Nieważne czy mieszkasz we Wrocławiu, Trójmieście, czy Warszawie, na pewno dobrze wiesz, gdzie szukać Krakowa. Tenpenny nie rzuca nowego miasta na hiphopową mapę, ale dumnie dołącza do reprezentacji brudnego południa z nowym ep i numerem Kraków.
Kraków to jeden z 7 utworów, które tenpenny umieścił na swoim najnowszym projekcie. Na przekór panującej za oknem porze roku dostajemy maj EP. Zamiast wiosennego ciepła przynosi na nasze głośniki chłodne stilo w postaci zimowej pocztówki z wielkiego miasta. Penny przedefiniowuje trueschool, zostawiając w nim bezpardonowy realtalk i pewność siebie, a wplatając w nie groove i pokorę.
Jak sam mówi „przed chwilą byłem uczniem, dziś chcą mówić na mnie mistrz”. Nie wiem, od kogo się uczył, bo od miesięcy szukam kogoś z podobnym przelotem na naszej rodzimej scenie hip-hopowej – póki co bezowocnie. Kraków i cała twórczość tenpennego to wyjątkowy muzyczny pomost między starą szkołą i cloud rapem. Na próżno szukać takiego brzmienia w głównym nurcie, czy nawet odmętach podziemia. Żyjemy w dobie kiedy home-recording i bycie self made twórcą nie jest niczym nowym. Musimy pamiętać o docenianiu artystów, którzy potrafią przełożyć swoją autorską wizję na spójną, jakościową muzykę. Myślę, że tenpenny to jeden z tych graczy, na których już za moment przyjdzie pora, bo ciężko odmówić mu czegokolwiek. Mamy sprawne pióro, angażujący klimat, szczerość i różnorodność. Przekonajcie się sami, zanim będzie o nim głośno!
Nośne sample i burżuazyjna abstrakcja, czyli klasyka w wykonaniu legendarnego Alchemista. Album The Skeleton Key zamyka licznik producenckiego maestro na czterech projektach, tym razem zaskakując nas sprawdzoną już kolaboracją z niebagatelnym MC z Nowego Jorku – Roc’iem Marciano. W tym tygodniu Akademickie Radio Luz wyróżnia utwór Rauf – brzmienie pełne przepychu i luksusu.
Rok 2024 był dla Alchemista czasem niezmiernie pracowitym. Poza fundowaniem całej hip-hopowej scenie fantastycznych podkładów producent z Beverly Hills zaczął również działać jako MC. Wykwintne flow i nietuzinkowa liryczność to efekt niezliczonych godzin w studiach nagraniowych, jakie wujek Al miał okazję spędzić z największymi tuzami rapu. Na The Skeleton Key, Alchemist przyjmuje jednak rolę drugoplanową, ustępując miejsca Roc’owi Marciano, który niczym doświadczony sternik płynie po płytkich falach chłodnych sampli.
Linijki wypowiadane przez rapera przepełnia bezwzględność. Nie brakuje w nich klasycznych odniesień do drogich samochodów czy restauracji. Soczystym smaczkiem dla każdego fana NBA było wymienienie nazwiska byłego gracza Denver Nuggets, Mahmouda Abdula-Raufa, który pomimo swojego stosunkowo niskiego wzrostu (1,85 m), wkręcał obrońców w parkiet dzięki swojej elektrycznej kreatywności.
To niesamowite, że pomimo 30-letniego stażu, Alchemist wciąż wiedzie prym na scenie, której sam dawał początki. Oglądając ciągły rozwój jednego z największych wizjonerów w historii muzyki pozostaje nam jedynie czekać co wydarzy się dalej. The Skeleton Key kontynuuje bezbłędną passę współprac i w pewien sposób uspokaja, że wujek Al ma jeszcze bardzo dużo do zaoferowania.
