Archiwum

Kaytraminé – 4EVA

Uwielbiam nazwy duetów powstałe z połączenia pseudonimów ich członków. Chwilowe zaskoczenie po ujrzeniu nieznanego mi wykonawcy szybko zastępuje bowiem ekscytacja, gdy rozszyfrowuję, coż to za dwóch gagatków zdecydowało się połączyć siły. Tak było przy okazji największej tego typu współpracy na rodzimej scenie w ostatnich latach, czyli Taconafide. Nie inaczej sprawa ma się w przypadku duo odpowiedzialnego za jeden z tegotygodniowych mocogorajów w Radiu LUZ.  Kaytraminé po chwilowej konsternacji okazuje się być wspólnym projektem producenta Kaytranady oraz rapera Aminé .

Jako pierwszą zapowiedź wspólnego albumu zdecydowali się oni zaprezentować światu singiel 4EVA. Od pierwszych dźwięków słychać tu rękę kanadyjsko-haitańskiego DJa. Odpowiedni kick, chwytliwość i gładkość melodii – wszystkie cechy charakterystyczne dla jego najlepszych produkcji są tu obecne. Aminé idealnie wpasowuje się w ten klimat nawijką równie swobodną co styl gry Steve’a Nasha i Devina Bookera – dwóch gwiazd NBA, które zasłużyły sobie na namedrop od rapera. Po złożeniu tych klocków w całość, z pomocą Pharrella Williamsa otrzymaliśmy kolorowo-pastelowy utwór, który dopomina się o zdominowanie playlist na wiosenno-letni spacer. Miejmy nadzieję, że reszta albumu, który ukaże się już 12 maja, utrzymana będzie w podobnej estetyce. A tym bardziej na równorzędnym poziomie.

Michał Lach

Jessie Ware – Begin Again

Przy pierwszym kontakcie z najnowszym dziełem Jessie Ware od razu nasunęły mi się skojarzenia z utworem Spotlight z jej poprzedniego albumu What’s Your Pleasure. Już sama idea takiego porównania mówi o klasie Begin Again. Główny singiel ostatniego longplaya Brytyjki jest bowiem moim zdaniem dziełem perfekcyjnym. Oba operują w szarej strefie na granicy marzeń sennych i rzeczywistości z niezwykłym wyrafinowaniem i dopracowaniem każdego detalu. Spotlight obezwładania swym subtelnie czarującym, zmysłowym pomysłem na silent disco. Begin Again zaś to oczekiwanie na zmianę na lepsze wyrażane majestatycznym głosem wokalistki. Na wybuch szleństwa w postaci eksplozji dęciaków zapewnianych przez brytyjski zespół jazzowy Kokoroko.

Rzadko kiedy zdarza się, by singiel swoim tytułem tak otwarcie zachęcał do ponownego odsłuchu. Wątpię co prawda, by taki zamiar przyświecał Ware przy wybieraniu nazwy dla najnowszego preludium albumu That! Feels! Good!. Zresztą, Begin Again jest tak oszałamiająco dobre, że nie potrzeba mi specjalnej zachęty do wciśnięcia po raz kolejny przycisku play.

Michał Lach

Tyler, The Creator – DOGTOOTH

Postawię sprawę jasno od samego początku – CALL ME IF YOU GET LOST to mój ulubiony album Tylera. Jasne, nie ma on tak transformującego wizerunek znaczenia jak Flower Boy. Nie jest również tak ambitny koncepcyjnie i nie zapędza się tak daleko w nieobecne dotychczas w dyskografii artysty dźwięki jak IGOR. Zawiera on jednak największą ilość utworów, do których uwielbiam wracać. Za przykład niech posłuży fenomenalne SWEET / I THOUGHT YOU WANTED TO DANCE. Sam zainteresowany ostatnio dostarczył mi kolejnego powodu, by upewnić się w moich uczuciach. Kilka dni temu ukazała się bowiem rozszerzona wersja tego wydawnictwa.

Co więc czeka na nas na CALL ME IF YOU GET LOST: The Estate Sale? To samo, co prawie 2 lata temu – atmosfera luksusowego dnia na jachcie na jeziorze genewskim (czym Tyler kilkukrotnie przechwala się w trakcie trwania płyty). Tę estetykę idealnie podkreślają teledyski i ubiór artysty w trakcie całej ery CMIYGL. Okonma perfekcyjnie układa dookoła siebie muzyczne puzzle, tworząc optymalne warunki do pokazania swojego niewątpliwego talentu jako raper. Jednocześnie prezentuje stale rosnące umiejętności jako producent i gospodarz albumu, czym błyszczał już niezwykle jasno na krążku IGOR.

