Nie jest to zbyt częste, żeby mocograjem tygodnia został utwór debiutanta, a już w ogóle rzadkością jest, że artysta zalicza debiut tak dobry jak Kajzer swoim Klepsydra EP.
Wybór jednego najlepszego tracku spośród — można by — siedmiu wspaniałych nie był łatwy. Zdecydowałem się wyróżnić utwór Zbyt Często chyba dlatego, że był to pierwszy utwór, jaki z tej EPki usłyszałem, a pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Dodatkowo wierzę, że nie z przypadku ten utwór otwiera całe EP i myślę, że jeżeli ktoś ma dopiero poznać Kajzera, to uczciwie byłoby go poznać tym utworem.
Szkoda, że ta klepsydra nie odmierza nieco więcej czasu. Na szczęście Klepsydra jak to klepsydra nie jest narzędziem na raz.
Zanim Awich została ogłoszona Królową Japońskiego Rapu, doznała od życia wielu ciosów. Ich echo wciąż daje się słyszeć między dźwiękami jej kolejnych płyt. Najnowszy krążek artystki zatytułowany United Queens, jest nie tylko kolejnym rozdziałem o życiu raperki. Jest to manifest, którego głównym przekazem jest to, że królowa nie musi być tylko jedna.
Sześć lat minęło od wznowienia przez Awich swojej kariery. Po powrocie do Japonii nie planowała już nagrywać. Stało się jednak inaczej i od tego czasu regularnie dostajemy od artystki kolejne wydawnictwa. W tym roku z rąk raperki otrzymaliśmy album United Queens.
Początki przygody Awich, albo raczej jeszcze wtedy Urasaki Akiko (jap. 浦崎 亜希子), z hip-hopem miały miejsce w latach 90. Wtedy dostała w swoje ręce album 2Paca o tytule All Eyez On Me. Akiko będąca w tym czasie jeszcze młodą nastolatką, zaczęła pisać własne teksty na podstawie swoich wierszy i kazała nazywać siebie raperką.
W 2007 r. światło dzienne ujrzał pierwszy album Awich, Asian Wish Child, którego tytuł swoją drogą jest rozwinięciem pseudonimu artystki. Debiutancki longplay stał się na bardzo długi czas jedynym punktem na dyskografii cudownego dziecka Azji. Dziewiętnastolatka po wydaniu albumu wyemigrowała do USA, gdzie zamieszkała w Atlancie.
W tym etapie jej życia nie było zbyt wiele muzyki. Awich poszła na studia i wyszła za mąż. Niestety epizod życia w Stanach Zjednoczonych nie zakończył się dobrze. Jej mąż najpierw trafił do więzienia, by potem po wyjściu na wolność, zostać śmiertelnie postrzelonym. Artystka została sama z urodzoną trzy dni po śmierci ojca córką. Wróciła na rodzinną wyspę – Okinawę, by rozpocząć kolejny etap życia, którym miała być… własna firma brandingowa.
Niespodziewanie, w roku 2017. Awich stała się pierwszą raperką w kolektywie Yentown, z którym zaczęła budować swoją karierę na nowo. Album 8 miał być powrotem Asian Wish Child. Jednak Akiko nie była już dzieckiem. Zostanie samotną matką i wdową w tak młodym wieku, nie jest czymś, co nie zostawia blizn na duszy i umyśle człowieka. To już nie była ta sama Awich. Nie była to też jeszcze osoba, którą potem nazwano królową. Na tym etapie swojej twórczości, próbowała szukać nowej siły, lecz jej nienajlepszy stan psychiczny uzewnętrzniał się w niektórych utworach. Na krążku 8 był to przykładowo utwór Detox.
Z każdym kolejnym utworem i płytą Awich zyskiwała więcej odwagi. Nie bała się już mówić nie tylko o traumatycznych przeżyciach, ale i o wszystkim, co jej się nie podobało. Przeistoczyła się. Stała się silną kobietą, która postanowiła stać się wzorem dla kobiet jej pokolenia. Nie domagała się tytułu królowej, a mimo to został on jej nadany. Akiko nie zamierzała jednak udawać skromności, ani obnosić się pychą. Postanowiła stać się prawdziwie wartą tego tytułu. Tak powstał album Queendom. Na nim, Awich ukazuje się jako silna artystka, która ma swoje opinie, nie boi się krytykować świata, ale ma też w sobie na tyle odwagi, by opowiedzieć historię każdej wewnętrznej rany. Kulminacją jej ewolucji jest utwór tytułowy tego krążka, który dla znających kontekst biograficzny artystki, jest nie tylko wyjątkowym dziełem muzycznym, ale też doznaniem emocjonalnym. Teledysk nagrany do utworu podbija ten efekt, wykorzystując prywatne nagrania artystki z czasów pobytu w USA, na których obecny jest jej zmarły mąż.
Tak docieramy do sierpnia roku 2023. Awich wciąż jest tytułowana Królową Japońskiego Rapu. Teraz jednak artystka nie chce tego przydomku tylko dla siebie. Nagrała album, w który zaangażowane zostały inne mniej lub bardziej znane japońskie raperki. United Queens swoim tytułem i zawartością daje jasno do zrozumienia, jaki przekaz jest motywem przewodnim wydawnictwa. Urasaki Akiko stała się jedną pierwszych i jedną z wielu japońskich kobiet, które zasługują na uznanie w świecie Japońskiego hip-hopu. NENE, LANA, MaRi, AI, Yuriyan Retriever to kolejne pokolenie, które również stanie się królowymi.