Jeśli w czyjekolwiek usta z muzycznego świata minionej dekady miałbym umieścić ostatnimi czasy viralowe słowa– ,,tworzymy historię”, byłby to Kendrick Lamar. Człowiek instytucja – raper, który przedefiniował postrzeganie z pozoru mniej lirycznego zachodniego wybrzeża. Jest autorem takich muzycznych pomników, jak good kid, m.A.A.d city, czy To Pimp A Butterfly. Wstąpiwszy na tron hip-hopowego króla 2024, zaskoczył wydaniem listopadowego krążka GNX. Z tej okazji artystą tygodnia w Radiu LUZ mianujemy Kendricka Lamara.
Sentyment do zachodu długo we mnie kiełkował. Do west-coastu jednak realnie dorosłem za sprawą bardziej prominentnych przedstawicieli schyłku poprzedniej dekady. Na wyróżnienie w tej materii zasługuje Earl Sweatshirt, czy Vince Staples, jakiś czas temu również reprezentujący cykl Artysty Tygodnia na 91.6 FM w opracowaniu Jędrzeja Śmiałowskiego. Dwóch panów łączy wyraźne nastawienie na liryzm. Niczym dziecko dorastające do szpinaku dobre parę lat temu cofnąłem się do początków twórczości K.Dota.
Daleki byłem od zawodu.
Jego seria narracyjnych albumów nabrała statusu współczesnych klasyków. Na swoich muzycznych flagowcach zrywa z braggą i przepychem, jako definicją charakteru rapera. Mimo to brzmienie znad Santa Monica Baywyczuwalne jest w każdym z jego wydań. Przelotne romanse ze stylistyką drugiej strony nadbrzeżnego duopolu w amerykańskim hip-hopie, zdają się zawsze ulegać wpływom Tupaca i spółki. Tym Lamar imponuje. Niektórzy To Pimp A Butterfly chrzcili nowym Illmaticiem, To niepotrzebne porównanie. Artysta z Compton rzuca nowe światło na narracyjny rap i albumy koncepcyjne i tak należy go rozpatrywać. Postaram podrzucić się wam pod nos przekrój kariery Kendricka.
Nasza selekcja:
Overly Dedicated
2010
Top Dawg Entertainment
Overly Dedicatedto pierwszy projekt artysty, który trafił na streamingi. Wersja cyfrowa nie jest jednak kropka w kropkę identyczna do oryginału. Problemy z wyczyszczeniem sampla, to jest uzgodnieniem z wytwórnią wykorzystania materiału źródłowego, pozbawiły naschociażby The Heart Pt. 2 z cyklicznej już serii singli Kendricka, służącymi za zwiastun nadchodzących projektów. W efekcie część trzecia względem streamingów jest pierwszą.
Chronologia raczej mickiewiczowska.
Tu K.Dot zrywa z imitowaniemLil Wayne’a i Tupaca. Spoważniał lirycznie i muzycznie.
Najlepszy z mixtape’ów rapera otworzył mu drogę do szerszych współprac, chociażby z J.Colem, który jako producent zamykać będzie kolejny z albumów Kendricka.
W pamięć zapadają tu poszczególne linijki, jak początek Cut You Off, czy momenty z chyba najlepiej starzejącego się tracku z wydania: Ignorance is Bliss. Mixtape wspiął się na godną 72 pozycje na Billboardzie, nadając pędu karierze przedstawiciela Compton.
Tu de facto zaczyna się Kendrick, jakiego znamy dzisiaj. Następcą OD stał się pierwszy studyjny album Lamara, Section.80, o którym więcej usłyszeć w ramach pasma Artysta Tygodnia na antenie Radia LUZ.
good kid, m.A.A.d city
2014
Aftermath/Interscope(Top Dawg Entertainment)
W 2014 roku Kendrick świętował sukces albumu good kid, m.A.A.d city, mojego solidnego faworyta wśród dyskografii Lamara, co zdaje się potwierdzać wysoka pozycja w rankingu Top 500 magazynu Rolling Stone. To album mozaikowy muzycznie z wysoce zuniwersalizowaną warstwą tekstową. Raper meandruje tu wśród uliczek Los Angeles, prezentując relacje, znajomości i problemy z różnych perspektyw – Drake czy Jay Rock wcielają się w role bohaterów wielowątkowej fabuły. K.Dot kontekstualizuje opowieść wtrąceniami z lat młodzieńczych, retrospekcjami i odwołaniami do popkultury.
