Archiwum

LCD Soundsystem – x-ray eyes

Pasjonująca premiera, która swoim brzmieniem hipnotyzuje i zaprasza do tańca. Mowa oczywiście o najnowszym wydaniu LCD Soundsystem x-ray eyes, a więc o kawałku subtelnym, ale i dzikim jednocześnie. Utwór jest swego rodzaju zapowiedzią tego, co LCD Soundsystem szykuje na najbliższą przyszłość. Na razie to tylko przedsmak tego, jakich dźwięków będziemy mogli spodziewać się na nadchodzącym albumie. 

X-ray eyes, choć brzmieniowo nawiązuje do pierwszego albumu LCD Soundsystem, to obfituje w zdecydowanie bardziej nastrojowy i zmysłowy klimat. Równocześnie jednak po falach dźwiękowych płynie pewna dychotomia, za którą odpowiedzialne są chłodne, lodowate wręcz, sample fletu. Jednakże, aby całość utworu była zupełnie kompletna, należy również wspomnieć o głosie Jamesa Murphy’ego: niemalże pozbawiony emocji, kontrastuje z przeszywającym na wylot tekstem. Tym samym – perfekcyjnie uzupełnia kompozycję.

Paulina Madej

Xeno & Oaklander – Magic of the Manifold

Nie jestem pewna czy czuję się jak w wampirzym klubie nocnym, czy może jak na stacji kosmicznej rodem ze starego filmu sci-fi. Pewne jest jednak, że Xeno & Oaklander nie wychodzą z formy.

Kultowy duet spod szyldu Dais Records, po 3 latach przerwy, powraca z nowym materiałem zapowiadającym album Via Negativa (in the doorway light). Wnioskując po wydanym singlu, możemy liczyć na mocne synth-popowe uderzenie. Magic of the Manifold jest działającym na wyobraźnię, muzycznym przedstawieniem fikcyjnej jaskini Merkurego, pełnej dymu i iskier. Hipnotyzujący głos Liz Wendelbo i urzekająca synthowa harmonia stawiają nas twarzą w twarz z mitycznym obrazem.

W oczekiwaniu na wydanie nowego albumu, zanurzmy się w retrofuturystycznym brzmieniu Magic of the Manifold, które usłyszymy jako mocograj na antenie Radia LUZ.

Maja Dachtera

Addison Rae – Aquamarine

Żyjemy w czasach, w których muzykę może tworzyć właściwie każdy. A na pewno wypuszczać w świat to, co zmontowali głównie mniej, lub bardziej utalentowani producenci, podpisując się jednak swoim nazwiskiem pod owym dziełem. Szerokie grono wszelakich influencerów i youtuberów od lat zalewa  w taki sposób swych w większości młodych widzów wątpliwej jakości piosenkami. To samo można było powiedzieć jeszcze kilka lat temu o Addison Rae. Od tego momentu jednak wiele się zmieniło.

Metka tiktokerki na pewno nie opuściła jeszcze do końca Amerykanki. Ciężko zresztą by było inaczej, skoro uzbierała na tej platformie do tej pory prawie 90 milionów obserwujących. Ten rok jest jednak przełomowy dla jej pozycji w świecie popkultury. Zaproszenie na remix Von dutch od jej nieformalnej mentorki, Charli xcx. Następnie świetnie przyjęty singiel Diet Pepsi. Te utwory zaczęły coraz wyraźniej pokazywać, że Rae ma szansę na bycie kimś więcej, niż maszynką do nabijania followersów.

Aquamarine to kolejny krok w dobrą stronę. Powtarzane w refrenach:

I’m not hiding anymore,
I won’t hide
I’m free

to jasna deklaracja, że kierunek, który obiera obecnie Addison jest dla niej autentyczny. Jeśli kolejne odsłony tej przemiany będą równie atrakcyjne, co nasz atmosferyczny i przebojowy mocograj to czeka na nas dużo jakościowego i bardzo sprawnie wyprodukowanego, nowoczesnego popu. Trzymam kciuki.