Awich jest postacią barwną. Jej ewolucja z zafascynowanej rapem dziewczyny z Okinawy, w doświadczoną życiem artystkę z wartościami sprawia, że odbierając jej słowa, słyszysz nie tylko i wyłącznie artystkę… słyszysz drugiego człowieka, który przeszedł w życiu bardzo wiele. Taka wiarygodność jest warta wyróżnienia. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie twórczość Awich przyczyniła się do nadania jej tytułu królowej, tylko jej autentyczność i odwaga. Tacy artyści są bezcenni i warto o nich mówić, by stali się modelem, z którego warto brać przykład.
Więcej o Artystce Tygodnia usłyszycie na naszej antenie od poniedziałku do piątku o północy, w audycji Audiostarter (9:00-11:00) oraz o 13:00.
Polot, czyli najnowszy singiel zapowiadający debiutancki album Kosmy Króla i producenta Kani. Autorzy singli takich jak Funk, czy Na wolno. W zeszłym roku zostali zauważeni przez wytwórnię BUMP’12, w której wydali S1 Mixtape. Wyróżniają się wyjątkowym luzem i bardzo zgrabnym mieszaniem staro-szkolnego hip hopu z nowoczesnymi inspiracjami płynącymi chociażby ze sceny brytyjskiej. Dostarczają zarówno bujające imprezowe kawałki i introspektywne single takie jak ten.
Polot to mało powiedziane o potencjale Kosmy Króla na podkładach autorstwa Kani. Podstawa produkcji opiera się na odwróconych, rozmytych samplach z muzyki symfonicznej. Natomiast na sekcję rytmiczną składa się boom-bap’owa perkusja i stopa nadającą transowego klimatu przez cały utwór. Do tego nawijka Kosmy, która niesamowicie sprawnie przechodzi z lekkich, poszarpanych melodii, do klasycznie poskładanych wersów i pokazu skilli na przyspieszeniach. Kiedy dodamy jeszcze świadomą lirykę opisującą proces twórczy młodego człowieka i follow-upy do kultury graffiti, dostajemy naprawdę poważną muzyczną propozycję.
Całość dopina teledysk reżyserii Mateusza Białęckiego. Dostajemy ogrom świetnych kadrów w analogowej kolorystyce, oddających jednocześnie osiedlowy i młodzieńczy klimat singla. Dynamika ujęć splata się idealnie z nurtem samego utworu, razem tworząc całość, którą po prostu warto zobaczyć. Po zapoznaniu się z PolotemKani i Kosmy, pozostaje tylko czekać na nadchodzący album i kolejne single, które miejmy nadzieję – już niedługo…
Światowy rap w 2023 można jak na razie skrócić do dwóch niemalże nie-rapowych wydań. Pierwsze z nich to rzecz jasna Let’s Start Here od czerwonowłosego ulubieńca Polski, natomiast drugie…
Takiej wersji slowthaia nie mogłem się doczekać od 2018, kiedy na świat przyszedł Doorman – piekielnie chwytliwy kawałek, który do dzisiaj wywołuję euforię w autach, domach i na parkietach. Od tamtej pory kariera szaleńczego chłystka z Northampton to sinusoida, za którą chwilami ciężko było nadążyć. Dobre, lecz (jak dotychczas) nie do końca satysfakcjonujące albumy pozostawiały wrażenie, że Tyron życiówkę ma wciąż przed sobą. Jeśli też tak sądziliście, to intuicja was nie myliła.
UGLY to jakby nie patrzeć album post-punkowy, który jedynie przemyca elementy czysto hip-hopowe. W międzyczasie natkniemy się na klasyczne, angielskie przyśpiewki rodem z Gang of Four, syntezatorowe odloty à la Squid oraz wylewy emocji łudząco przypominające romantyczne sztuczki Fontaines D.C. I wiecie co? Wszystko nabiera sensu gdy zajrzymy do tzw. creditsów i wśród twórców ujrzymy Dana Cary’ego. To właśnie ten gość odpowiada za powstanie płyt takich jak Skinty Fia czy Bright Green Field, które w ubiegłych latach zdominowały zagraniczne podsumowania muzyczne Akademickiego Radia Luz.
Za szczyt producenckich umiejętności trzeba jednak uznać otwierające Yum, wpadające akurat do nieszczególnie wypchanej szufladki z podpisem electro-industrial. Slowthai (jak za starych doormanowych) znowu jest ostry, agresywny i nieprzewidywalny, a deathgripsowa stylistyka podsyca całość do ekstatycznego wrzenia. Ciężko będzie w tym roku rozgrzać mocograjową patelnię do wyższej temperatury, ale kto wie, być może dopiero się rozkręcamy.
Drapieżny boombap podrasowany ciężkim, brytyjskim basem, z domieszką polskiej prozy podwórkowej? Brzmi to egzotycznie nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Prosto z krakowsko-wrocławskiej betonowej dżungli wyłonił się Dzikus, czyli singiel duetu Stary Antoine i K3 Whyduck, który zapowiada ich nadchodzący krążek. Swoiste produkcje Antoina i zgrabne miksy Whyducka, wzbogacone o ich nie biorącą jeńców nawijkę to mieszanka, której wypadkową jest bezlitosna, niepowtarzalna FL4VA.
Nasze serwisy używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili.