Każda kolejna współpraca brytyjskiego artysty Fred again.. coraz bardziej przekonuje mnie do stwierdzenia, że nie ma osoby, z którą nie uda mu się dogadać. Jednak przy współpracy z CHIKĄ (której zawdzięczamy sampel i główny motyw) i Andersonem .Paakiem ciężko mówić o zwykłym dogadaniu się. Artyści w places to be niczym perpetuum mobile zarażają się nawzajem energią, tworząc idealną zapowiedź kolejnego albumu Freda, jak i nadchodzącego słonecznego lata.
It just makes you wanna get up and bust a motherfuckin’ move
places to be po brzegi wypełnione jest kreatywną chemią i świetnym nastrojem muzycznych współpracowników. Anderson, od dawna znany z talentu na perkusji, oprócz rytmu nagrywanego na żywo, popisuje się skocznymi rapowymi wersami (jego flow przypomina mi trochę RNP z Cordae) prezentowanymi z charakterystyczną słoneczną lekkością. Fred natomiast, z nowo odkrytym źródłem inspiracji od czasu przeprowadzki, dodaje trackowi wyjątkowej świeżości produkcyjnej, łącząc nietypowe nagraniowe feedback loop’y i szybkie techniki klawiszowe z house’owym bouncem, z którego jest już dobrze znany na naszej antenie. Co daje to połączenie? Idealny hymn lata, do którego jeszcze nie raz będziemy się bawić na imprezach! Kto wie, może też którejś z naszych…
Najnowszy utwór Fred again.. na pewno ma jedno place to be — na naszych słuchawkach i antenie Radia LUZ jako mocograj!
Najwyższy czas wpuścić tu nowe generacje i brzmienia — koreańska scena od dawna pokazuje, że nie można przejść koło niej obojętnie, a młode talenty pojawiają się tam jak grzyby po deszczu. Damska grupa Young Posse znalazła się na moim radarze całkiem niedawno dzięki nietypowemu dla tej sceny drillowemu utworowi YOUNG POSSE UP. Od tego momentu z niecierpliwością oczekiwałem ich comebacku — i nareszcie się go doczekałem. W fantastycznym stylu.
Idąc tropem młodych talentów takich jak New Jeans, xikers czy P1Harmony, na EPce XXL artystki odchodzą od przestarzałego kpopowego przepisu na sukces, według którego od wykonawców oczekuje się intensywnych występów tanecznych i nieosiągalnych wokali. Young Posse odrzucają to swoim przyziemnym vibe’em — utwory i choreografie, a także teledyski nie przypominają zsynchronizowanych do perfekcji występów, lecz skupiają się na dobrej zabawie i interakcjach ze sobą, pozwalając osobowościom zabłysnąć. Czujemy się, jakbyśmy nie patrzyli na grupę idoli, ale na grupę utalentowanych przyjaciół.
Maybe, maybe, Baby version Wu-Tang Clan
Oddając hołd starym, boom bap-owym bitom w XXL raperki pokazują, że oprócz dobrej zabawy mają dużo więcej do zaoferowania, ponieważ styl i zabawę gatunkiem też opanowały do perfekcji. Dziewczyny pozwalają sobie na łamanie rytmu, aby dopasować go do własnej struktury. Ich flow, czasem luźne i głupkowate jak Baggy Pants, o których śpiewają, a czasem ostre i szybkie, świetnie wpasowuje się w ich grę formą. Przerwy są dokładnie tam, gdzie powinny być, aby nadać blasku build-up’om, a kiedy dziewczyny wracają do rytmu, a raczej poza rytm, natychmiast czuje się ich obecność. Wyjątkową uwagę trzeba przy tym zwrócić na delivery Sunhye w końcowej części utworu, która dzięki swojemu nietypowemu flow i szybkim wersom zyskała tytuł najszybszego rapera k-popowego piątej generacji (8,50 sylab na sekundę!), co jest szczególnie imponujące, biorąc pod uwagę, że te linijki są napisane samodzielnie przez 19-latkę.
