

 

Nene Heroine – Bowie

Woda, ogień, powietrze i ziemia. Od siły czterech żywiołów wyszli członkowie zespołu Nene Heroine, tworząc swój najnowszy album 4. Swoim czwartym projektem trójmiejski kwartet przypomina, jak potężnym narzędziem ekspresji jest połączenie muzyki z wyrazistą warstwą wizualną. Ton nadał pierwszy singiel, Tokyo. Jego przepiękny teledysk, stworzony we współpracy z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim, został zainspirowany opowiadaniem Złoto i srebro japońskiego autora Junichiro Tanizakiego. Dźwięki przeplatają się w nim płynnie z fragmentami prozy, debatującymi nad ceną, którą artyści płacą za tworzenie sztuki.

4 to album z jednej strony dojmująco ciężki, a z drugiej promieniujący przepotężną siłą. Jej ujściem są głównie szalone solówki saksofonisty Petera Stanleya Chestera, Nasz Mocograj, Bowie, idealnie obrazuje połączenie tych przeciwstawnych biegunów. Delikatne, gitarowe intro zostaje brutalnie zburzone przez agresywny, hipnotyzujący główny temat na saksofonie. Kolejne cykle energii i melancholii występują naprzemiennie i stopniowo niwelują swoje różnice, zmierzając do wspólnego, dramatycznego finału.

Jeśli sami chcecie przekonać się o muzycznej potędze żywiołów, będzie na to doskonała okazja również poza anteną 91,6 FM. W ten piątek, 3 października, Nene Heroine wystąpią bowiem razem z zespołem Pink Freud we wrocławskim Centrum Koncertowym A2, w ramach trasy koncertowej Monsters Of Jazz.

Michał Lach

Kasoil, Ajzeja- Brak

Z Braku tego jednego słowa w języku polskim, który definiowałby paradoks pomiędzy pragnieniem bliskości a strachem przed utratą niezależności Kasoil stworzyła o tym cały utwór. I staje się on Mocograjem tego tygodnia w Radiu LUZ. 

Tętniący bit od Ajzeji z domieszką hip-hopu wprowadza nas w mroczny, niespokojny klimat jak nocny spacer przez opustoszałe miasto. To podróż w głąb chaosu, w którym łatwo się zgubić, ale dużo trudniej odnaleźć. Kasoil w melodyjnych wersach mierzy się z tym napięciem, opowiadając o głodzie emocji w świecie, który nieustannie karmi nas nadmiarem bodźców. A stabilna, bezpieczna relacja wprawia nas w stan zagrożenia.

Nawet okładka singla pokazuje nam artystkę w ruchu – w biegu, który wydaje się nie mieć końca. To symboliczna ucieczka, której stawką jest własna autonomia.

I choć to zarazem dopiero i już drugi singiel zapowiadający nadchodzące EP1, jestem pewna, że po jego przesłuchaniu nigdy nie powiem:

wolałam brak, lepszy był brak

Justyna Kalbarczyk

Artystka Tygodnia: Amaarae

Po premierze dwóch poprzednich albumów, pochodząca z Ghany raperka, piosenkarka i artystka wizualna Amaarae odwiedziła nocne sceny Miami, Los Angeles i São Paulo, gdzie zgłębiła chicagowski house i detroicki ghettotech, a także wniknęła głębiej w ghańskie regionalne mikrogatunki. Niezwiązany z żadnym miejscem, wydany w ubiegłym miesiącu Black Star tworzy własne suwerenne terytorium na parkiecie; nazwijmy je „CzechSlovakAtlanta”, jak zadeklarowała Bree Runway w samym środku laserowej kanonady w Starkilla. Ambicja Amaarae – przegląd diaspory afrykańskiej – współgra, a może nawet przewyższa tę, która stoi za Renaissance Beyoncé, choć ze znacznie mniej dydaktycznym podejściem. Zawarte w singlu Girlie-Pop!, łączącym jersey club i highlife, credo brzmi prosto:

switching genres till we make it pop!


Nasza selekcja:

SAD GIRLZ LUV MONEY Remix

2021

Golden Child

Przełomowym momentem w karierze Amaarae był wydany w 2020 roku album THE ANGEL YOU DON’T KNOW. Jego częścią był utwór SAD GIRLZ LUV MONEY, który za sprawą późniejszego remixu z Kali Uchis odtworzono kilkaset milionów razy na serwisach streamingowych. Wtedy szersze grono odbiorców po raz pierwszy usłyszało charakterystyczny dla artystki nastrojowy mix R&B i afrobeatsów. Prawdziwy manifest wielkości Ghanki miał jednak dopiero nadejść.