Dobry dzieciak to laurka zaadresowana Kalifornii. Słuchając tego albumu po raz wtóry nadal zaskakuje plastycznością i dokładnością wyrazu. Słuchacz poczuć może się, jak część wydarzeń.
Bujna wyobraźnia tylko wspomaga odbiór, pozwalając prowadzić siebie za rączkę przez gangowe porachunki, opis zgniłego hollywoodzkiego życia i panoramę społeczności czarnoskórej w Stanach Zjednoczonych. Historię GKMC należy przeżyć samemu, najlepiej w domowym zaciszu. Szczególnie w pamięć zapada good kid, prowadzone przez sampel przywodzący na myśl czołówki seriali kryminalnych, które tuż za chwilę kontrowane jest do kości west-coastowym m.A.A.d city, którego najlepiej słuchać by było w swoim błyszczącym, amerykańskim muscle carze.
To Pimp A Butterfly
2015
Aftermath/Interscope(Top Dawg Entertainment)
To w opinii wielu najlepsze wydanie Kendricka. To Pimp A Butterfly to honorowy hołd wobec czarnej muzyki. W albumie z 2015 zgromadził plejadę gości,1 w tym czołowe postaci kalifornijskiej sceny związanej z wytwórnią Brainfeeder, tj. Thundercat i Flying Lotus.Krążek to album nie tylko hip-hopowy, a przede wszystkim eklektyczna muzyczna powieść, znów traktująca o światopoglądzie, tym razem mniej wizualnie, a bardziej konceptualnie. Brzmieniowo to przekrój stylistyki od funkowego 5-strunowego basu wspomnianego Thundercata, przez free jazzowy przerywnik do instrumentali Pharella Williamsa.
Lamar nie zapomina, że muzyka musi pozostać muzyką. Swoje teksty w sprawnie techniczny sposób komponuje w idealną całość z instrumentalami. Trzeba powiedzieć, że treść liryczna dorasta tu do muzyki i na odwrót.
Kendrick kończy tym albumem swoją cenioną trylogię komentarzy społecznych. Na Motylu historia znowu opowiadana jest z kilku perspektyw. Postacie w świecie przedstawionym często są ilustracjami szerszych motywów. Przewijająca się postać Lucy, jest figurą białego krezusa, rozpracowującego środowisko od wewnątrz. Takich zabiegów jest więcej.
Album jako całość jest sprawnym wycinkiem z życia środowisk borykających się z przemocą, dyskryminacją rasową i niesprawiedliwością. Krytycy twierdzą, że swoją trylogią bezpośrednio wchodzi w dialog z pionierami empowermentu osób czarnoskórych – Martinem Lutherem Kingiem i Malcolmem X. Album zapewnił Kendrickowi najwięcej nominacji do nagrody Grammy w ramach jednej edycji – rywalizował w 11 kategoriach, co zamieniło się w imponujące 4 statuetki.
GNX
2024
pgLang
W 2024 o Kendricku zrobiło się głośno za sprawą beefu z Drake’iem. Sprzeczka, w wyniku której panowie dopuścili się szokujących 7 diss-track ów wydanych w przeciągu 7 dni, wygenerowała szokujące liczby w serwisach streamingowych. Lamar postanowił nie odpuszczać i na fali popularności po zwieńczonej viralowym Not Like Us potyczki, zdecydował się na niezapowiedziany listopadowy release albumu GNX.
K.dot powraca z projektem prostszym niż te, do których przyzwyczaił swoich słuchaczy. Stając w progu nie wita nas wielowątkową narracją, czy introspektywnością zpoprzedzających DAMN. i mr. morale & the big steppers.