Young Posse pokazuje, że przyszłość rapowych girlsbandów w kpopie rysuje się w jasnych barwach, świecąc przykładem na całym wydawnictwie. Mnie pozostaje tylko błagać dziewczyny, by trzymały się swojego zamysłu i kontynuowały swoją działalność w hip-hopowym stylu, zachowując przy tym lekkość i zabawę. Bo to właśnie ten LUZ sprawia, że w tym tygodniu otrzymały tytuł naszego redakcyjnego mocograja.
Little Simz — niezależna ikona brytyjskiego rapu w nowej odsłonie
Little Simz, czyli kryjąca się pod tym pseudonimem Simbiatu ’Simbi’ Abisola Abiola Ajikawo, to jedna z najwybitniejszych reprezentantek współczesnej sceny hip-hopowej. Od początku kariery muzycznej pozostaje w zgodzie z własnymi wartościami, szczera i odważna. Z każdym kolejnym wydawnictwem udowadnia, że nie tylko nie boi się eksperymentować, ale też ciągle dąży do muzycznego rozwoju.
Nie inaczej jest w przypadku niedawno wydanej EPki Drop 7, blendu gatunków i najśmielszej odsłonie raperki do czasu. Z okazji tego wydawnictwa, w Radiu LUZ celebrujemy całokształt jej twórczości i przypominamy jej najważniejsze dzieła.
Drop 7
2024
Age 101 Music · AWAL
Rzadko zdarza się, by 15-minutowe wydawnictwo poniosło się takim echem po muzycznym świecie. Mowa o tu jednak o EPce jednej z najlepszych współczesnych raperek, która porzuca w znacznej części organiczne brzmienia na rzecz EDM-owej produkcji. Seria Age 101: Drop zawsze była dla Little Simz okazją do rozluźnienia konwencji i zabawy formą oraz tekstem. Drop 7 nosi jednak w sobie oznaki czegoś znacznie więcej. Wyprodukowany wspólnie z brytyjskim DJ-em Jakwobem projekt wydaje się być zapowiedzią nowego brzmienia, które może na dłużej zagościć również na innych projektach Simbi. Baile funk, silniejsze niż wcześniej zanurzenie w grime’ie, czy zwrotka po portugalsku to tylko kilka atrakcji tego fascynującego wydawnictwa. Te nowości perfekcyjnie łączą się w finale z tą bardziej znaną słuchaczom instrumentalną stroną artystki, która coraz chętniej używa swojego głosu do śpiewu. Pozostaje tylko czekać, czym Simz zaskoczy nas na kolejnym albumie.
Nasza selekcja:
GREY Area
2019
Age 101 Music · AWAL
GREY Area to trzeci studyjny album Little Simz, a zarazem pierwszy, który dał jej rozgłos w Anglii, jak i poza jej granicami. To intensywna, osobista i refleksyjna płyta, w której raperka eksploruje różnorodne tematy związane z przeszłością, współczesnym społeczeństwem, własną tożsamością oraz jej miejscem w branży muzycznej. Teksty są poruszające, odważne i introspektywne. Ajikawo nie hamuje się i otwarcie mówi, co myśli. Już w otwierającym album utworze zatytułowanym Offence zapowiada, że zrzuci ciężar z serca, nie zastanawiając się nad tym, czy kogoś urazi.
Ten album to dla Little Simz pole do ekspresji i wylania zbierającej się w niej złości. Dotyka wielu istotnych kwestii. W utworze Boss rapuje o tym, że jest szefową w sukience, podkreślając siłę swojej kobiecości. Venom i jego słynny wers never givin’ credit where it’s due, ‘cause you don’t like pussy in power adresowane są do wszystkich, którym przeszkadza widok kobiety odnoszącej sukces. Jednak GREY Area to nie tylko rozprawienie się z dyskryminacją płciową. Simbi uzewnętrznia także swoją wściekłość związaną z przemocą na tle rasowym, na co przykładem może być 101 FM. Mimo up-beatowego brzmienia i jasnych syntezatorów to utwór o brutalności, z którą na co dzień spotykają się osoby z marginesu społecznego. Can’t see us but you can hear us – Simz pozostaje głosem tych, którym głos zabrano. Artystka zagląda też w głąb siebie. Najbardziej introspektywne wydają się być Therapy i Wounds. Ten drugi był szczególnie trudny do napisania, dotyczy on bowiem śmierci przyjaciela Simbi, który został zamordowany. To opowieść o stracie, bólu i ponownym odnalezieniu drogi do przodu.