Fountain Baby

2023

Golden Child Entertainment

Fountain Baby to dzieło, które w 2023 roku znalazło się w większości końcoworocznych podsumowań najlepszych albumów poprzednich dwunastu miesięcy (w tym i naszym) . Amaarae skupiła się na dopracowaniu formuły z THE ANGEL YOU DON’T KNOW, tworząc płytę, która łączy w sobie spójność stylistyczną i dopracowanie każdego detalu z niezwykłą chwytliwością kompozycji.

Artystka płynnie balansuje pomiędzy atmosferycznym, chłodnym R&B, a ciepłymi dźwiękami gatunku afrobeats. Wystarczy jeden odsłuch, by utwory takie jak Big Steppa, Co-Star, czy Reckless & Sweet na dłużej zagościły w głowie, niekoniecznie chcąc ją potem tak łatwo opuścić. W trakcie tworzenia Amaarae nie bała się również eksperymentować. Przykładem jest chociażby Sex, Money, Violence, gdzie po delikatnym początku rozkręca szaloną, punkową jazdę.

Ogromną siłą Fountain Baby jest też sposób, w jaki artystka wykorzystuje swój wysoki, bardzo charakterystyczny wokal. W otoczeniu morza syntezatorów często odbiera się go bardziej jako kolejny, perfekcyjnie spleciony z muzyką efekt dźwiękowy. Co istotne, same teksty również mają niebagatelne znaczenie. Większość z nich zawiera bowiem mniej, lub bardziej dosadne deklaracje przynależności Amaarae do grona osób LGBT+. Relacje nieheteroseksualne są zaś w Ghanie nielegalne. W ten sposób drugi studyjny album Amy Serwah Genfi okazuje się przede wszystkim płytą seksualnego wyzwolenia i stanowczym głosem kobiety, która używa swojego ciała jak, kiedy i z kim chce.


Black Star

2025

Golden Child Entertainment

Black Star to niewątpliwie nowy rozdział w twórczości Amaarae. Po znakomicie przyjętym Fountain Baby przyszedł czas na zmianę formuły. Choć na najnowszym albumie Ghanki można trafić na utwory równie gładkie, co na długogrającym poprzedniku, to większość kompozycji jest zdecydowanie bardziej agresywna i klubowo zorientowana. By iść artystycznie do przodu, artystka zdecydowała się spojrzeć wstecz, mocno inspirując się wywodzącym się z rodzimego kraju gatunkiem, zwanym highlife.

Efekty słychać już od pierwszych sekund otwierającego album utworu Stuck Up. Tam, gdzie Fountain Baby stawiało na płynne, kołyszące dźwięki, Black Star atakuje całą gamą świdrujących, przytłaczających zmysły bangerów. Przykładami są chociażby rewelacyjny singiel S.M.O , czy agresywne Starkilla.

To płyta, nie tylko metaforycznie, narkotyczna. Ciągłe wzmianki o kolejnych substancjach odurzających podkręcają nastrój nieustannego, niezaspokojonego pożądania, tym bardziej podniecającego, że zupełnie nierzeczywistego. Groteskowość i zagubienie w tych odczuciach perfekcyjnie oddaje refren utworu She Is My Drug, “coverujący” legendarne Believe Cher.

Do you believe in love off the drugs?
I can feel the rush and I lean into you
I really don’t think you’re strong enough, oh

Amaarae najsilniej pokazuje nową twarz w otoczeniu artystów, kojarzonych z gatunkami dotychczas jej obcymi. Świetnym przykładem jest klubowo-cukierkowe Kiss Me Thru The Phone Pt.2 z Pink Panthress, płynnie integrujące ich pozornie przeciwstawne sposoby artystycznej ekspresji.

Prawdziwą perełka aranżacyjną jest utwór Dream Scenario. W pierwszej części zaskakiwani jesteśmy całą gamą organicznych i komputerowych dźwięków. Harmonijka, harfa, luksusowe skrzypce i cała gama syntezatorów wspierają mocno zmodulowany głos Amaarae w przejściu do drugiej, ascetycznej połowy kompozycji. Tutaj delikatne klawisze i śliczny chór pozwalają w pełni wybrzmieć popisowemu występowi Charliego Wilsona.