Michał Lach

Tyler, The Creator – Noid

Tyler, The Creator i jego Noid to jedna z najbardziej rozgrzewających premier tej jesieni. Artysta, jeszcze przed wydaniem singla, zapowiedział płytę: Chromakopia, której premiera nastąpi… już dzisiaj, bo 28 października. A skoro czeka nas nowy krążek, to także i nowa era od Tylera. Słuchając Noid i oglądając teledysk do tego utworu, można wnioskować, że będzie to coś mrocznego.

Wszak Noid, pod względem wizualnym, to produkcja utrzymana w czarno-białej kolorystyce. Wideo charakteryzuje się, notabene, paranoicznym klimatem, co współgra z tekstem piosenki. Tyler, grający główną rolę, ukrywa się pod maską. Początkowo stara się wtopić w tłum, gdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest anonimowy, próbuje się ukryć, a finalnie – ucieka. 

Muzycznie Noid łączy w sobie wiele gatunków i oprócz hip-hopu słychać w nim psychodelę i soul-rocka. Jednak na tym kompozycyjna zabawa się nie kończy. Tyler, The Creator sampluje tu kawałek zambijskiego zespołu Ngozi Family pod tytułem Nizakupanga Ngozi. Jednakże, aby tego było mało, całość dopełnia gitarowy riff łudząco podobny do tych z wczesnych czasów Black Sabbath. Teza ta nawet ma pokrycie, bo przecież Noid to nic innego, jak skrót od Paranoid, więc skojarzenie z jednym z największych hitów Black Sabbath może być jak najbardziej słuszne.

Paulina Madej

Patrick The Pan – Wszyscy znamy kogoś, o kim jest ta piosenka

W minionym tygodniu, a konkretnie 14 października, w dniu swoich 36 urodzin Patrick The Pan wydał swój piąty album o nazwie To nie najlepszy czas dla wrażliwych ludzi. Szczególna data i równie okazjonalna płyta, bo w zupełności stworzona i wydana przez samego Patricka. To bardzo ważny, choć traktujący raczej o rzeczach zwyczajnych, krążek. Jednak czy jest coś złego w celebracji codzienności? Bynajmniej! Słodko-gorzka rytualność powolnych dni nadaje temu wydaniu uroku. Buduje niepowtarzalną więź ze słuchaczem właśnie poprzez swoją pozorną prostotę. Pozorną, bo przecież o sprawach doczesnych też trzeba umieć tworzyć. Piotr Madej potrafi to robić i w każdą z tych “zwykłych” piosenek wkłada coś charakternego, ot tytuł choćby. Wszak każdy z utworów został opatrzony długim, ale potrzebnym tytułem. 

My w Akademickim Radio LUZ mieliśmy już przyjemność przyjrzeć się jednemu z singli, który promował tę płytę – Po świetle (wiem, że znów jest 4:00), a wraz z premierą całości krążka, do grona mocograjów dołącza kolejny utwór: Wszyscy znamy kogoś, o kim jest ta piosenka

Wszyscy znamy kogoś, o kim jest ta piosenka: kogoś, a więc kogo? Chyba mało zaskakującym będzie, jeśli napiszę, że to o osobie wrażliwej… Wrażliwej, ale jednocześnie zmęczonej i trochę zagubionej, chcącej kroczyć swoim tempem przez życie, jednak równolegle próbującej się wpasować we wszechobecny pęd. To zdecydowanie o kimś, kto przeżył już kilka dekad i ma na siebie jakiś pomysł, ale ciągle się czegoś boi. Zwłaszcza zjada go strach przed tym słynnym co ludzie powiedzą? I w ten sposób, wciąż jeszcze przestraszony, tak sobie ten ktoś żyje: byle do piątku… 

Myślę, że ten utwór można traktować jako swego rodzaju realizację tego, czym nie warto się przejmować. Samoświadomość własnych słabości i tląca się iskierka buntu we własnym sercu. To nadzieja na zmianę podobną do tej przy wigilijnym stole, gdy w trakcie wieczerzy grający w tle telewizor próbuje wybudzić uśpione marzenia ze snu.