DOGTOOTH to doskonały przykład utworu, gdzie wszystko jest na swoim miejscu. Subtelne chórki, donośne pianino, plumkające synthy, dudniący bit. Wszystko składa się w spójną całość, która w połączeniu z charyzmatyczną nawijką  jest prawdziwą manifestacją sukcesu. Zarówno materialnego, jak i artystycznego.

Tu przechodzimy jednak do jedynej nurtującej mnie kwestii. Tyler znany jest z tego, iż od 2011 roku z regualrnością metronomu wydaje co 2 lata kolejny albumu. Mam nadzieję, że to wspomnienie lata 2021 roku nie kwalfikuje się w jego oczach jako pełnoprawne wydawnictwo. Szczególnie biorąc pod uwagę doniesienia, że następny longplay może kierować się brzmieniowo jeszcze bardziej w stronę jazzu, a szczególnie bossa novy.

Michał Lach

PS : Dj Drama to dalej hypeman idealny

PS 2 : Utwór WHAT A DAY to właściwie w całości zsamplowany A Day In The Park Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak!

Burna Boy ft. J Balvin – Rollercoaster

Ponad dziewięć tysięcy kilometrów dzieli Port Hartcourt oraz Medellin, czyli miejsca narodzin Burna Boya oraz J Balvina. Łączy ich jednak zaskakująco dużo. Obaj są twarzami nurtów, które w ostatnich latach zajęły gigantyczny obszar mapy muzycznego świata. Ekspansja afrobeats oraz reggeatonu uczyniła z nich międzynarodowe gwiazdy, niosąc za sobą miliony, a nawet miliardy streamów. Nieobce są im również głośne współprace. Nic więc dziwnego, że w końcu wylądowali razem na jednym utworze.

Klimat zdecydowanie bardziej kieruje się w stronę delikatnie bujających dźwięków elektronicznej mieszanki gatunkowej, która narodziła się na początku stulecia w Nigerii i Ghanie. Dla Burny oczywiście jest to doskonale znane środowisko, jednak Książe Reggeatonu również bardzo gładko płynie po falach afrobeatu. Czy jest to Rollercoaster? Bardziej skłaniałbym się ku nieśpiesznej przejażdżce kabrioletem po centrum Lagosu w upalny, bezchmurny wieczór. Poziom endorfin niezależnie od wybranej aktywności powinien być podobny.

Michał Lach

Paramore – You First

Oczekiwania to straszna rzecz. Szczególnie w przypadku grupy tak kultowej jak Paramore. Powracającej dodatkowo po prawie 6 latach posuchy wydawniczej. Czy więc napompowany do pokaźnych rozmiarów balonik pękł?

Dla wielu This Is Why to bardziej dojrzałe wcielenie zespołu. Nie oznacza to jednak absolutnie, że stateczne i zachowawcze. Najlepszym tego przykładem jest właśnie tegotygodniowy mocograj – You First. Utwór buzuje nieokiełznaną energią Hayley Williams z genialnymi momentami wytchnienia przed refrenami oraz w trakcie bridge’u. Ten kontrast właśnie, poza byciem majstersztykiem kompozycyjnym pozwala w pełni uwidocznić możliwości wokalne frontmenki grupy. Jej charyzma połączona z soczystymi riffami Taylora Yorka oraz tętniącym rytmem wybijanym przez Zaca Farro składają się w najlepszy utwór albumu.

You First, podobnie jak i reszta This Is Why jest zarówno doskonałą laurką dla długoletnich fanów amerykańskiej grupy, jak i idealnym wprowadzeniem dla osób dotychczas bliżej niezaznajomionych z ich dyskografią. W tym i niżej podpisanego.

Michał Lach

Zima Stulecia – Lawina

Najnowszy projekt Marka Pędziwiatra (aka Latarnika) oraz Marcina Raka (aka Cancer G) ma na pozór niezbyt trafioną jak na obecne realia nazwę. Zima Stulecia w roku, w którym 1 stycznia powitał nas dwucyfrowym odczytem temperatury, z tym że plusowym, a nie minusowym? Wszystko rozjaśni się jednak, gdy zajrzy się w metrykę obu panów. Przyszli oni bowiem na świat w 1987 roku. Jego pierwsze miesiące szumnie ochrzczono właśnie tym terminem.