Black Star to album, który dosadnie pokazuje, że Amaarae ma szansę stać się jedną z największych gwiazd światowej muzyki pop. W swojej twórczości w znakomity sposób łączy dziedzictwo afrykańskiej muzyki rozrywkowej ze współczesnymi trendami, wykorzystując je do swobodnej ekspresji własnej seksualności i emocjonalności. Przy pomocy Naomi Campbell w utworze ms60, jasno deklaruje: I am the black star. Nie da się z nią nie zgodzić.

Michał Lach

 

Ana Frango Elétrico ft. Marcos Valle – Não Tem Nada Não

Muzyka brazylijska ponownie zatacza krąg, kontynuując dziedzictwo mistrzów minionej ery, zatopionej w ciepłym funku. Ana Frango Elétrico powracają prawie dwa lata po wydaniu fenomenalnej płyty Me Chama De Gato Que Eu Sou Sua z singlem Não Tem Nada Não. W prostym tłumaczeniu tytuł ten oznacza  „Nie posiadam niczego, nie”, lecz czy to prawda, kiedy u boku Any słyszymy postać równie legendarną i nietuzinkową, jaką jest Marcos Valle? Posłuchajcie i przekonajcie się sami!

Wróćmy na chwilę do roku 1973. Jest to czas należący przede wszystkim do brzmień gitarowych, odnoszących się do tradycji bossa novy, lecz w sposób subtelny i nowoczesny. Psychodeliczne nurty najbardziej słychać na albumach cechujących się wybornym wokalem. Za przykład niech posłużą ówczesne wydawnictwa Gal Costy, Cassiano czy Toma Zé. Są to artyści badający giętkość języka portugalskiego, wybornie przybliżając jego piękno i melodyjność. Wśród tego zacnego grona należy również wymienić Marcosa Valle człowieka renesansu i wiecznie młodego muzyka z Rio de Janeiro. Album Previsão do Tempo to pozycja obowiązkowa, jeżeli chcecie poczuć brazylijski polot i ciepło. Jest to muzyka równie surowa, co treściwa i piękna. Nie bez powodu producenci tak namiętnie korzystają z dźwięków właśnie tej płyty w celach samplowego recyklingu.

Podobnej rzeczy dopuściła się Ana Frango Elétrico, którzy w najnowszym singlu zapożyczają kompozycję z Previsão do Tempo. Na Não Tem Nada Não doświadczamy wyśmienitej sztuki coveru, idealnie balansującej między formą pierwotną, a autorskim zabarwieniem. Najważniejsza staje się końcówka, która zupełnie odbiega od oryginału, dając miejsce żywej energii. Rozgrzany groove reinterpretuje kultowy utwór Gypsy Woman (La Da Dee) i na długo zostanie wam w pamięci. Swoją wokalną cegiełkę dołożył również sam autor kompozycji, czyli Marcos Valle, lecz skrzętnie kamufluje się on w gąszczu ciepłych głosów wspierających Anę. Niektórym szczęśliwcom było dane usłyszeć ten utwór na żywo nieco wcześniej, ponieważ Não Tem Nada Não było częścią koncertowej setlisty, jaką Ana prezentowali, tourując ze swoim ostatnim albumem.

Não Tem Nada Não to kwintesencja ducha brazylijskiego dziedzictwa. Współpraca Marcosa Valle i Any Frango Elétrico to nie jedyny przypadek, kiedy muzyczna młodzież wspierana jest przez starsze pokolenie. Arthur Verocai, po latach nieobecności w branży muzycznej, mentorował BadBadNotGood w komponowaniu albumu Talk Memory. Ten wkład pomógł zaprezentować jego muzyce młodszemu gronu odbiorców. Oby tak samo było w przypadku Marcosa Valle, bo ilość brzmień i kolorów w dyskografii tego człowieka to studnia bez dna. Co niesamowite, pomimo 83 lat na karku, Marcos dalej koncertuje i jak widać tworzy równie piękne dźwięki, co przed laty.

Jędrzej Śmiałowski

 

Frost Children – Bound2U

frost children sister

Renesans takich gatunków, takch jak dubstep czy EDM trwa w najlepsze. Jakiś czas temu mieliśmy przyjemność wyróżnić Skrillexa jako jeden z naszych Mocograjów. Dzisiaj robimy to z Frost Children.

Nowojorski duet, złożony z rodzeństwa Angel i Lulu, powraca z ultra głośnym, trzecim albumem SISTER. Twórcy określają go jako płyta, którą zawsze chcieli nagrać i muzykę, której sami chcieliby słuchać. Nic dziwnego – SISTER to doskonale przemyślany, dojrzały i różnorodny materiał, nierzadko wykraczający poza swoje macierzyste rejony. A jak doskonale sprawdza się na koncertach! Miałem okazję widzieć występ tego duetu podczas ostatniej edycji OFF Festivalu w Katowicach i był to jeden z absolutnych highlightów całego weekendu.

Pośród takich bangerów, jak singlowe Falling czy adekwatne do swojego tytułu ELECTRIC, znalazło się także nieco zaskakujące Bound2U. Zaskakujące z uwagi na spokojną, organiczną perkusję, zestawioną z dropem wypełnionym ostrymi jak brzytwa syntezatorami. Cicha woda brzegi rwie? W przypadku Frost Children trudno mówić o jakiejkolwiek ciszy. Oni po prostu rwą te brzegi. Najgłośniej, jak tylko się da.

Jeśli kogoś ominął sierpniowy gig, już w grudniu będzie miał możliwość to nadrobić. Zespół odwiedzi warszawską Hydrozagadkę w ramach trasy promującej nowy krążek. Są takie koncerty, które chciałoby się przeżyć drugi raz – Frost Children bez dwóch zdań do takich należą.

Antek Winiarski

SISTER by Frost Children

Audioriver – relacja

Audioriver od 2 lat stacjonuje w Łodzi na przepastnych błoniach. Tak duża przestrzeń jest konieczna, gdyż spokojnie można rzec, że jest to największy festiwal muzyki elektronicznej w Polsce, a nawet w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Ostatnimi laty twórcy wyciągają jednak rękę (a może raczej ucho) w kierunku innych gatunków i różnorodnych artystów. Przedstawimy Wam naszych faworytów tegorocznej, 19. edycji. Uwierzcie było w czym wybierać. W tym roku teren festiwalu tworzyło bowiem 6 głównych i 5 pomniejszych scen. Przyjrzyjcie się mu razem z nami!

Sceny Kosmos i Park

Na ogromną pochwałę zasługują sceny w parkowe, dostarczające rozmaitych doznań muzycznych. Ich wszechstronność najlepiej dało się poznać w ostatni dzień imprezy, gdy wszystkie trzy serwowały techno, DNB i house. Dzięki bogactwu wyboru zatrzymaliśmy się na każdej z nich.

Jedna ze scen, Kosmos, skupiała swoją uwagę na drum ‘n bass oraz techno. To właśnie tam świetny popis, wraz z hypemanem, dała brazylijska ikona sambassu, czyli dj Marky. W tym samym miejscu rozgrzewali nas też między innymi świetna polska DJka, obecnie na stałe mieszkająca w Londynie – dogheadsurigeri, czy duo z Rudy Śląskiej – Penera. Ci drudzy swoje taneczne, pełne energetyzujących dźwięków sety wzbogacali dodatkowo o wstawki z klasyków polskiego Internetu. Na scenie Kosmos można było usłyszeć także berlińskie, sprężynowe granie od MCR-T’ego. Przy jego występie należało mieć nastawione uszy – oprócz szybkiej muzy, oferował nawijkę na żywo oraz mnóstwo humoru. Nie można również nie wspomnieć o jego zaskakujących asach z rękawa! Jednym z nich było zapodanie publice słynnego kawałka Scatmana Johna – Scatman’s World.

Z przyjemnością wspominamy również Scenę Park. Była ona głównie skupiona na housie oraz techno. W piątkowy wieczór z dumą otworzył ją MIHVU, budując nieziemską atmosferę, która parowała tam dalej podczas dusznych, festiwalowych wieczorów. Nieprzypadkowo mówimy zresztą o duchocie… Można pomyśleć, że chodzi o warunki atmosferyczne, spowodowane przez niegroźne deszcze, jednak to nie mżawka była głównym sprawcą pogodowego zamieszania! Duszne Granie, bo to ich chcemy wyróżnić, rozgrzali parkiet uśmiechem i ciepłem, które biło od nich samych, jak i od ich czarującej selekcji muzycznej. Hubert Grupa Łukasz Kowalka już na scenie zarażali radością, a w ich występie było słychać wachlarz bezcennych wartości, o których możecie posłuchać poniżej:

Sceny namiotowe

Na jednej ze scen namiotowych, Circus, wyczekiwaliśmy koncertu Mall Graba, który był dla każdego z nas ważnym elementem w lineupie. Australijczyk nie zawiódł, wręcz przeciwnie – rozkochał nas w sobie jeszcze bardziej. Zagrał sporo numerów z płyty What I Breathe, i pokazał zupełnie inne spojrzenie na to wydanie – dużo bardziej intymne, czym sprawił, że ze wzruszeniem będziemy wracać do kolejnych odsłuchów tego albumu. 

Nowością był dla nas artysta, którego występ rozpoczął się kilka godzin później – Funk Tribe. Znaliśmy jego kompozycje, jednak nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Kolumbijski DJ grał szybko i gdy wydawało nam się, że szybciej już się nie da, to jeszcze dodawał do pieca Euforycznie przyjęliśmy jego brzmienie i z ogromną chęcią braliśmy udział w tym wyjątkowym spektaklu. Funk Tribe słynie z mieszania trance’u, techno oraz eurodance’u, przez co jego sety są pełne najróżniejszych emocji. Najczęściej jednak wywołują one nieograniczoną radość. Tym występem zakończyliśmy pierwszy dzień na Audioriverze. Już wtedy wiedzieliśmy, że gdy w sobotę wrócimy na teren festiwalu i znów zawitamy na scenę Circus, będziemy w wybitnie tanecznej formie.

Rzeczywiście tak się stało, bo mocnymi dźwiękami rozgrzała nas Sara Landry – jedna z najlepszych na świecie DJek hard techno. Następnie czekał na nas występ I Hate Models  gwiazdy, którą wszyscy chcieliśmy zobaczyć. Francuz rozpoczął granie o 4 nad ranem, jednak nie brakowało nam wytrwałości, aby zachwycać się jego popisami. Szybkie i ciężkie brzmienia techno przeplatały się z muzyką metalową. W trakcie jego seta usłyszeliśmy takie kawałki, jak Chop Suey! grupy System Of A Down oraz Can You Feel My Heart Bring Me The Horizon. Oba utwory nabrały elektronicznej odsłony, dzięki czemu brzmiały bardzo świeżo. W ten nieoczywisty sposób I Hate Models zakończył drugi dzień festiwalu, a także występy na scenie Circus.

Na drugim namiocie, Studio, najbardziej rozgrzał nas TVB w towarzystwie Guest Julki i Jakuba Bryndala. Artyści po raz pierwszy wystąpili w takim składzie i obiecali, że to nie koniec ich wspólnych poczynań. Więcej od nich możecie usłyszeć tutaj:

Scena główna

Główna scena, mieszcząca pod sobą tysiące ludzi i zaskakująca rozmachem, serwowała występy największych artystów, takich jak Tiesto. W nocnym szaleństwie nie przeszkodził nawet deszcz i chłodniejsza temperatura podczas pierwszego dnia festiwalu. Zresztą jak można przejmować się warunkami atmosferycznymi, gdy na scenie gra prawdziwa legenda muzyki elektronicznej? Choć wiedzieliśmy, czego się spodziewać, w żadnym wypadku nie zepsuło nam to zabawy. Z niecierpliwością i dziecięcą radością wyczekiwaliśmy na każdy kolejny ruch DJa.

Występ Tiesto poprzedziła Charlotte de Witte, która roztańczyła nas swoją wspaniałą energią. DJka pokazała, że nawet tak surowe i ciężkie gatunki, jak hard techno, gdzieś w środku są czułe i serdeczne.

Wykonawcą, który zmiótł naszą całą ekipę z powierzchni ziemi, był Gesaffelstein. Wystąpił w znanym sobie, mocnym stylu, z konsoletami, wyrastającymi niczym stalagmity po obu jego stronach. Twarz skrył zaś za stalową maską ze światłami w miejscu oczu. Atmosferę budowała też pogoda na niebie błyszczała pełnia księżyca, skryta za lekkimi chmurami. Przeżycie było niemal kosmiczne. Francuz pokazał, że w jego wykonaniu nawet najbardziej wykręcone i nieziemskie techno staje się eleganckie i niezwykle kunsztowne.