Paulina Madej

Seweryn – knajpa na my

Chyba nie będzie to zaskoczeniem, że Radio LUZ nie przeszło obojętnie obok premiery najnowszej płyty Seweryna Melodie 2. Nie da się ukryć (i nawet byśmy nie chcieli tego chować) – my naprawdę lubimy i Seweryna, i jego świetną muzę. 

Melodie 2 to album, który tak naprawdę w ogóle miał nie być długogrającym krążkiem. Początkowo – EPką, później zaś płytą dwa i pół, a finalnie dostaliśmy całość. I całe szczęście! Wszystkie dotychczasowe single, a było ich pięć, tylko rozbudzały wyobraźnie i nadzieję na to, że Seweryn zaprezentuje coś pełnego. Tak też się stało (przymelodiował) i od 18 października wszyscy możemy się zachwycać Melodiami 2

To kolejne historie o życiu doświadczanym przez młodego chłopaka, o jego wrażliwości i ideałach, które z różnym skutkiem spotykają się z rzeczywistością. To bardzo intymne i duchowe wyznania okraszone subtelnymi dźwiękami, o których sam Seweryn wypowiada się tak: 

Oto więc są one

Melodie o stracie

Melodie o samotności

Melodie o nałogach

na koniec dnia myślę, że

Melodie o optymizmie.

To są właśnie Melodie 2.

A knajpa na my to jedna z tych historii, w których następuje weryfikacja uczuciowości. Nie realizuje się ona wyłącznie w konflikcie, ale także i w stopniowym wpadaniu w wir używek. Knajpa na my to pewne wspomnienie o walce z trudami, emocjonalna spowiedź i wrażliwy żal. To stawiane sobie samemu pytanie: czy było warto kłócić się nad dań kartą w tej knajpie na my? 

Paulina Madej

black midi

Chaos niekontrolowany.

Muzykę zespołu black midi ciężko jest zaszufladkować. Ich przebojowy styl bycia w połączeniu z nieustępliwym zacięciem do zaglądania tam, gdzie inni bali się zaglądać stworzył jeden z najbardziej ambitnych i unikatowych projektów ostatnich lat. Z okazji solowego debiutu Geordiego Greepa, ex-frontmana zespołu, brytyjska awangarda zaznacza swoją obecność w cyklu Artysty Tygodnia Akademickiego Radia Luz!

 


Schlagenheim

2019

Rough Trade

Debiutancki krążek black midi zaatakował odbiorców znienacka latem 2019 roku i od samego początku rozkochał w sobie krytyków. Zespół zabiera nas do obskurnego, postmodernistycznego klubu na 40-minutowy noisowo-progresywny koncert, na którym nie za bardzo wiemy, co się dzieje. Pospolita jest tu zabawa odbiorcą. Ciągłe obroty i stylistyczne piruety odkrywają rzeczywistości. Począwszy od środka spoconego moshpitu, poprzez otwarte przestrzenie świeżego powietrza, aż po krainy dziwne i niezrozumiałe dla ludzkiego rozumu.

Na albumie czuć nieokrzesaną energię wczesnych płyt szwedzkiego REFUSED, a nawet abstrakcję w stylu legendarnego Franka Zappy. Schlagenheim to krzyk pokolenia młodych artystów mający dosyć wtórnego zamykania się w jednym gatunku. Artystów ciekawych i pewnych swojego, pokazujących, że da się inaczej i że muzyka ma jeszcze bardzo dużo do zaoferowania. Krążek w niektórych kręgach uważany za klasyk nowej fali eksperymentalnego grania prosto z Wielkiej Brytanii. Z małej podziemnej kapeli grających po obskurnych klubach, zespół trafił na festiwale, a nawet do telewizji BBC, grając na Mercury Price w 2019 roku. Dzięki Schlagenheim, black midi bez precedensu zajęło miejsce na piedestale muzycznych talentów młodego pokolenia, lecz dla Londyńskiej grupy był to dopiero zalążek tego, co miało nadejść.