GNX to hołd dla brzmień lat 90. rodem z zachodniego wybrzeża. Cofa się w czasie, serwując nam album brzmiący, jak alternatywna linia czasowa, w której to nie Tupac i Lil Wayne święcili triumfy parę dekad temu, tylko właśnie Lamar. „Peekaboo” po prostu brzmi jak dzwoniące, lśniące łańcuchy przywodzące na myśl GTA. W albumie wraca chwalenie się statusem – tradycyjna rapowa bragga. Kendrick robi to jednak sprawnie. Nie burzy tym samym swojego wizerunku, serwując fanom ciekawą propozycję do swoich odtwarzaczy.
Ciekawostką jest obecność kolejnego utworu z serii Heart, jako pstryczek wobec dissu Drake’a przewrotnie zatytułowanego wedle schematu Lamara, które zazwyczaj zwiastują następne wydawnictwo. Uważniejsi słuchacze sugerują, że prostota GNX jest jedynie częścią większej gry, a właściwy materiał jeszcze nadejdzie.
Trudno powiedzieć, czy to prawda, ale jeśli ma to znaczyć więcej muzyki od rapera z Compton – Jestem za.
Nie chcę być queerową ikoną. Chcę być ikoną. – powiedział kiedyś wokalista i raper Kevin Abstract. Myślę, że tracki takie jak Tennessee mogą być zrozumiane dokładnie pośrodku pomagania i odrzucania tej reputacji.
Najnowszy singiel byłego frontmana BROCKHAMPTON pokazuje poniekąd powrót artysty do korzeni – muzyka jest sensualna, chwytliwa i skoczna, odchodząc od eksperymentalnych indie-rockowych wpływów obecnych w ostatnim solowym albumie na korzyść cloud rapu. Nic dziwnego, że w intymnym, queerowym utworze idealnie odnalazł się także Lil Nas X – jego wersy są wyraziste i czarujące, a wspólne chórki wokalistów od razu wpadają w ucho.
I just know that I love being used, as long as you make me feel loved
Track przedpremierowo zaprezentowany był na żywo podczas setów Kevinana festiwalu Coachella, gdzie na scenie dołączył do niego Nas X, oraz twórca beatu, raper Quadeca. To kolejna kolaboracja producencka pary od czasu opublikowanego wcześniej tego roku TEXAS BLUE. Współprace te pokazują, że od czasu solowego Blanket, Kevin Abstract czuje się pewnie, zarówno eksperymentując, jak i trzymając się swoich schematów. A my, doceniamy jego formę, wyróżniając jego kolejnegomocograja.
Mlody Leszcz, po raz kolejny udowadnia, że miano rapera nie jest żadnym ograniczeniem. Artysta od lat buduje wyjątkowy wizerunek na polskiej scenie alternatywnej. Z każdym projektem spójność zaskakuje, otoczka intryguje, a sama muzyka zachwyca. Tych samych emocji dostarcza mi najnowszy singiel Miłość.
Reprezentant ZPN Crew, związany m.in. z PNG Boys i Dyspensa Records, niezmiennie ramie w ramie z producentem Molehead’em. Tym razem artyści romansują z post punkiem, a to już kolejny przykład gitarowych inspiracji po singlu Klej 3!, czy gościnnej zwrotce na EMO EPHolaka. Jeśli lubicie zimną falę, lub lekkie breaki to odsłuch Miłości powinien być dla was planem na dzisiaj. Najlepiej w pętli i z niesamowitym wideo, które zostało zrealizowane do tego utworu.
Dawno odsłuch singla nie zaskoczył mnie tak, jak odsłuch Miłości w piątkowy poranek. Spodziewając się klasycznej konwencji love song’a zderzyłem się z zupełnie innym klimatem. Chłodno zrobiło się już przy pierwszych dźwiękach, a historia którą Leszcz opowiada w numerze zupełnie zmiotła mnie z nóg. Olbrzymie pokłady żalu i tęsknoty, które niesie ze sobą ten utwór zostaną we mnie na długo. Jeśli myśleliście, że wiecie czym jest Miłość, to warto skonfrontować swój punkt widzenia z opowieścią Mlodego Leszcza. Nie śpijcie na tym, bo noc i tak się zawsze kończy…
Najwyższy czas wpuścić tu nowe generacje i brzmienia — koreańska scena od dawna pokazuje, że nie można przejść koło niej obojętnie, a młode talenty pojawiają się tam jak grzyby po deszczu. Damska grupa Young Posse znalazła się na moim radarze całkiem niedawno dzięki nietypowemu dla tej sceny drillowemu utworowi YOUNG POSSE UP. Od tego momentu z niecierpliwością oczekiwałem ich comebacku — i nareszcie się go doczekałem. W fantastycznym stylu.