Lawina przenosi słuchacza w pół-filmową, pół-rzeczywistą polską końcówkę XX. wieku. Czerpiąc z inspiracji popkulturowych oraz mocno przyziemnych wspomnień tamtych czasów członkowie Błota oraz EABS zasypują słuchacza całą gamą mroźnych syntezatorów i pulsującym, house’owym bitem. Klimat zapiera dech, na szczęście mniej brutalnie niż tytułowa nawała śnieżna.

Mam nadzieję tylko, że moim wstępem nie załatwiłem nam wszystkim spóźnionego “remasteru” na 36-lecie tamtych mroźnych tygodni. Zdecydowanie jedyne Minus 30°C na jakie czekam w kolejnych dniach to album tego intrygującego duetu.

Michał Lach

Jessie Ware – Pearls

1036 dni. To dużo, czy mało? Na osi czasu wszechświata – niewyobrażalnie mało. Jako interwał pomiędzy kolejnymi albumami Jessie Ware to jednak nieznośnie dużo. Wyczekiwanie powoli dobiega końca, gdyż już 28 kwietnia głośnikami i słuchawkami zawładnie nowe długogrające dzieło Brytyjki – That! Feels Good!

Pearls podobnie jak zeszłoroczne, mocograjowe Free Yourself stanowi kontynuację stylistyki obranej na fenomenalnym albumie What’s Your Pleasure. Najnowszy singiel utrzymuje poziom tamtego wydawnictwa. Tworzy luksusowy nastrój obezwładniającej przyjemności, przymusza wręcz każdy skrawek ciała do wprawienia go w taneczne ruchy przy akompaniamencie pereł dźwięcznie uderzających o parkiet. Nieznośna lekkość bytu zamknięta w 4 minutach disco renesansu.

Michał Lach

Kali Uchis – I Wish You Roses

Każda strata niesie za sobą kilka etapów radzenia sobie z traumą. Nie inaczej jest w przypadku rozstania, bądź zakończenia innej bliskiej naszemu sercu relacji. Na końcu tej ciernistej drogi czeka na nas ukojenie –  akceptacja. Nie zawsze jednak jesteśmy w stanie na owym rozdrożu ofiarować na pożegnanie drugiej stronie bukiet róż. Chyba że trafią się wyjątkowo kłujące.

Po pomoc w nauce tych życzliwych emocji można zwrócić się do Kali Uchis. Jak twierdzi sama artystka, I Wish You Roses to utwór o rozstawaniu się z miłością, bez trzymania urazy i goryczy. Pragnienie to podkreśla atmosferyczna, zmysłowa muzyka, stanowiąca powrót do organicznych dźwięków z debiutanckiego albumu wokalistki – Isolation. Jej brzmienie bogatsze jest zarówno o muzyczne, jak i osobiste doświadczenia ostatnich lat. Gotowe by wystawić do słońca ciemnoczerwone płatki z pełną mocą i wdziękiem.

W tym roku róże zakwitły więc wyjątkowo wcześnie. A tegotygodniowy mocograj w Radiu LUZ to ledwie wielce wonny przedsmak albumu Red Moon In Venus. Jego premiera będzie mieć miejsce już 3 marca. Mam więc trochę czasu by pomyśleć nad kolejnymi kwiecistymi metaforami.

Michał Lach

Posłuchaj: Raper Mokebe: „Ja chcę koncerty i żywy fanbasik” [wywiad]

Mokebe w wywiadzie dla Radia LUZ
Mokebe, czyli artysta z Łukowa, po raz pierwszy szerzej opowiada o początkach swojej kariery w rozmowie dla Radia Luz. W podziemiu kojarzony za sprawą nielegalu Arcytektura, a szerzej znany z udziału w SB Starterze, czy gościnnego utworu na Rulecie od 1988. Obecnie stoi na przełomowym etapie przygotowań do wydania legalnego LP w Sony Music. Między pierwszymi po długiej przerwie singlami (Monopol’18 i Ledy na japie) a premierą albumu spotkaliśmy się w Warszawie na krótką rozmowę. W związku z nadchodzącą premierą porozmawialiśmy zarówno o tym co czeka  Mokebe w przyszłości i tym co ukształtowało jego drogę.