Black Midi Wallpapers - Wallpaper Cave


Cavalcade

2021

Rough Trade

Po świetnie przyjętym debiucie na barkach black midi leżało naprawdę bardzo duże zadanie. Na przekór swojej pierwotnej formie, grupa zrezygnowała z kontynuacji klubowo-hardcorowego grania i postawiła na psychodeliczne teatralny spektakl.

Od otwierającego krążek John L opowiadającym o władzy, przez którą ślepo zapatrzony bohater traci wszystko w rytmie uzależniającej kakofonii, która na początku szokuje słuchacza, lecz go nie odstrasza, a bardziej intryguje oraz wciąga. Po imponująco zagrane Slow, które jest wyrzynam opanowania instrumentacji do perfekcji przez zespół niedłubiący się i zachowujący spójność. Utworem, który najpiękniej oddaje, teatralny klimat krążka jest Ascending Forth. Niesamowita przepiękna 10-minutowa CODA wypełniona jest narastającymi emocjami i czystą epiką. Dzieło przepiękne, które idealnie domyka drugi długogrający projekt black midi. Cavalcade miesza style i o ile debiut był noisowo punkowym statmentem, drugi krążek zespołu zdecydowanie bardziej przypomina długie soniczne pejzaże, rodem ze sztandarowych utworów King Crimson.

Drugi krążek zespołu to psychodeliczny rollercoaster, który jeszcze bardziej pokazał, na co stać nieziemsko utalentowanych chłopaków z Londynu.


black midi Announce New Album Cavalcade, Share Video for New Song: Watch | Pitchfork


Hellfire

2022

Rough Trade

Hellfire, czyli trzeci projekt black midi to punkt kulminacyjny dla działalności całego zespołu. Choć Londyńskie trio wypłynęło na szerokie wody już rok wcześniej przy premierze fenomenalnego Cavalcade, to właśnie na Hellfire trio młodziaków z Londynu certyfikuje swój status jednego z najbardziej kreatywnych zespołów aktualnego millenium.

Awangardowe kompozycje Hellfire to groteskowy pojedynek słuchacza z zespołem, gdzie serie precyzyjnych ciosów wymierzane są za pomocą uderzeń werbla. Tylko momentami mamy chwilę na wzięcie oddechu i podniesienie z powrotem gardy, która błyskawicznie przełamywana jest z nokautującą siłą. Jazz, rock, punk, a nawet country – zaszufladkowanie trzeciego projektu black midi to zadanie wręcz niemożliwe z uwagi na sztandarową niekonwencjonalność, która na Hellfire błyszczy jak nigdy dotąd.  

Nie można zapomnieć również o baśniowym story-tellingu w wykonaniu brytyjskich muzyków. Chcecie posłuchać o meczu bokserskim z 31 lutego 2163 roku, w którym dwóch 300-kilowych mężczyzn krzyżuje rękawice? A może wolicie przygodę dwóch przyjaciół, której akcja rozgrywa się w losowej kopalni? Wszystko to i nie tylko znajdziecie na Hellfire, gdzie sen i jawa miksują się w nową rzeczywistość kuriozalnej fikcji i surowych zasad.  

Wielka szkoda, że tegoroczne ogłoszenie o rozpadzie black midi uczyniła z Hellfire czarnego łabędzia w dyskografii zespołu. Z drugiej strony, sam Geordie Greep wspominał, że w muzyce jak ognia unika powtarzalności, co wiąże się z zespołowymi podziałami. Czy trio londyńskich artystów byłoby w stanie przeskoczyć poprzeczkę, jaką zawiesili sobie na Hellfire? Tego się już, niestety, w najbliższym czasie nie dowiemy. Pozostawione przez Greepa, Pictona oraz Simpsona dziedzictwo daje nam jednak wystarczającą ilość materiału do studiowania i inspiracji na najbliższe lata muzycznych odkrywek. 


bmbmbm


The New Sound

2024

Rough Trade

Wydany na początku października debiutancki album Geordiego Greepa to kolejne ogniwo w łańcuchu ewolucji brzmień świeżo emerytowanego black midi. Choć news o rozpadzie zespołu mógł być dla wielu szokiem, Greep niejednokrotnie wspominał, że zachowanie unikatowości często wiąże się z podejmowaniem brutalnych w skutkach decyzji.