Na głównej scenie pojawiali się również artyści z innych stron dźwiękowych. Byli to, między innymi, romantyczne duo Jeszcze, grające wspaniale intymne, synthove kompozycje, czy (co było dla nas dużym zaskoczeniem) znany nam na wrocławskim polu Zdechły Osa.

Podsumowanie

Audioriver to głównie całonocne zabawy, ale organizatorzy wyciągają również rękę do rannych ptaszków, oferując różne panele dyskusyjne, wcześniejsze koncerty i widowiska. Nawet nasza czteroosobowa reprezentacja radiowa miała ogromne problemy z ogarnięciem ogromu atrakcji festiwalowych!

Łódzkie wydarzenie przyciąga do siebie masy zajaranych muzą i sztuką ludzi. Ściągnął i nas, a jesteśmy pewni, że podobnie może być z Wami! Lineup oferuje szeroki przekrój artystów i każdy znajdzie tam miejsce dla siebie. To festiwal, który na pewno warto odwiedzić co najmniej raz podczas swoich eksploracji dźwiękowych doznań.

Tekst: Katarzyna Golec & Paulina Madej & Jakub Bergański
Fot. Kamil Kłak & Ania Rawa
Red. Michał Lach

 

Kasia Lins – Śmierć w bikini

Powiedzmy to wprost Kasia Lins dokonała rzeczy naprawdę wielkiej. Są bowiem artyści, z których legendą ciężko się mierzyć w jakimkolwiek porównaniu. Myślę, że większość muzyków w tym kraju, gdyby dostało zadanie zinterpretowania któregoś z utworów Grzegorza Ciechowskiego, poległoby sromotnie. Za sukces można by już uznać wykonanie, które, choć pewnie traciłoby większość czaru oryginału, określilibyśmy jako słuchalne”. Lins ryzykuje jednak jeszcze bardziej. Określanie swojej nowej, republikowej” persony, mianem Obywatelki K.L. brzmi jak szaleńcza wręcz buta. Tylko, że efekt jej starań jest fantastyczny.

Gdy kilka tygodni temu usłyszałem pierwszy singiel z nowej płyty wokalistki, Zasypiasz sama, zdębiałem. Lins przepuściła zmysłowość tekstu Ciechowskiego przez mroczny filtr, znany z jej ostatniego albumu OMEN. W efekcie powstało dzieło z jednej strony delikatne i oniryczne, a z drugiej mroczne i nieprzystępne. Śmierć w bikini, jeden z naszych tegotygodniowych Mocograjów, podbija jeszcze bardziej tę horrorową stylistykę. Choć współczesna wersja nie jest może tak rozbudowana aranżacyjnie, jak oryginał Republiki, to w genialny sposób podkreśla bezwstydną, cielesną desperację błagań Obywatela G.C.

Trzymam ogromnie kciuki, by album Obywatelka K.L., który ukaże się na jesień, okazał się równie ogromnym sukcesem, jak dwa pierwsze single. Naprawdę rzadko zdarza się, by porwanie się na autorski materiał tak monumentalnej persony, jak Grzegorz Ciechowski, przyniosło owoc w postaci dzieła, które stoi na własnych nogach jako równie wartościowy twór. Czapki z głów, Obywatelko.

Michał Lach

Ami Taf Ra ft. Brandon Coleman – My Friend

Jak cudownie móc czasem posłuchać utworu, który zapewnia zarówno totalne odprężenie, jak i głęboką radość obcowania z dopracowanym, pięknie zaaranżowanym i wykonanym dziełem. Takie uczucia towarzyszą mi przy odsłuchu naszego Mocograja My Friend.

Znakomita kompozycja to jedna z największych perełek, które można znaleźć na debiutanckim albumie pochodzącej z Maroka piosenkarki Ami Taf Ra  The Prophet And The Madman. Stworzony on został razem z wybitnym saksofonistą i kompozytorem, a prywatnie mężem artystki – Kamasim Washingtonem. Na My Friend gościnnie udziela się też inny częsty współpracownik Amerykanina, czyli pianista Brandon Coleman. Efektem jest bogaty duchowo i rytmicznie utwór, w którym piękny, głęboki głos wokalistki swobodnie płynie po funkowo zabarwionym podkładzie. Gorąco polecam, podobnie jak cały album The Prophet And The Madman.

Michał Lach