Raperka muzycznie eksperymentuje, mieszając hip-hop z elementami jazzu, soulu i elektroniki. Dzięki temu na albumie tworzy wyjątkowy przelot, manewrując między złożonymi melodiami, często mrocznymi i zmysłowymi, nadając swoim tekstom dodatkowej głębi, dzięki czemu mają one jeszcze silniejszy wydźwięk.
Sometimes I Might Be Introvert
2021
Age 101 Music · AWAL
Od pierwszych sekund Sometimes I Might Be Introvert jasne jest jedno. Ten album ma ambicję być czymś wielkim. Pompatyczna, orkiestralna aranżacja. Cleo Sol zapowiadająca tytułowy utwór słowami There’s a war. Little Simz dumnie deklarująca I study humans, that makes me an anthropologist. Czy coś tak majestatycznego może być jednocześnie po prostu przyjemne w odbiorze? Otóż może. Simbi ujawnia bowiem prawdziwy sens albumu pod koniec tego 6-minutowego arcydzieła. Jest on podróżą, by odkryć co DLA NIEJ znaczy być kobietą. Zarówno w muzyce, jak i poza nią.
Nie da się ukryć, że jest to zbiór utworów o rzeczach WAŻNYCH. Konfrontacja Simz z uczuciami do swojego ojca, którego dalej kocha, ale jednocześnie nienawidzi. Historia kuzyna raperki, która rzuca światło na to jak frustracja na beznadzieję dookoła i brak perspektyw na lepsze jutro popychają ludzi ku przemocy, która może kosztować czyjeś życie. Afirmacja kobiet z całego świata, które każdego dnia inspirują raperkę, by być coraz lepszą wersją siebie. Poświęcenie chwili na docenienie ludzi, którzy zapewniają nam podstawowe wygody codzienności, które często bierzemy za oczywistość. Ten ogrom wątków, spektakularne filmowe interludia, chóralne wstawki, fenomenalna (a to myślę i tak za małe słowo) produkcja Inflo mogą połączyć się w harmonijną całość tylko dzięki jednej rzeczy. Szczerości Simbi.
Niezależnie, czy mierzy się ona z osobistymi demonami, czy demoluje większość sceny rapowej bezlitosną nawijką, jedno pozostaje niezmienne. Little Simz robi to, co chce. I jest z tego dumna. To również dlatego teatralne przerywniki i posągowe Introvert mogą znaleźć się na jednej trackliście z delikatnym wyznaniem miłości na I See You, czy wizytą złowrogiej bliźniaczki Simz na Rolling Stone. Płynne przejścia pomiędzy kolejnymi częściami tej jakże filmowej podróży prowadzą nas do momentu refleksji autorki w postaci How Did You Get Here. Nad trudnymi początkami, momentami zwątpienia, całym wysiłkiem włożonym w osiągnięty sukces. I uświadomieniem sobie, że jest teraz tą wersją siebie, o której zawsze marzyła. Ciężko o piękniejsze zwieńczenie tak niezwykłej podróży.
