Joy Orbison – em & aitch

Lubicie odgrzewane kotlety? Ja lubię, zwłaszcza te smaczne, a Joy Orbison to kucharz nad kucharze. Składanka archive 09-10 zbiera mniej znane, lecz wciąż fantastyczne numery z początkowego, a prywatnie chyba mojego ulubionego okresu działalności Petera O’Grady’ego, stałego gościa mocograjowej rubryki (czasem także innych), które na przestrzeni lat gdzieś tam były grane, ale nigdy nie zostały wydane w digitalu. W końcu jednak globalni deejays mogą je mieć na pendrive’ach w oficjalnej, a nie ripowanej formie. Jupi!

Jedna myśl po odsłuchu: tych produkcji słucha się tak dobrze, bo wszyscy tęsknimy do tak efektownie iskrzących, yet tak prostych kompozycji, jakie pamiętamy z debiutu Disclosure, kiedy to Jessie Ware nagrywała jeszcze całkiem ciekawe rzeczy, a Julio Bashmore wydawał hit za hitem w sekcji naprawdę minimalistycznej bassuwy. Z czasem jednak pamięć pokrywa miłe wspomnienia chropowatą patyną smutnawej nostalgii, z której przebijają najbardziej intensywne fragmenty. Dżoj ekstrahuje je do postaci przyjemnych singli (i parkietowych petard) – em & aitch dowodem.

Sebastian Rogalski