I ​loved ​being ​in ​Black Midi, but these ​are ​songs ​that ​lend ​themselves ​to ​playing ​with ​different ​people. ​Also, ​I ​wanted ​to ​start ​doing ​something ​which ​was ​more ​under ​my ​own ​name ​and ​try ​something ​more ​versatile. ​I ​knew ​I ​wanted ​to do it ​eventually.

The New Sound to okraszony nowym szyldem stary dryg do eksperymentowania z gatunkowymi fuzjami. Jest to potężna dawka sonicznej ekstazy, w której swoista teatralność wokalu przeplata się z latynoamerykańskimi rytmami, momentami czerpiąc również z bardzo nietuzinkowych źródeł. Przykładem obrazującym niecodzienność muzycznych wpływów na debiutancki krążek Greepa jest sztandarowy utwór Holy, Holy, gdzie bez wątpienia czuć up-beatowy koloryt japońskiego rocka lat 80. Słysząc marzycielskie pociągnięcia strun gitary, na myśl od razu przychodzą legendarny Masayoshi Takanaka czy genialny zespół Casiopea. Zresztą, Japonia od zawsze towarzyszyła Greepowi, o czym sam artysta szerzej wypowiada się w rozmowie z Junnosuke Amaiem dla magazynu Tokion. 

Nie można również zapomnieć o warstwie lirycznej, której bazą stały się losowe historie barowych tubylców, jakich Geordie miał okazję spotkać podczas tourowania po świecie z black midi. Cudowną analizę tekstową przeprowadził Profesor Skye z kanału Professor’s Skye Record Review, w której to dowiadujemy się więcej o obszernym kontekście kulturowym całego materiału na The New Sound. Link dla ciekawskich zostawiam tutaj! 

Przeglądając rankingi topowych wydawnictw 2024 roku, nie sposób nie zaważyć powtarzalności pod względem wysokiego uplasowania solowego debiutu Greepa. W końcu ile albumów otrzymuje od Pitchforka tak błyskawiczną 10? Zapewnić was mogę, że niewiele, bo do roku 2021 było ich zaledwie 11. Podsumowując – The New Sound to must-listen dla ludzi, którzy po prostu kochają odkrywczą muzykę, która wykracza poza uznane przez większość szablony. 

Jędrzej Śmiałowski & Jakub Bergański

Maruja – Break The Tension

Jesienna procesja wyrwana prosto z horroru – tak, najbardziej namacalnie, można opisać utwór zespołu Maruja pod tytułem Break The Tension. To prawdziwe październikowe dziecko: mroczne, ciężkie i jednocześnie fascynujące, bo dogłębnie przeszywające ludzki umysł. Jednocześnie sięga nawet głębiej, bo w duszę i do jej największych pragnień, a także do ciemności, która może owiać psychikę jednostki. 

Równolegle, z każdym kolejnym słowem padającym w utworze, trwa kosmiczna podróż dźwiękowa. Nie jest to przyjemny spacer. To wejście do tunelu przypominającego czarną dziurę. Klimat przyprawiający o dreszcze i niepokój, za który zwłaszcza odpowiedzialne są instrumenty dęte. Nadają one niepowtarzalne brzmienie tej post-punkowej kompozycji, łączącej w sobie także elementy harsh noiseu i jazzu. 

Break The Tension to utwór pełen kontrastów. Tworzy doskonałą parę z elegancji i zepsucia oraz buduje związek procesji z piekłem. To wzorowy przykład tego, że przeciwieństwa się przyciągają.

Paulina Madej

Leon Vynehall – SHELLAC

W świecie produkcyjnej digitalizacji, ciężko nie docenić artystycznych tradycjonalistów. Właśnie takim tradycjonalistą jest Leon Vynehall, który niespodziewanie podzielił się z słuchaczami najnowszym singlem. Rozpłyńcie się w klubowych brzmieniach dla introwertycznych dusz na 91 i 6 FM. 