NO THANK YOU
2022
Age 101 Music · AWAL
Od momentu wkroczenia na scenę Little Simz głośno mówi o pozostaniu wiernej swojej wizji i ostrzega twórców przed współczesnym przemysłem muzycznym. Od zawsze trzymała się niezależności i wywyższała jej wartość – cała jej twórczość została wydana własnym nakładem pod szyldem założonej przez nią wytwórni Age 101. W albumie NO THANK YOU jest najbardziej bezpośrednia w tym przesłaniu. W utworach takich jak Angel, Sillhoute czy Heart On Fire artystka wspomina swoje doświadczenia i przyznaje, że wielokrotnie musiała uczyć się na własnych błędach. Swoją frustrację zamienia w rady i ostre wersy:
They don’t care if your mental is on the brink of something dark
As long as you’re cutting somebody’s payslip
And sending their kids to private school in a spaceship
Yeah, I refuse to be on a slave ship
Give me all my masters and lower your wages
Autorka nie boi się krytykować branży nagraniowej, która tak ją wyczerpała, porównując ją między innymi do kolonializmu w X. Widząc, jak daleko sława i chęć sukcesu mogą odciągnąć sztukę od jej celu, chce pomóc innym artystom nauczyć się mówić nie, dziękuję i nadal robić swoje. W NO THANK YOU trudno dostrzec kierunek, w którym Simz chce podążać muzycznie. Ale to być może jego największa siła, ponieważ album zaprasza każdego dostępnego słuchacza do wysłuchania apelów artystki. Nie przejmuj się prasą, tabloidami i garniturami. Po prostu rób swoje i rób to dobrze. A kto może dać na to lepszy przykład niż nasza Artystka Tygodnia?
Niezapowiadane dropy są zawsze mile widziane. Zwłaszcza od artystów, którzy udowadniają, że są powiewem świeżego powietrza z każdym kolejnym wydawnictwem. Little Simz nie daje nam jednak chwili na oddech w najnowszej odsłonie w serii eksperymentalnych EP-ek Age 101: Drop zatytułowanej Drop 7.
Znana głównie z neo-soulowych inspiracjiSimz urozmaica swoje brzmienie produkcją twórcy muzyki elektronicznej Jakwoba (znanego m.in. ze współpracy z Nią Archives). W przepełnionych szybkimi breakami i trapowym EDM-em utworach Simz czerpie z brazylijskiego funku mandelão czy pełnoprawnego brytyjskiego grime’u, nie bojąc się rapować także po portugalsku z flow, które sprawia, że wierzysz, gdy krzyczy International Simbi!
Far Away to idealna kulminacja projektu — rytmiczna, jazzowa fuzja brytyjskiej sceny z hipnotyzującym głosem artystki. Kto by pomyślał, że robienie drillowych bitów z pianinem i trąbką może brzmieć tak dobrze? Pełna EP-ka dostępna na streamingu, a w tym tygodniu Simbi także w naszej rotacji.
Dobra, żarty na bok – nie tylko w tramwaju 32 (R.I.P.) doceniłbyś kunszt tych zdolnych newcomerów.
My we Wrocławiu tak mamy, że się często fiksujemy na punkcie komunikacji miejskiej. Bliska obecność pętli tramwajów tylko potęguje szukanie inspiracji pomiędzy szyną a pantografem. Jednak BSK, duet, w którego skład wchodzą TO JA FIFI oraz JAY-K, oscylujący pomiędzy żywym instrumentarium i altrapem, ma w swoim zanadrzu coś więcej niż nostalgię za legendarnym tramwajem 32.
Urzekło mnie to, że Heyoka to osoba, która stara się być wyjątkowa. Idealnie ta nazwa definiuje nasz projekt – uważam, że brzmieniem jesteśmy inni od wszystkich.
O pierwszym dużym projekcie – wydanej na początku grudnia ubiegłego roku, kolorowej, beztroskiej, melodyjnej epce zatytułowanej HEYOKA EP – oraz początkach, inspiracjach i o presji zaraz przed wielką popularnością opowiadali w rozmowie z Zuzanną Pawlak w trakcie porannej audycji Audiostarter. Posłuchaj i przekonaj się sam o wyjątkowości tych dwóch artystów!
Jak lubisz słuchać pełnych audycji, posłuchaj rozmowy razem z muzyką dostępnej na Mixcloudzie:
A jak chcesz szybko i samo gadanie, to tę samą rozmowę bez muzyki znajdziesz na Spotify:
21 Savage niedawno wydał kolejny solowy album po ponad trzyletniej przerwie. Poza główną linią fabularną albumu american dream i świetnymi singlami takimi jak redrum znajdziemy też perełki pokroju n.h.i.e., na którym gościnnie udzieliła się Doja Cat.