 

,,Wyglądało to tak, że puszczaliśmy beat z głośników (śmiech) i nawijaliśmy. Z tego samego mikrofonu był beat i wokal, więc ten numer oczywiście nigdy do sieci nie trafił. (…) Ale tak to się zaczynało…”

 

Jak wygląda praca nad albumem kiedy samodzielnie realizuje się wokale i trzyma pieczę nad konceptem wizualnym swoich teledysków? Kogo i jakich klimatów muzycznych możemy spodziewać się na nowym albumie? Jak wyglądały pierwsze podejścia do rapowania? Skąd w twórczości Mokebe francuskie motywy? Jak na przestrzeni lat przebiegały współpracę z innymi raperami i producentami? Czym jest Arcytektura i Neo Banda?

Dawid Sas

 

Denzel Curry – Walkin

Okładka singla "Walkin" od Denzela Curry'ego

Rok temu mogliście usłyszeć Walkin jako redakcyjnego mocograja, o którym pisał Janek Dąbrowski. W tym tygodniu singiel powraca na naszą powerplayową listę zajmując miejsce czwarte spośród STU SZTOSÓW roku 2022 wyróżnionych przez redakcję muzyczną Radia LUZ!

Denzel Curry zainspirowany motywem westernowej tułaczki przez życie, w pierwszym singlu z albumu Melt My Eyez, See Your Future przelewa swoje rozgoryczenie dotyczącego stanu świata. Raper rozlicza się z rasizmem systemowym oraz kapitalizmem, wobec których nie widzi zmiany na lepsze. Oprócz tego otwarcie mówi o swoich trudnoścaich, z jakimi zmaga się w obszarze zdrowia psychicznego. Cieszy fakt, że otwarcie mówi o korzyściach terapii oraz przerwaniu niezdrowych cykli zachowań. Niepokojące może być jedynie zastosowania w takim kontekście motywu „me, against the world”, ale cóż „cowboys, will be cowboys”.

Warstwa tekstowa Walkin zyskuje dzięki technicznemu popisowi rapera oraz pełnej oprawie audiowizualnej. Wykorzystanie doskonałego sampla z The Loving Touch Keith Mansfield podnosi emocjonalny wydźwięk utworu. Na początku wybrzmiewa więc nostalgiczny zaśpiew i pulsujący bas z pętli w połączeniu z klasycznym boombapowym brzmieniem. Patent dobrze znany, ale jakże sprawnie pobudzający kinematograficzne skojarzenia. Pozwoli nam to poczuć pustynny piach w butach.

Piękna pustyni Tabernas doświadczymy gdy pojawi się beatswitch. Chwila przerwy „as I toke my cigarettes, which I don’t even smoke” i rozbujane 80 bpm, zamieni się w żywiołowe 135 bpm, gdy z głośników wypalą klasyczne trapowe bębny. Jak stwierdził sam raper w rozmowie dla Geniusa, aby poczuć, że utwór jest kompletny, pojawiła się potrzeba, żeby go czymś dopalić. Producent Kal Banx zrozumiał doskonale tę potrzebę. Myślę, że wy zrozumiecie ją również słuchając Walkin. Wersję na pełnym trapowym wygarze zaserwowano niecałe pół roku później na remixie z gościnnym udziałem Key Glocka, który na pełnym laidbacku dokłada swoje 5 groszy.

Pomimo niezwykłej nośności singla, można stwierdzić, że współczesna publika ma umiarkowany popyt na rapowy western. Po roku singiel nie wykręcił szalonych liczb jak CLOUT COBAIN i nie został viralem jak Ultimate. Mimo wszystko Curry przebił się z Walkin do szerszej publiczność, zaliczając kolejny checkpoint w karierze z doskonałym występem w The Tonight Show Jimmy’ego Fallona. Wszystkim osłuchanym z oryginalną wersją polecam dla odświeżenia tą reinterpretację przygotowaną z pełnym aranżem live wraz z zespołem Cold Blooded Soul. Inne utwory z Melt My Eyez, See Your Future usłyszeć można również w takim wydaniu na rozszerzonej edycji albumu.

Michał Frysiak