Na rok 2024 przypada 10. Rocznica wydania pionierskiego debiutu Music For The Uninvited, dzięki któremu Vynehall stał się zarazem intrygującą, jak i tajemniczą postacią brytyjskiej sceny elektronicznej. Album skupiał w sobie dwie skrajności – filigranową uczuciowość zawartą w minimalistycznych kompozycjach oraz klubową intensywność house’owej dynamiki. Dalsze produkcje, z jakimi słuchacz może spotkać się przekopując dyskografie Vynehalla w kolejności chronologicznej, skupiają się na jednej z tych właśnie cech. Kultowe Nothing Is Still otwarcie flirtuje z elektroniczną subtelnością, pozostawiając otwartą dla słuchacza przestrzeń. Z kolei płytę Rare, Forever z 2021 można opisać jako eksperyment, w którym autor skupia się na nieprzewidywalności zawartych kompozycji, lecz spaja wszystko imprezową nachalnością.  

Cały dorobek artystyczny sprowadza nas do teraźniejszości i singla Shellac, który poniekąd otwiera nowe drzwi w karierze Leon’a Vynehall’a. Najnowsze wydania artysty to eksplozja energii, która okraszona jest nietuzinkowymi zabiegami produkcyjnymi. Shellac bawi się atencją, bierze z zaskoczenia i wymusza w słuchaczu wytężoną uwagę. Ciągłe poczucie niepokoju wywołane nienaturalną charakterystyką całej aranżacji nie odciąga odbiorcy od parkietu. Wręcz nakazuje wstanie z miejsca, jednocześnie nie wyzbywając się paranoicznego zabarwienia. 

Jako wielki fan produkcji Vynehall’a, mogę z niemałą ekscytacją patrzeć w najbliższą przyszłość. Myśl o potencjalnym albumie, który sonicznie szedłby w ślady utworów Duofade czy Shellac zdecydowanie pomaga mi w znoszeniu pogodowych zmian na gorsze. Oby wieczory rozpoczynające się po południu miały chociaż świeży soundtrack produkcji Leon’a Vynehall’a.  

Jędrzej Śmiałowski

Jamie xx – Waited All Night ft. Romy & Oliver Sim

Wejście do Bałtyku przy aktualnych warunkach pogodowych groziłoby hipotermią. W przeciwieństwie do polskiego wybrzeża, zanurzając się w falach najnowszego albumu Jamie’go xx’a jedyne co może grozić słuchaczowi to zakwasy po długich godzinach spędzonych na klubowym parkiecie. W cyklu Mocograjów Akademickiego Radia Luz w tym tygodniu wyróżniamy długo wyczekiwany powrót, który z pewnością nie zawiódł fanowskich oczekiwań. 

Kiedy w kwietniu bieżącego roku otrzymaliśmy pierwszy przedsmak albumu In Waves w postaci singla Baddy On The Floor, niewątpliwie usłyszeć można było stylistyczną zmianę kursu. Solowy debiut In Colour dał świadectwo produkcyjnej klasy James’a Smith’a, jednocześnie tworząc niepowtarzalny klimat emocjonalnej podróży podkreślonej przez przestrzenny kalejdoskop brzmień. Na In Waves z pewnością nie rozstaniemy się z markową subtelnością Jamie’go, jednakże w tym przypadku opakowana jest ona w zbiór dynamicznych kompozycji.  

Utwór Waited All Night to swoisty powrót do korzeni, za sprawą gościnnych występów Romy oraz Oliver’a Sim’a, z którymi Smith współtworzył trio The xx. Wielowarstwową produkcję przesiąka karkołomny bas, do którego kontrą stają się intymne wokale, pełne tęsknoty i cudownej barwy. Wszystko spina dynamiczna rytmika – złożona, nieprzewidywalna i ostra niczym brzytwa. 

Wieloletni fani brytyjskiej sceny elektronicznej rok 2024 mogą zaliczyć do udanych. W końcu projektami zaszczycili nas Floating Points, Four Tet czy Caribou. Wśród tej galerii sław nie może zabraknąć miejsca również i dla Jamie’go xx’a, który przynajmniej dla mnie, jak na ten moment zaprezentował się z najświeższej strony. 

Jędrzej Śmiałowski