Utwór od lat teas’owany był na występach artystki i docelowo miał znaleźć się na jej ostatnim projekcie. Karty się odwróciły i n.h.i.e. trafiło na album 21 Savage. Apatyczny, na pozór pozbawiony emocji rap 21 płynnie spłata się ze śpiewanymi wstawkami Amali i cudowną zwrotką. Wśród produkcji obracających się wokół szeroko pojętego trapu, utwór zdecydowanie wybija się na trackliście. Przywołuje na myśl lo-fi, sailor moon i soundcloudowe podziemie zeszłej dekady, zmieszane z oldschoolowych’owym polotem i certyfikowaną trapową perką. Poza niesamowitą warstwą muzyczną utwór jest swego rodzaju manifestem artystów, opartym na motywie gry never have i ever. Przysłuchajcie się koniecznie, jeśli chcecie dowiedzieć się, jakie wartości cenią sobie wykonawcy. Silny kręgosłup moralny, niezależność, szacunek do siebie i zasad gry. Dosłownie i w przenośni.
Po dwudziestu latach od ostatniej płyty Outkast’u, André 3000 powraca skąpany w niebieskim blasku tytułowego słońca swojego nowego albumu New Blue Sun – zupełnie odrywa się od oczekiwań i w pełni poświęca się radości z tworzenia.
Główny target z wielkim niezadowoleniem przyjął nowy album, wynika to jednak z czystej ignorancji i oczekiwań zamykających André w ramach klasycznego hip-hop’owego brzmienia. André od dwudziestu lat był bardzo mało aktywny muzycznie. Od czasu do czasu gościnnie pojawiał się w utworach innych artystów. Jego jedyną solową muzyczną działalnością w tym okresie było pojawianie się w najróżniejszych zakątkach świata – grając na flecie, co udało nam się zobserwować na filmikach nagranych przez zaciekawionych fanów. Był to pierwszy znak, że jeśli André szykuje nowe publikacje, nie możemy liczyć na coś, co już słyszeliśmy. Ice Cold w wywiadzie z Rickiem Rubinem wyraził swoją ogromna niechęć i zwątpienie w czerpanie radości z procesu tworzenia muzyki. Jak sam twierdził możliwe, że musi odnaleźć nowe powołanie, więc z tym większą radością przyjąłem wiadomość o nowym albumie 3 Stacks’a.
Album New Blue Sun z niesamowitym wdziękiem i gracją prezentuje jeden z moich ulubionych zabiegów porzucania klasycznego aranżu utworu. Przez całą tę muzyczną podróż przeprowadzi nas wyżej wymieniony flet, który oprócz uczucia nieustającego zaciekawienia jest jedynym wspólnym mianownikiem dla wszystkich utworów razem z wyjątkowo długimi tytułami, które zdążą przyciągnąć naszą uwagę, zanim zrobi to muzyka.
Chaotyczne opisy, które pozornie są z niczym nie związane, żartobliwe w pewien sposób nadają bardzo luźne ramy interpretacyjne, i wgląd w uczucia włożone w ten album, co świetnie obrazuje nutka I Swear, I Really Wanted to Make a 'Rap’ Album but This Is Literally the Way the Wind Blew Me This Time, w której tytule André przewidując nieprzychylny odbiór, błyskotliwie wyśmiewa ironicznie nieprogresywnych fanów progresywnego artysty.
Odejście od aranżacji utworów jest wyjątkowo warte docenienia ze względu na to jak fundamentalną częścią dla hip-hopu jest powtarzalny aranż i pętle. Ten wyjątkowo interesujący fenomen odwołuje się do pierwotnej formy muzyki opartej o improwizację. Mimo że te utwory są z pewnością bardziej przemyślane to czuć energetyczny i niczym nieograniczony strumień dźwięków – esencję improwizacji.
Muzyka Outkast’u od zawsze była o krok dalej w świecie hip-hopu. Ich naturalne akustyczne brzmienie było świeże i zachwycające groove’m, a elektroniczne i zupełnie odchodzące od organicznych dźwięków perkusji rytmy połączone z głosem, od którego nie sposób oderwać uwagi do dzisiaj wywołują potężnego stank face’a.