Idąc tropem młodych talentów takich jak New Jeans, xikers czy P1Harmony, na EPce XXL artystki odchodzą od przestarzałego kpopowego przepisu na sukces, według którego od wykonawców oczekuje się intensywnych występów tanecznych i nieosiągalnych wokali. Young Posse odrzucają to swoim przyziemnym vibe’em — utwory i choreografie, a także teledyski nie przypominają zsynchronizowanych do perfekcji występów, lecz skupiają się na dobrej zabawie i interakcjach ze sobą, pozwalając osobowościom zabłysnąć. Czujemy się, jakbyśmy nie patrzyli na grupę idoli, ale na grupę utalentowanych przyjaciół.
Maybe, maybe, Baby version Wu-Tang Clan
Oddając hołd starym, boom bap-owym bitom w XXL raperki pokazują, że oprócz dobrej zabawy mają dużo więcej do zaoferowania, ponieważ styl i zabawę gatunkiem też opanowały do perfekcji. Dziewczyny pozwalają sobie na łamanie rytmu, aby dopasować go do własnej struktury. Ich flow, czasem luźne i głupkowate jak Baggy Pants, o których śpiewają, a czasem ostre i szybkie, świetnie wpasowuje się w ich grę formą. Przerwy są dokładnie tam, gdzie powinny być, aby nadać blasku build-up’om, a kiedy dziewczyny wracają do rytmu, a raczej poza rytm, natychmiast czuje się ich obecność. Wyjątkową uwagę trzeba przy tym zwrócić na delivery Sunhye w końcowej części utworu, która dzięki swojemu nietypowemu flow i szybkim wersom zyskała tytuł najszybszego rapera k-popowego piątej generacji (8,50 sylab na sekundę!), co jest szczególnie imponujące, biorąc pod uwagę, że te linijki są napisane samodzielnie przez 19-latkę.
Young Posse pokazuje, że przyszłość rapowych girlsbandów w kpopie rysuje się w jasnych barwach, świecąc przykładem na całym wydawnictwie. Mnie pozostaje tylko błagać dziewczyny, by trzymały się swojego zamysłu i kontynuowały swoją działalność w hip-hopowym stylu, zachowując przy tym lekkość i zabawę. Bo to właśnie ten LUZ sprawia, że w tym tygodniu otrzymały tytuł naszego redakcyjnego mocograja.
Niezapowiadane dropy są zawsze mile widziane. Zwłaszcza od artystów, którzy udowadniają, że są powiewem świeżego powietrza z każdym kolejnym wydawnictwem. Little Simz nie daje nam jednak chwili na oddech w najnowszej odsłonie w serii eksperymentalnych EP-ek Age 101: Drop zatytułowanej Drop 7.
Znana głównie z neo-soulowych inspiracjiSimz urozmaica swoje brzmienie produkcją twórcy muzyki elektronicznej Jakwoba (znanego m.in. ze współpracy z Nią Archives). W przepełnionych szybkimi breakami i trapowym EDM-em utworach Simz czerpie z brazylijskiego funku mandelão czy pełnoprawnego brytyjskiego grime’u, nie bojąc się rapować także po portugalsku z flow, które sprawia, że wierzysz, gdy krzyczy International Simbi!
Far Away to idealna kulminacja projektu — rytmiczna, jazzowa fuzja brytyjskiej sceny z hipnotyzującym głosem artystki. Kto by pomyślał, że robienie drillowych bitów z pianinem i trąbką może brzmieć tak dobrze? Pełna EP-ka dostępna na streamingu, a w tym tygodniu Simbi także w naszej rotacji.
Nie jest to zbyt częste, żeby mocograjem tygodnia został utwór debiutanta, a już w ogóle rzadkością jest, że artysta zalicza debiut tak dobry jak Kajzer swoim Klepsydra EP.
Wybór jednego najlepszego tracku spośród — można by — siedmiu wspaniałych nie był łatwy. Zdecydowałem się wyróżnić utwór Zbyt Często chyba dlatego, że był to pierwszy utwór, jaki z tej EPki usłyszałem, a pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Dodatkowo wierzę, że nie z przypadku ten utwór otwiera całe EP i myślę, że jeżeli ktoś ma dopiero poznać Kajzera, to uczciwie byłoby go poznać tym utworem.
Szkoda, że ta klepsydra nie odmierza nieco więcej czasu. Na szczęście Klepsydra jak to klepsydra nie jest narzędziem na raz.
Zanim Awich została ogłoszona Królową Japońskiego Rapu, doznała od życia wielu ciosów. Ich echo wciąż daje się słyszeć między dźwiękami jej kolejnych płyt. Najnowszy krążek artystki zatytułowany United Queens, jest nie tylko kolejnym rozdziałem o życiu raperki. Jest to manifest, którego głównym przekazem jest to, że królowa nie musi być tylko jedna.
Sześć lat minęło od wznowienia przez Awich swojej kariery. Po powrocie do Japonii nie planowała już nagrywać. Stało się jednak inaczej i od tego czasu regularnie dostajemy od artystki kolejne wydawnictwa. W tym roku z rąk raperki otrzymaliśmy album United Queens.
Początki przygody Awich, albo raczej jeszcze wtedy Urasaki Akiko (jap. 浦崎 亜希子), z hip-hopem miały miejsce w latach 90. Wtedy dostała w swoje ręce album 2Paca o tytule All Eyez On Me. Akiko będąca w tym czasie jeszcze młodą nastolatką, zaczęła pisać własne teksty na podstawie swoich wierszy i kazała nazywać siebie raperką.
W 2007 r. światło dzienne ujrzał pierwszy album Awich, Asian Wish Child, którego tytuł swoją drogą jest rozwinięciem pseudonimu artystki. Debiutancki longplay stał się na bardzo długi czas jedynym punktem na dyskografii cudownego dziecka Azji. Dziewiętnastolatka po wydaniu albumu wyemigrowała do USA, gdzie zamieszkała w Atlancie.
W tym etapie jej życia nie było zbyt wiele muzyki. Awich poszła na studia i wyszła za mąż. Niestety epizod życia w Stanach Zjednoczonych nie zakończył się dobrze. Jej mąż najpierw trafił do więzienia, by potem po wyjściu na wolność, zostać śmiertelnie postrzelonym. Artystka została sama z urodzoną trzy dni po śmierci ojca córką. Wróciła na rodzinną wyspę – Okinawę, by rozpocząć kolejny etap życia, którym miała być… własna firma brandingowa.
Niespodziewanie, w roku 2017. Awich stała się pierwszą raperką w kolektywie Yentown, z którym zaczęła budować swoją karierę na nowo. Album 8 miał być powrotem Asian Wish Child. Jednak Akiko nie była już dzieckiem. Zostanie samotną matką i wdową w tak młodym wieku, nie jest czymś, co nie zostawia blizn na duszy i umyśle człowieka. To już nie była ta sama Awich. Nie była to też jeszcze osoba, którą potem nazwano królową. Na tym etapie swojej twórczości, próbowała szukać nowej siły, lecz jej nienajlepszy stan psychiczny uzewnętrzniał się w niektórych utworach. Na krążku 8 był to przykładowo utwór Detox.