André przechodził od klasycznego składania rymów z potężnymi puentami i niesamowicie szybkim połączeniem słów przez niepowtarzalne adliby, po śpiewane hooki. Ta muzyczna podróż obfita w różnorodne ery André, z nową publikacją obrała bardzo ciekawy kierunek. Dlatego z ogromny zaciekawieniem oczekuje dalszego rozwoju tego artysty.
Po tak dobrym albumie jak wydane w sierpniu Wizuale, nie sądziłam, że Hubert. jeszcze nas w tym roku czymś zaskoczy. A jednak.
3 w nocy to opowieść o podróży do Paryża, w celu odwiedzenia przyjaciela. Zdecydowany beat, nieco przygaszony głos, melodia w estetyce lo-fi – często używany przez muzyków schemat, jednak Hubert. robi to w sposób nietuzinkowy. Chwyta beztroskę i zamyka ją w mozaikowe melodie jak mało kto. Dodatkowo (naprawdę nie wiem, jak to się dzieje) ale każdy jego utwór, bez wyjątku, wprawia mnie w delikatne bujanie. Inaczej po prostu nie potrafię.
Pamiętam czasy, gdy moja relacja z hip-hopem była co najmniej skomplikowana. Dlaczego? Sam nadal nie wiem. Jak się okazało, była to jedynie kwestia czasu, a właściwie znalezienia odpowiedniego krążka. Okazał się nim być wydany przed dwoma laty Sometimes I Might Be Introvert od Little Simz. Mój apetyt na tego rodzaju brzmienia rósł w miarę ich odkrywania, choć nie łatwo było go zaspokoić. Udało się to dopiero twórczości Danny’ego Browna, który, tak się składa, w miniony piątek wydał nowy album i naturalnym biegiem rzeczy został bohaterem mocograja tygodnia na antenie Radia LUZ.
Podoba mi się pewna rozbieżność w jego tytule. Niby Vacation, ale wcale nie wygląda, jakby Danny w tym roku odpoczywał. Wręcz przeciwnie – obecny rok wydaje się być niezwykle produktywny. Wiosną otrzymaliśmy nagrane wspólnie z JPEGMAFIA, maniakalne Scaring The Hoes, a teraz jeszcze solowy album.
Co ciekawe, słychać między nimi spory kontrast. Śpiewany w większości na niższych rejestrach Quaranta to album niezwykle subtelny oraz najbardziej osobisty w twórczości Danny’ego. Artysta opowiada o swoich bolesnych doświadczeniach zebranych podczas czwartej dekady życia (z języka włoskiego tytuł oznacza czterdzieści). Nie dziwi zatem wrażliwy charakter krążka. Rozmawianie o uczuciach zawsze było istotne. W końcu po każdej burzy wychodzi słońce, a to właśnie w jego kierunku Danny Brown zdaje się obecnie zmierzać.
W 1998 roku Marcin Cichy oraz Igor Pudło po raz pierwszy spotkali się, aby wspólnie tworzyć muzykę. To, co później powstało, wykiełkowało z fascynacji jazzem oraz elektroniką. Starannie dobierane i świadomie zmodyfikowane sample gigantów polskiej szkoły jazzu, ułożone na elektronicznych motywach porwały odbiorców oraz krytyków. 25 lat później duet ma zbudowaną solidną, międzynarodową markę i nadal bawi się dźwiękami. Skalpel Artystą Tygodnia w Radiu LUZ.
Skalpel, używając stosów sampli zaczerpniętych z polskiej szkoły jazzu tworzy mylne wrażenie, że mamy do czynienia z wieloosobowym jazzowym składem. W rzeczywistości Marcin Cichy oraz Igor Pudło przekopali się przez historię polskiego jazzu w poszukiwaniu fragmentów, które mogliby wykorzystać w swoich utworach. Artyści czerpali od takich tuzów jak Józef Skrzek, Andrzej Kurylewicz, Zbigniew Namysłowski czy Laboratorium.
Chyba nie powinno mówić się o Skalpelu bez wspomienia o osobliwej estetyce, jaka towarzyszy twórczości zespołu. Często słyszy się, że muzyka duetu Skalpel jest filmowa. Zapytany o to w jakim stopniu sensacje wzrokowe przekładają się na jego muzykę, Marcin Cichy odpowiada, że obraz rzeczywiście jest dla niego czymś ważnym, a to co tworzy czasem nazywa pocztówkami dźwiękowymi. Dodatkowo sam zauważa, że jego muzyka ma w sobie coś filmowego. Na pierwszym LP artyści wprost zachęcali do zwizualizowania sobie wyimaginowanej wycieczki, na którą zabierają nas w utworze Break In.
Choć utwory zespołu Skalpel są tworzone komputerowo i oparte na samplach, podczas ich koncertów możemy usłyszeć wirtuozów perkusji, saksofonu czy kontrabasu. W 2019 roku, z inicjatywy muzyka i kompozytora, Patryka Piłasiewicza, duet wystąpił z siedemnastoosobową grupą instrumentalistów jako Skalpel Big Band. Cztery lata później, Marcin Cichy oraz Igor Pudło wrócili do tego pomysłu. 10 listopada ukazał się półtoragodzinny album zawierający najważniejsze utwory duetu, a 16 grudnia Skalpel Band (w ośmioosobowym składzie) zagra we Wrocławskim Narodowym Forum Muzyki.
Chociaż czasami nie do odróżnienia od live bandu, Skalpel zawsze parał się elektroniką. Zarówno Marcin Cichy jak i Igor Pudło w wielu wypowiedziach nawiązywali do współczesnych realiów tworzenia muzyki. Zdaniem duetu postęp technologii w kontekście sztuki to z punktu widzenia artysty wielkie wyswobodzenie. Przyrost jakości, ilości i dostępności narzędzi do produkcji muzyki znosi wszelkie limity oprócz jednego – limitu kreatywności artysty. Zapytani, jak mogliby opisać swoją relację z narzędziami, których używają, odpowiedzieli, że są jedynie rękami robotów.
Wydając krążek Highlight w 2020 roku, duet Skalpel zarysował swoim słuchaczom kierunek, w jakim chcieliby zmierzać w przyszłości. Artyści zaserwowali na nim niemal równe proporcje jazzu i elektroniki. Origins, wydany w listopadzie 2022 roku, ukazał fascynację duetu takimi gatunkami jak jungle czy IDM, a jazzowe sample są tu bardziej tłem niż motywem przewodnim.
Co gdyby powiedzieć, że zespół, który na przestrzeni lat w ramach swojej twórczości przerobił takie gatunki jak: jazz, jungle, IDM, ambient lub hip-hop (łącząc czasem wszystko w różnych proporcjach na jednym albumie) wcale nie lubi wykraczać poza swoją strefę komfortu? Początkowo ktoś mógłby powiedzieć, że bluźnierstwo albo szaleństwo. Okazuje się jednak, że artyści rzeczywiście nie lubią opuszczać swojej strefy komfortu. Marcin Cichy zdradził w jednym z wywiadów, że jako duet postrzegają proces tworzenia jako coś organicznego. Raczej nie ustanawiają sobie nowych celów, nie próbują nikogo przegonić. Chyba nawet nie przejmują się jakimś własnym potencjałem, który za wszelką cenę należy doścignąć. Skalpel robi muzykę, bo po prostu lubi. Fajnie usłyszeć coś takiego od artystów, którzy osiągnęli sukces na międzynarodową skalę, robią ciekawą muzykę, ale przede wszystkim zaczęli świeżo i po 25 latach tacy (świeży) pozostają.
Na koniec ciekawa myśl Igora Pudło nawiązująca do tematu wydawania muzyki na nośnikach fizycznych:
Uważam, że to jest akurat dobre, że muzyka się uwalnia od fizyczności. W gruncie rzeczy muzyka to rzecz niematerialna.
Nasze serwisy używają informacji zapisanych w plikach cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki, które możesz zmienić w dowolnej chwili.