Z każdym kolejnym utworem i płytą Awich zyskiwała więcej odwagi. Nie bała się już mówić nie tylko o traumatycznych przeżyciach, ale i o wszystkim, co jej się nie podobało. Przeistoczyła się. Stała się silną kobietą, która postanowiła stać się wzorem dla kobiet jej pokolenia. Nie domagała się tytułu królowej, a mimo to został on jej nadany. Akiko nie zamierzała jednak udawać skromności, ani obnosić się pychą. Postanowiła stać się prawdziwie wartą tego tytułu. Tak powstał album Queendom. Na nim, Awich ukazuje się jako silna artystka, która ma swoje opinie, nie boi się krytykować świata, ale ma też w sobie na tyle odwagi, by opowiedzieć historię każdej wewnętrznej rany. Kulminacją jej ewolucji jest utwór tytułowy tego krążka, który dla znających kontekst biograficzny artystki, jest nie tylko wyjątkowym dziełem muzycznym, ale też doznaniem emocjonalnym. Teledysk nagrany do utworu podbija ten efekt, wykorzystując prywatne nagrania artystki z czasów pobytu w USA, na których obecny jest jej zmarły mąż.
Tak docieramy do sierpnia roku 2023. Awich wciąż jest tytułowana Królową Japońskiego Rapu. Teraz jednak artystka nie chce tego przydomku tylko dla siebie. Nagrała album, w który zaangażowane zostały inne mniej lub bardziej znane japońskie raperki. United Queens swoim tytułem i zawartością daje jasno do zrozumienia, jaki przekaz jest motywem przewodnim wydawnictwa. Urasaki Akiko stała się jedną pierwszych i jedną z wielu japońskich kobiet, które zasługują na uznanie w świecie Japońskiego hip-hopu. NENE, LANA, MaRi, AI, Yuriyan Retriever to kolejne pokolenie, które również stanie się królowymi.
Awich jest postacią barwną. Jej ewolucja z zafascynowanej rapem dziewczyny z Okinawy, w doświadczoną życiem artystkę z wartościami sprawia, że odbierając jej słowa, słyszysz nie tylko i wyłącznie artystkę… słyszysz drugiego człowieka, który przeszedł w życiu bardzo wiele. Taka wiarygodność jest warta wyróżnienia. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie twórczość Awich przyczyniła się do nadania jej tytułu królowej, tylko jej autentyczność i odwaga. Tacy artyści są bezcenni i warto o nich mówić, by stali się modelem, z którego warto brać przykład.
Więcej o Artystce Tygodnia usłyszycie na naszej antenie od poniedziałku do piątku o północy, w audycji Audiostarter (9:00-11:00) oraz o 13:00.
Ola Poskrop, świtała i stas we wspólnym singlu? W końcu doczekaliśmy się kolaboracji trójki przyjaciół prosto z okolic Trójmiasta i Warszawy. Artyści, którzy od miesięcy podbijają playlisty i serca kolejnych słuchaczy. Trzy przepiękne młode głosy tworzące alternatowno-popowo-rapową mozaikę w postaci wzorów na mostowych przęsłach.
Przepełniony nostalgią i młodzieńczą beztroską, romantyczny wywód, o tym co możemy odkryć w drugiej osobie i na tytułowych przęsłach. Rozkochany w rozwikływaniu wszelakich miłosnych wzorów niezal, ponownie rozkłada na części pierwsze swoją wizję miłostek i zauroczeń. Jeśli jeszcze nie trafiliście na żadnego z autorów i autorkę tego utworu jest to idealny moment, żeby zagłębić się w ich twórczość. Lekki wakacyjny utwór idealny do podziwiania zachodów słońca na spontanicznej randce, lub na wieczornej posiadówce z przyjaciółmi.
Ola Poskrop debiutując w FONOBO dała się poznać w anglojęzycznym wydaniu. Tu udowadnia jednak, że swoim wokalem po polsku ma do zaoferowania równie dużo. Stas i świtała z kolei, nie raz pokazywali już, ile mają wspólnie do zaoferowania. Współpracą z Olą po raz kolejny tylko podbili stawkę. Zerkając od czasu do czasu na ich poczynania, mam wrażenie, że to ostatnie kroki całej trójki, przed dotarciem do szerszego grona odbiorców. Zachęcam do słuchania, bo już niedługo będziecie mogli chwalić się, że byliście przed pierwszym milionem…
Nasze serwisy używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili.